Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

161. 🕊Wasz ślub + wesele🕊

Pamiętajcie o końcowym Bonusiku z naszym cudownym Arturito!

Profesor -

Stałaś właśnie przed jednym z małych, aczkolwiek pięknych kościołów w Rzymie. Wszyscy goście, wraz z twoim ukochanym czekali na ciebie w środku.

- Wdech... i wydech... - mówiłaś sama do siebie. Nie byłaś pewna czy jesteś gotowa.

Nagle poczułaś na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłaś się i zobaczyłaś uśmiechniętego Berlina.

- To co? Idziemy? - zapytał. To właśnie jego poprosiłaś, aby poprowadził cię do ołtarza.

- Nie wiem.. - spuściłaś głowę.

- Ej ej ej! - stanął na przeciw ciebie i chwycił cię za oba ramiona - Ja wiem, że mój brat to szaleniec i idiota, ale chyba nie masz zamiaru się teraz wycofać? - powiedział, a ty się zaśmiałaś.

- Po prostu się stresuje.

- To normalne. Rozpoczynasz nowy etap swojego życia. Też się stresowałem. Przestałem jakoś od.. hmm... trzeciego ślubu?

- Co?

- Nic... To co? Idziemy? - podał ci ramię i uśmiechnął się, aby dodać ci otuchy.

- Idziemy - powiedziałaś już bardziej pewna.

Szliście przez pięknie ustrojony kościół, wszyscy goście patrzyli na was i podziwiali twoją urodę. Gdy w końcu dotarłaś do ołtarza spojrzałaś na Sergio i uśmiechnęłaś się najszerzej jak potrafiłaś, co niepewnie odwzajemnił. Widziałaś po jego zachowaniu, że denerwuje się nie mniej niż ty.

Stanęłaś naprzeciw niego, a on złapał cię za rękę. Patrząc sobie w oczy powtarzaliście słowa przysięgi małżeńskiej i połączyliście się na wieki, piętnując wasz związek namiętnym pocałunkiem.

Po tym pięknym wydarzeniu odbyło się huczne wesele, na którym wy jak i wszyscy goście bawiliście się świetnie.

Berlin -

Wstaliście wcześnie rano i wsiedliście w samolot. Podróż minęła wam bardzo przyjemnie w waszym towarzystwie. Berlin co chwilę opowiadał ci jakieś śmieszne historie albo po prostu mówił jak bardzo cię kocha.

Kiedy wylądowaliście w Los Angeles  przyszła pora na małe poprawki. Nairobi pomogła ci się przygotować, uczesała cię oraz  pomalowała.

- Dziewczyno! Wyglądasz bosko! Jakbym mogła sama bym cię poślubiła - krzyczała Nairobi.

Zaśmiałaś się lekko, przytuliłaś dziewczynę i skierowałaś się w kierunku kościoła. Był to mały drewniany kościółek z dużymi oknami na piękna polanę, na której pasły się konie. Było cudownie.

Szłaś powoli do ołtarza, kiedy wszystkie spojrzenia skierowane były na ciebie. Wyglądałaś olśniewająco. Kiedy w końcu stanęłaś koło swojego wybranka ten aż zaniemówił, bo nie odzywał się przez dłuższą i wręcz pożerał cię wzrokiem.

Kiedy w konću się obudził po kilku próbach księdza przywrócenia go na ziemię zaczęła się ceremonia. Cały ten czas patrzeliście sobie w oczy z miłością. W końcu przyrzekliście sobie miłość na wieki potwierdzając ją namiętnym pocałunkiem. Gdy wreszcie się od siebie oderwaliście, już miałaś odwrócić się w kierunku gości, jednak coś cię powstrzymało. Berlin złapał cię za rękę przyciagając do siebie i szepnął ci zalotnie do ucha:

- Kocham cię [T.I.]...

Zaśmiałaś się cicho i złapałaś go za rękę kierując was w głąb kościoła do uśmiechniętych gości.

Zaraz po pięknym ślubie odbyło się wesele. Huczne... wesele. Alkohol lał się beczkami, jedzenia nie brakowało, a o muzykę zadbał sam Berlin. Pod koniec zaśpiewał ci piosenkę o tym, jak bardzo cię kocha.

Denver -

- Gotowe! Denver padnie trupem - oznajmiła Nairobi, odkładając na komodę szczotkę do włosów.

- Jak wypije moje drinki to napewno padnie - powiedziała Tokyo z uśmieszkiem na twarzy.

- Nie upij mi przyszłego męża...

- Sam się schleje. Pewnie szybciej niż ja mu cokolwiek wcisne -  Tokyo wstała z krzesła. - W takim razie pilnuj Reksia - rzuciła krótko i wyszła z pokoju.

Westchnęłaś tylko i spojrzałaś na swoje odbicie w lustrze.

- Dobrze... Możemy iść - rzuciłaś niepewnie i wstałaś.

Wyszłyście na zewnątrz. Słońce mocno grzało i wiał lekki wietrzyk. Idealna pogoda na ślub. Musiałyście pojechać na plażę, więc wsiadłyście do auta i ruszyłyście. Przez całą drogę bardzo się stresowałaś i próbowałaś uspokoić drżenie rąk.

Po dojechaniu na miejsce, wysiadłaś z samochodu i razem z dwoma przyjaciółkami poszłyście w stronę plaży. Widziałaś już tłum gości i księdza przy ołtarzu.

Ceremonia ślubu się rozpoczęła. Muzyka grała w tle, a ty z uśmiechem szłaś do ołtarza. Widziałaś zadowolonego Denvera, obok niego stał również uśmiechnięty Rio. Po drugiej stronie stały Nairobi i Tokyo. Podałaś jednej z nich bukiet i stanęłaś obok ukochanego. Gdy przyrzekliście sobie wierność i miłość oraz nałożyliście sobie obrączki, pocałowaliście się. Goście zaczęli wiwatować.

- BRAWO! - krzyknął Moskwa, który płakał z radości.

Po ślubie nadszedł czas na zabawę. W jednej z knajpek odbyło się wesele. Zabawy, tańce, śpiewy trwały aż do rana.

Co do akcji na weselu, dwie szczególnie zapadły ci w pamięć.

Pierwsza to oczywiście wasz pierwszy taniec. Tańczyliście do piosenki "Time of my life" z filmu "Dirty Dancing". Denverowi udało się ciebie podnieść, tyle, że przypadkiem upuścił cię i poleciałaś na tort...

Druga akcja była dla ciebie czymś okropnym.

- Ej Nairobi, gdzie Denver? - spytałaś.

- Wyszedł. Tokyo chciała z nim porozmawiać, poszli chyba na plażę - odpowiedziała.

- A, w porządku, dzięki

Pobiegłaś na plażę i gdy tylko zobaczyłaś te dwójkę zesztywniałaś. Tokyo przysuwała się co chwila do Denvera i łapała za jego guziki koszuli. Po minie chłopaka, mogłaś wyczytać, że był zdezorientowany i próbował się wyrwać Tokyo.

- Puszczaj... Co ty sobie myślisz? - usłyszałaś głos Denvera.

Ruszyłaś w ich stronę. Bez żadnego przemyślenia, odepchnęłaś dziewczynę od Denvera.

- Ty szmato... - łzy zaczęły ci spływać po policzkach. - Byłaś moją przyjaciółką! Ufałam ci do cholery!

Tokyo nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła głupio się szczerzyć.

- Wynoś się z mojego wesela! - rzuciłaś ostro w jej stronę. Chwyciłaś Denvera za rękę i wróciliście na salę. Resztę wieczoru spędziłaś w objęciach ukochanego.

Helsinki -

Wasz ślub to była jedna wielka impreza. A dokładniej wesele.... Ślub odbył się na polu golfowym, które było pięknie przystrojone w związku z zaistniałą sytuacją. Wyznaliście sobie miłość oraz przyrzekliście wierność na wieki i pojechaliście do miejsca, w którym odbywało się wesele.

Przyszedł czas na pierwszy taniec. Goście nie mieli pojęcia co przygotowaliście na tę okazję.
Ustawiliście się w ustalonych wcześniej pozycjach. Skinęłaś głową do DJ'a żeby zapuścił beata. Z głośników nagle zaczęła wydobywać się głośna muzyka. Była to oczywiście piosenka Zenka Martyniuka – „Pragnienie miłości". Zatańczyliście idealnie przygotowany przez was układ, a goście wiwatowali i klaskali. W połowie dołączyła do was Nairobi z Marsylią i Berlinem. Bawiliście się w najlepsze śmiejąc się w niebogłosy. Profesor tylko siedział zażenowany przy stole...

Pod koniec zatańczyliście wtuleni w siebie do jakiejś wolnej piosenki, wiedząc, że nie zapomnicie tej nocy do końca życia.

Rio -

Na wasz ślub zarezerwowaliście sobie cały weekend. W piątek wieczorem wyjechaliście w góry, a w sobotę odbyła się cała ceremonia wraz z weselem.

- Dziecko jak pięknie wyglądasz – usłyszałaś głos swojej mamy, która wycierała łzy.

- Mamo nie płacz – zaśmiałaś się – Nawet nie zaczął się ślub.

- Oj tam to ja na zawał zejdę – zaśmiałyście się.

Patrzyłaś na siebie w lustro i uśmiechnęłaś się niepewnie. Nagle poczułaś ręce twojej mamy na swoich biodrach. Przytuliła się od tyłu.

- Jesteś śliczna – powiedziała i wzięła cię za rękę prowadząc w stronę kościoła.

Ślub odbył się w malutkim kościele, który pięknie wyglądał na tle górskiego krajobrazu. Podczas ceremonii Rio uronił kilka łez, ty również się nie powstrzymywałaś. Kiedy wpadliście sobie w ramiona łącząc się już na zawsze usłyszałaś dziki szloch twojej mamy, która właśnie wycierała nos w chusteczkę. Uśmiechnęła się do ciebie, a ty się zaśmiałaś.

Wasz ślub był jak z bajki. Zaraz po nim odbyło się wesele. Bawiliście się świetnie! Cały wieczór spędziliście ciesząc się nawzajem swoim towarzystwem.

Tokyo -

Razem z Tokyo postanowiłyście, że wasz ślub musi być inny niż wszystkie. Nie chciałyście standardowo wyznawać sobie miłości w kościele. Chciałyście coś co będzie tylko wasze. Dlatego Tokyo zaproponowała, że weźmiecie ślub w waszym ulubionym klubie. Na początku myślałaś, że to żart, ale w końcu zgodziłaś się na tę propozycję.

 
Wasz znajomy, właściciel klubu przygotował i przystroił pięknie salę i zadbał o alkohol i przekąski. Kiedy wszyscy goście przyszli zaczęła się impreza. A dokładniej zaczął ją wasz pierwszy taniec. Tańczyłyście do WAP. Wszyscy goście dosłownie pożerali was wzrokiem oraz podziwiali wasze umiejętności taneczne. Po tym... dzikim tańcu DJ puścił muzykę i wszyscy zaczęli tańczyć.

Bawiłyście się wspaniale. Było dokładnie tak jak to sobie wymarzyłyście.

Nairobi -

Wrotki. To one was połączyły. To właśnie dzięki nim znalazłyście się dzisiaj na ogromnym wrotkowisku. Na środku toru wymieniłyście się obrączkami i wyznałyście sobie miłość na wieki.

Goście płakali ze wzruszenia i klaskali wam. Po wszystkich formułkach, zaczęła się zabawa. Ludzie tańczyli, rozmawiali, śpiewali, alkohol się lał i było bardzo wesoło. Wasz pierwszy taniec, wiadomo, tanczyłyście go na wrotkach. To było coś wspaniałego. 

- Gorzko! Gorzko! - krzyczał Helsinki, który był już bardzo pijany. Wykrzykiwał te słowa co jakiś czas.

Wszyscy zaczęli się śmiać, a po chwili powtarzać po nim. Zaczęłyście się całować. Musiał was oderwać od siebie Rio, bo już zaczęłyście sie rozbierać.

Lizbona -

- Raquel! Wyglądasz cudownie! - Mama Raquel stała w drzwiach pokoju i spoglądała na swoją córkę. Otarła łze, która spłynęła jej po policzku.

- Już płaczesz? - zaśmiała się Raquel.

- Tak bardzo cieszę się, że moja córeczka znalazła kogoś, kto w końcu jest dla niej dobry i się o nią troszczy - uśmiechnęła się serdecznie i przytuliła od tyłu dziewczynę. - Chodźmy, bo się spóźnimy

Stałaś na zewnątrz i razem z paroma osobami czekaliście na Raquel i jej mamę.

- Ile można się szykować? - westchnął Denver. - Chcę się nachlać

- Nie będzie alkoholu - powiedziałaś z powagą na twarzy.

- SŁUCHAM!? BÓG WAS OPUŚCIŁ!? - krzyknął Denver, odwracając twarz w twoją stronę. Był załamany.

- Żartuje! - lekko się uśmiechnęłaś i spojrzałaś na domek, z którego właśnie wychodziła Lizbona.

- Haha super żart... Miałem zawał - Również spojrzał na domek. - Wow...

Ciebie także zatkało. Lizbona wyglądała ślicznie.

- Wygląda lepiej niż ty - powiedział rozbawiony Denver.

- Aha... Dzięki wiesz

Ignorując już dalsze gadki Denvera, podbiegłaś do Raquel i rzuciłaś się jej w ramiona.

- Ślicznie wyglądasz... - szepnęłaś jej do ucha.

- Ty także

Gdy już oderwałyście się od siebie, wsiadłyście do bryczki, która zawiozła was i resztę osób na miejsce, w którym miał odbyć się ślub. Czyli na pole. Ogółem byliście na wsi u wujka Lizbony.  Dziewczyna zawsze marzyła o tym aby wziąć ślub na wsi i właśnie to marzenie  się dzisiejszego dnia spełniło. Stanęłyście przed prowizorycznym ołtarzem i wyznałyście miłość po wieki. Goście, w szczególności matka Lizbony, płakała z radości. Po ślubie, goście wręczyli wam prezenty i nadszedł czas na wesele. Wszyscy zebrani pojechali kawałek dalej, do mniejsca, w którym mieściła się sala weselna. Muzyka była cudowna, jedzenia full, a wyczekiwany przez Denvera alkohol lał się garściami. Ludzie tańcowali i śpiewali różne weselne przyśpiewki, krótko mówiąc zabawa na całego.

Sztokholm -

Wasz ślub odbył się w wielkim kościele w Hiszpanii. Sam jego widok z zewnątrz robił wrażenie, nie mówiąc już o środku. Był po prostu piękny.

- Wciągnij brzuch! – jęknęła zmęczona Lizbona, która właśnie wiązała ci gorset.

- Wciągam! – krzyknęłaś.

- Czekaj mam! Jeszcze chwila! - powiedziała i pociągnęła jeszcze mocniej – Gotowe.

- Jak ja mam w tym oddychać?

- Nie wiem. Nie oddychaj – zaśmiałyście się.

Podziękowałaś Lizbonie za pomoc i udałaś się w kierunku kościoła. Gdy zobaczyłaś Monicę opadła ci szczęka. Wyglądała tak pięknie. Uśmiechnęła się do ciebie i złapała cię za rękę.
Powtarzałyście wszystko co mówił ksiądz, aż w końcu nastał moment, w którym miałyście się pocałować. Monica pocałowała się lekko, co z przyjemnością odwzajemniłaś.
Po cudownym ślubie odbyło się wesele. Bardzo dobrze się na nim bawiłyście. Tańczyłyście, śpiewałyście i piłyście świętując to, że właśnie stałyście się jednością.

Palermo -

Wasz ślub... był inny. Oboje prezentowaliście się pięknie oraz byliście bardzo szczęśliwi. Ślub odbył się w urzędzie. A udzielał go oczywiście sam Biedroń - tak jak Palermo sobie wymarzył. Zdawało ci się, że coś za dużo się do niego uśmiechał... ale to było tylko wrażenie. Po pięknym ślubie pojechaliście na wesele. Biedroń oczywiście był zaproszony. Sala wyglądała pięknie, dekoracje cudownie ze sobą współgrały. Wszyscy goście bardzo dobrze się bawili, jak i wy oczywiście. Po kilku kieliszkach jednak twojemu już mężowi trochę odbiło...

- Dawaj Robert!! Tańczymy! - krzyknął Palermo i wskoczył na stół.

- Lecę do ciebie! - wrzasnął do niego Biedroń i wskoczył za nim.

Próbowałaś ignorować wszystkie dziwne spojrzenia gości i udawać, że nic się nie dzieje. Jednak Palermo zaczął się rozbierać...

- Eee to może już koniec tej zabawy! - krzyknęłaś i ściągnęłaś go ze stołu.

Biedroń został.

Poprosiłaś DJ'a o wolniejszy kawałek i resztę tego wieczoru przetańczyłaś w ramionach swojego wybranka.

Marsylia -

Niebo za oknem było nieskazitelnie czyste, żadnej chmurki, słonko świeciło - idealna pogoda na ślub. Odeszłaś od okna i spojrzałaś na Profesora i Berlina, którzy pomagali ci się przygotować.

- Mmm, szkoda, że to ze mną się nie żenisz - powiedział Berlin, lustrując cię wzrokiem. Profesor szturchnął go łokciem. - No co? Wąsacz ma szczęście i tyle.

Wyszliście w trójkę z domu i wsiedliście do aut. Ślub miał odbyć się w parku, w centrum Nowego Jorku. Byłaś bardzo spięta i zdenerwowana.

Gdy dojechaliście, nie mogłaś uwierzyć oczom. Wszystko wyglądało lepiej niż przypuszczałaś. Goście już siedzieli na krzesłach, a twój ukochany stał przy ołtarzu i czekał cierpliwie. Stanęłaś na końcu i wzięłaś Profesora pod ramię. To on miał cię odprowadzić do ołtarza. Zaczęliście iść. Widziałaś jak Marsylia podziwia każdy twój ruch i lekko się uśmiecha. Widać było, jaki był zestresowany, próbował ukryć drżenie rąk.

W końcu stanęłaś przy ukochanym. Spojrzeliście sobie głęboko w oczy. Wyznaliście sobie miłość i wierność. Na końcu pocałunek i oklaski gości. No a po ślubie, huczne wesele! Było cudownie. Nawet przypadkowi ludzie znaleźli się na waszym weselu. Jedynym minusem był deszcz, który zaskoczył was w środku imprezy, ale mało się tym przejmowaliście.

Bogota

- Japiernicze ale się boję. Trzeba zapić strach - wzięłaś łyk wina, który zamienił się w więcej niż jeden łyk. 

Nagle do pokoju, w którym siedziałaś i się szykowałaś wszedł Profesor i spojrzał na ciebie surowym wzrokiem.

  - Czemu pijesz? Jeszcze nawet ślub się nie zaczął 

 - Ale ja się denerwuje! Zapijam strach - odpowiedziałaś zirytowana. 

 - Tak jak Bogota... - Do pokoju weszła nagle Nairobi, trzymając w ręku torebkę.

 - No widzicie! - Wzięłaś łyk wina.

 - Pijaki... - mruknął Profesor i wyszedł. 

 W końcu trochę pewniejsza siebie, ale ze skutkiem kręcenia ci się w głowie, wyszłaś z pokoju za Nairobi. Twój i Bogoty ślub miał się odbyć na wieży Eiffla. Tam właśnie zmierzaliście. Gdy już wszyscy goście siedzieli, zaczęłaś iść w stronę ołtarza. Z bananem na twarzy szłaś pewnie z podniesioną wysoko głową. Winko za kilka złoty dodało ci powera! Stanęłaś obok ukochanego i od razu go pocałowałaś. Mmm jego usta smakują jak nasza ulubiona wiśnióweczka - pomyślałaś. 

 - Tak na dobry początek! - spojrzałaś na księdza. - Dawaj te przykazania miłości! Gdy już wszystkie formułki poleciały i skończyliście na namiętnym pocałunku, miało zacząć się wesele. Tańczyliście, śpiewaliście i chlaliście na potęgę.

BONUSIK:
Arturo -

Siedziałaś w swojej pięknej sukni na  zimnym nagrobku i czekałaś na swojego ukochanego. Padał deszcz, wiał zimny wiart i robiło się coraz ciemniej, ale dalej czekałaś. Rozejrzałaś się dookoła. Przy kilku drzewach stał łuk weselny, stworzony przez Arturo z gałęzi, mchu i błota. Po obu jego stronach stały w wazonach zwiędłe, suche kwiaty. Na ziemi był rozłożony stary, pogięty dywan o zgniło zielonym kolorze. Przed "ołtarzem" stało kilka ławek, a całość rozświetlały, wiszące na drzewach lampiony. No i oczywiście światło dawały też znicze stojące na grobach. Spojrzałaś na zegarek, dochodziła osiemnasta. Oparłaś łokcie na kolanach i dalej czekałaś na swój ślub.

Po dwóch godzinach w końcu zjawił się Arturo wraz ze swoją rodziną i waszymi przyjaciółmi. Spojrzałaś w ich kierunku i wstałaś. Otrzepałaś suknie z liśći i poprawiłaś rozwiane włosy. Arturo właśnie pożegnał się z jakąś młodszą od ciebie dziewczyną o ciemnych, długich włosach i bardzo przykrótkiej sukience. Zdziwiłaś się bardzo, ponieważ nie znałaś tej dziewczyny. Podszedł do ciebie Arturo i powiedział:

- Dziewczyno! Jak ty wyglądasz...

- A wiem dziękuję - zachichotałaś z radości.

- Za co dziękujesz? Wyglądasz paskudnie! Weź się popraw, nie zrób wstydu przy mojej mamusi - powiedział ostro i zaczął rozplątywać ci kołtuny na włosach. Posmutniałaś, ale wiedziałaś, że musisz się ładnie prezentować i zaczęłaś dokładniej poprawiać suknię.

- Arturo, kim była ta dziewczyna? - spytałaś po chwili.

- Marzena - mruknął i skończył poprawiać ci włosy. - Mówiłem ci o niej, nie pamiętasz?

- Nie kojarzę wiesz...

- Kochanka moja - przywrócił oczami i złapał cię za rękę. - Chodź, poznasz moją mamcię.

- Aaa tak! Kochanka! Zapomniałam - uśmiechnęłaś się i poszłaś z Arturo.

Na jednej ławce siedziała matka Artura. Była potężnie zbudowana, ale niska. Miała bujne, czarne loki, które opadały jej na szerokie ramiona i brązowe oczy schowane za dużymi okularami. Ubrana była w długą tunike o panterkowym wzorze, czarne rajstopy i również o tym samym kolorze co tunika buty na małym obcasie. Rzecz, która najbardziej przyciągnęła twoją uwagę, był to jej wisiorek na szyji, a dokładniej wielkie nożyce zawieszone na łańcuszku. Matka Artura siedziała wyprostowana, miała założoną nogę na nogę i kurczowo ściskała w ręku swoją czarną torebkę.

- Mamciu to moja przyszła żona [T.I] - oznajmił zadowolony Arturo.

Kobieta spojrzała na ciebie spod okularów surowym wzrokiem. Mine miała niezadowoloną.

- Synu, a cóż to za ogr? - Kobieta podniosła się i przyjrzała ci się z bliska. - Masakra..

- Dzień dobry proszę Pani - ukłoniłaś się nisko.

- Chociaż ma maniery, dobrze zaczynajmy te uroczystość - Matka znowu usiadła na swoje miejsce i czekała na rozpoczęcie.

Reszta rodziny i przyjaciele również zajęli swoje miejsca. Stanęłaś obok Artura przy ołtarzu i złapałaś go za ręce.

- [T.I] czy bierzesz tego pięknego - Ksiądz aż sie zarumienił. - mężczyznę za męża?

- Tak, biorę!

- A czy ty Arturo Marek Szczepan Zielonapietruszka Bob Marian Roman bierzesz te kobietę za żonę?

Nastała chwila milczenia. Długa, stresująca dla ciebie cisza. Arturo spojrzał na gości i na swoją matkę.

- Możesz się jeszcze wycofać! Bożenka jest wolna! - krzyknęła matka, ale Arturo nie chciał się wycofać.

- Tak, biorę! - odpowiedział pewnie i donośnie Arturo. Jego siła głosu spowodowała, że kawałek błota spadło tobie i jemu na głowę. Wszyscy na cmentarzu oprócz jego rodziny i waszych przyjaciół ryknęła śmiechem. Arturo widząc twoje łzy na policzkach, wyciągnął z kieszeni swoje ulubione nożyczki i rzucił się na najbliżej stojące (obce) osoby i zaczął je dźgać najszybciej jak potrafi. Reszta ludzi widząc co się dzieje, rzuciła się z krzykiem w stronę wyjścia, ale Arturo był szybszy. Poruszał się jak gepard, szybko i zwinnie atakował kolejne osoby. Ty, matka Arturo jak i wszyscy wasi goście biliście mu brawo.

Kiedy Arturo skończył i zostawił porozrzucanych po całym cmentarzu stosiki trupów, przybiegł, złapał cię w talii i przyciągnął do siebie, a następnie pocałował namiętnie. Odwzajemniłaś to.

Matka Arturo aż wstała i zaczęła płakać.

Po ślubie, nadszedł czas na wesele. Również odbył się on na cmentarzu, tylko kilka przecznic dalej od miejsca ślubu. Miejsce weselne wyglądało cudownie, stoły przykryte zielonymi obrusami były obstawione misami pełnymi jedzenia. Obok półmisków, stały butelki z tanim alkoholem, a nawet gdzieniegdzie walał się niezły towar od kuzyna Arturita. Muzyka była głośna i różnorodna, raz niemieckie techno, a raz pogrzebowe pieśni. Ludzie bawili się, śpiewali, niektórzy biegali po cmentarzu albo tak jak matka Arturo komentowała niektóre pogrzeby:

- Do piachu z nim! - krzyczała radośnie. - Nigdy go nie lubiłam

Oprócz obowiązkowego pierwszego tańca, śpiewów i typowo klasycznych rzeczy, były też przyszykowane dla gości konkursy: Rzut nożyczkami w grabarza, taniec z nożyczkami albo zamknięcie się na dwie godziny w trumnie = w tym wypadku nagroda podwójna. Właśnie nagrody! Osoba, która wygrywała konkurs dostawała...zapas nożyczek na rok!







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro