Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Od kiedy Kiri został zmuszony do ''mieszkania'' z dominą minęły z trzy dni. Jego przyjaciele bardzo się o niego martwili, głównie przez to, że nie mieli z nim kontaktu. Jedynym oprócz blondyna, który widział Kirishime był deku. Do rezydencji Bakugo nie mógł wchodzić byle kto dlatego zawsze jak tu był to był tu służbowo jako medyk. I dziś tak właśnie było. Został tam wezwany. Bakugo nigdy osobiście nie przychodził do lecznicy zawsze kazał komuś wezwać Izuku do niego. Miał jakieś własne powody, by nie zbliżać się do tamtego terenu.

-kacchan...-mruknął cicho i otworzył usta chciał już powiedzieć coś znowu coś więcej, ale jak zawsze bakugo mu przerwał.

-morda...nie przyszedłeś tu gadać tylko go opatrzeć-mruknął patrząc na niższą omegę nieprzyjemnym wzrokiem

-no i to zrobiłem...ale te złamanie...jest okropne musiał przy tym mocno cierpieć-odetchnął- wiesz co ja o tym myślę...

-on jest mój i mogę robić z nim co chce, Jak będę mieć kaprys to nawet mogę go podpalić żywcem, a tobie nic do tego-Midoryia po prostu spuścił głowę nic nie mówiąc. Po tylu latach znajomości Katsu już wiedział, że po prostu nie da się z nim dogadać gdy jest wściekły.

-...będę szedł...bo mam dużo pracy-po prostu odszedł, a na pożegnanie usłyszał ciche prychnięcie od Bakugo.

''czy kiedyś będzie normalnie i dobrze na tym świecie?'' pomyślał i przymrużył oczy idąc przez rynek w stronę lecznicy. Poprawił torbę na ramieniu z lekarstwami i innymi opatrunkami, które użył do opatrzenia Kirishimy. Przechodząc przez rynek nie zdziwiło go to, że było bardzo głośno. Na środku placu zebrała się duża grupka ludzi, była tam jakaś omega, która krzyczała zła na klęczącego na piaszczystej ziemni alfę.  Nie byłoby w tym cos dziwnego gdy nie to, że ten zobaczył go kogoś znajomego

-Todoroki..?-popatrzył tam- Przepraszam...-przechodził pomiędzy ludźmi chcąc podejść do alfy-przepraszam chce przejść-mruknął -co tu się dzieje-mruknął widząc alfę na ziemi i widocznie bogatą omegę, która była zła i żądała publicznych przeprosin. Kobieta popatrzyła na lekarza marszcząc brwi i podeszła do niego- więc jednak masz właściciela-prychnęła mówiąc do Todo-a ty lepiej go pilnuj, bo następnym razem dam mu osobiście karę nie patrząc czy ma już omegę- fuknęła i odeszła, przez co tłum też szybko wrócił do swojej roboty. Mówiąc do siebie "medyk znalazł alfę" "oni są razem" i takie inne ploty

-...ale nie -szepnął, ale ta sobie już poszła i nikt go nie słuchał. To było trochę dla niego denerwujące, że wszyscy mu nie pozwalali dokańczać zdania - Todoroki- podszedł do niego i podał mu rękę by ten wstał

-Midoriya- kun.. nie musiałeś mi wcale pomagać -mruknął spokojnie otrzepując swoje ubranie z piachu

-nie chciał bym byś został przez nią ukarany...znam ją -westchnął- nie jednego jej męża już musiałem niestety ratować ..-westchnął kolejny raz-ona mogła by cię porządnie ukarać nawet jak byś był czyjś...dobrze, że pomyślała, że jesteśmy zaznaczeni albo planujemy to zrobić-mruknął -nie bardzo chciał bym patrzeć jak dostajesz kilkanaście batów za wpadnięcie na nią-pokręcił głowa i popatrzył na niego i odkrząknął -boo...takie rany bardzo długo się to leczy i mogą być po nich blizny znaczy...ja nie mam nic do blizn s-sam mam przecież trochę dużo z polowań...i w ogóle-mruknął nerwowo patrząc na niego

-..dziękuje w takim razie- popatrzył na niego i złapał jego dłoń, a  swoimi zimnymi ustami dotknął jego dłoni składając tym samym mały pocałunek na niej

-n-nie dziękuj mi...taka moja praca...zawsze jeśli będziesz potrzebował pomocy medycznej możesz przyjść do lecznicy. Tam pracuje więc zawsze mnie tam powinieneś znaleźć-powiedział pokazując w stronę gdzie jest lecznica

-dziękuje na pewno skorzystam-mruknął

*godzinę wcześniej rezydencja Bakugo*

Oparł się plecami o ścianę, siedział po turecku na podłodze. Codziennie o tej samej godzinie dostawał posiłek jeden w ciągu dnia. Patrzył w stronę drzwi lekko marszcząc brwi, a gdy zobaczył w nich bakugo popatrzył na niego chcąc po prostu wrócić do rozmowy sprzed pół godziny.

-wytłumacz mi jedną rzecz-popatrzył na niego marszcząc brwi. Bakugo skrzyżował ręce na piersi unosząc brew tym samym dając mu mówić- czy każdy alfa kiedyś był zły? Czy każdy alfa ranił omegę?-popatrzył na niego- to jest całkowicie nie fer. Ranisz alfy nie znając ich przeszłości skąd wiesz, że nie przeszły podobnego co omegi...albo ty?-zerknął na niego -nie bronie wszystkich z mojej rasy, bo wiem, że są tacy co zasługują na taki los jak mój ojciec dostał, ale ty bierzesz wszystkich do tego samego worka. Wolisz się zamknąć za ścianą złości myśląc, że katowanie i zabijanie alf przyniesie ci ulgę, ale czym bardziej w to brniesz tym chcesz to więcej bo to nie wyładowuje tego co masz w środku mam racje prawda?

-już to kiedyś mówiłem....ale ci powtórzę-popatrzył na niego- będzie pokój jak WSZYSTKIE alfy zrozumieją co to jest być mieszanym z gównem. Cieszy mnie, że byłeś "dobrym" alfą, ale nie będziesz jebanym wyjątkiem -zmarszczył brwi-chce stworzyć pokój, ale alfy muszą zrozumieć, że wcale nie są lepsze od reszty-prychnął-wiesz ile alf mi powiedziało "byłem zawsze taki dobry dla omeg"? A kurwa wiem, że tak naprawdę znęcali się nad omegami ze swojej rodziny. Myślisz, że teraz ci mogę uwierzyć i cię wypuszczę? Nie! Musiało by mnie coś mocno jebnąć w głowę bym zrobił kiedyś jakiś jebany wyjątek!-krzyknął na niego

-jeśli ktoś jest zły zawsze taki będzie i większość alf nawet tym nie zmienisz. Tu trzeba czegoś więcej czegoś, co ty nie widzisz-patrzył na omegę z powagą. Domina popatrzył na niego zaczął powoli do niego podchodzić i otworzył usta po czym powiedział

-masz racje...-uśmiechnął się- w takim razie pociągniemy takie rządy parę, słodkich, długich pięknych lat-uśmiechnął się z wyższością i rzucił przed niego miskę z jedzeniem przez co podłoga się trochę pobrudziła.-alfy same sobie tego nawarzyły to teraz niech wypiją to piwo, bo następne lata będą horrorem-zaśmiał się- Nie masz już nic do powiedzenia?-uniósł brew- w takim razie do zobaczenia...przyjdę wieczorem, bo mam bardzo dużą ochotę cię wypieprzyć -popatrzył na niego i się zaśmiał

///

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro