Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. ❤Jak wyznał/a Ci miłość?❤

Profesor - Siedziałas w swoim nowym, tymczasowym pokoju, w nowym domu. Tak, zgodziłaś się na plan Profesora, na wzięcie udziału w napadzie. Ze względu na umiejętności negacjotatorskie, zdolność planowania oraz inteligencję, Profesor wyznaczył Cię abyś była drugim mózgiem operacji. Bardzo cieszyłaś sie z tego z tego powodu, dlatego, że będziesz blisko swojego najlepszego przyjaciela. Byłaś już w tym domu miesiąc, tak jak reszta, których poznałaś. Najbardziej polubiłaś Nairobi, Helsinki, Denvera i Moskwę. Podczas lekcji stałaś lub siedziałaś obok Profesora, który tłumaczył wszystkim co i jak.
Miesiac temu, na pierwszej lekcji, Sergio powiedział dwie rzeczy. Pierwsza, że nie można używać prawdziwego imienia, tylko nazywać się jak miasta (Zostałaś Atenami), oraz druga rzecz, że nie można wchodzić w bliższe relacje z innymi członkami zespołu. Po tej zasadzie, zesmutniałaś. Chciałaś zrobić krok naprzód i powiedzieć swojemu przyjacielowi co naprawdę czujesz, być z nim, ożenić się, mieć piątkę wspaniałych dzieci i na starość mieszkać na bezludnej wyspie póki śmierć was nie rozłączy. ALE Sergio w tamtej oto chwili zepsuł Ci wszystkie marzenia.
Przez ten miesiąc próbowałaś wmówić sobie, że go nie kochasz, że to tylko twój przyjaciel, nic więcej, ale siedząc w swoim pokoju zrozumiałaś, że nie dasz rady, że musisz mu powiedzieć co do niego czujesz. Wstałaś więc i wyszłaś z pokoju. Była jakaś dziesiąta wieczorem. Zapukałaś do jego drzwi.

- Hej! - uśmiechnęłaś się miło, jak tylko otworzył drzwi. - Przepraszam, że tak późno przychodzę, ale... - nie dokonczyłaś, bo nagle złapał Cię za rękę i wciągnął do pokoju.

- Cieszę sie, że przyszłaś! - uśmiechnął się, patrząc Ci w oczy. - Muszę ci coś powiedzieć... - nagle jego twarz zalała nieśmiałość.

- Ja tez muszę Ci coś powiedzieć - mruknęłaś. Poczułaś, że zaczyna Ci sie robić trochę gorąco.

- Em, a okej. Mów pierwsza.

- E... No więc... Jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz, że cie lubię. Ale...

- Ale? - widać było w jego oczach zdenerwowanie.

- Czuję do ciebie coś więcej niż przyjaźń - czułaś jak serce bije ci jak szalone.

- Ja... - urwał na chwilę, otwierając szeroko oczy. - To samo ci chciałem powiedzieć

- Co? - zdziwiłaś się. - Ale jak, co? Przecież to ty ustawiłeś takie zasady

- Wiem. I tych zasad chciałem się trzymać, ale gdy tylko pojawiałaś się obok mnie... Jak patrzę na ciebie to serce od razu mi nawala jak głupie. Chcę Cię przytulić, pocałować... - nachyliłaś się do niego i pocałowałaś go. Sergio złapał Cię jedną ręką za talię i przyciągnął bliżej siebie. Całowaliście się dobre kilka minut. Po chwili odsunęłaś się od niego.

- Chyba musisz zmienić zasady - zasmiałaś sie.

- Piernicze to! Nie ma zasad! - złapał Cię za policzek i znów pocałowal.

Berlin - To właśnie Berlin był tym, który zapewnił Ci miejsce w akcji napadu na mennice. Nie musiał długo prosić Profesora o zezwolenie. Przekonująca postawa oraz przebiegły uśmieszek spowodowały, że Profesor uległ już po pięciu minutach. Gdy się o tym dowiedziałaś, byłaś bardzo zadowolona.
Już pierwszego dnia, gdy przybyłaś do domu, który miał być waszym tymczasowym azylem, polubiłaś się ze wszystkimi, ale i tak najbardziej trzymałaś się z Berlinem. Prawie cały czas ze sobą przebywaliście. Mimo zakazów Profesora, wiedziałaś o nim niemalże wszystko, tak jak on o Tobie. Traktowałaś go jako najlepszego przyjaciela, ale z czasem zaczęłaś darzyć go trochę innym uczuciem... Minęły dwa dni od momentu gdy weszliście do mennicy. Od tych dwóch dni, byłaś zła, z dwóch powodów. Pierwszy powód był taki, że Berlin zaczął Cię ignorować i co chwila odwracał wzrok albo gdzieś uciekał. Drugi powód, że byłaś zła na siebie o to, że nie możesz rozszyfrować Berlina, o co mu chodziło? Pilnując akurat zakładników, myślałaś co takiego mu niby zrobiłaś, że Cię ignoruje. Z rozmyślań wyrwały Cię szepty dwóch, młodych dziewczyn. Śmiały się.

- Co was tak bawi? - warknęłaś groźnie w ich stronę.

- Ty - odpowiedziała jedna z nich z pewnością siebie, a druga parsknęła śmiechem.

- Wstań - powiedziałaś spokojnie i podeszłaś do nich. Dziewczyna wstała, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Spojrzałaś jej prosto w oczy.

- Jak się nazywasz?

- Ariadna.

- Paskudne imię dla paskudnej smarkuli. - zakpiłaś. - Jeśli już chcesz się z kogoś pośmiać, spójrz na siebie - mówiłaś ze spokojem, ale w srodku kipiałaś złością. - Jeszcze raz usłyszę chociażby jeden szept lub parsknięcie u kogoś, to zaszyję tej osobie mordę. Zrozumiano!? - ostatnie słowo wykrzyknęłaś, patrząc na Ariadnę z nienawiścią. Wszyscy zgromadzeni, jak i sama Ariadna z przerażeniem pokiwali głowami.

- A teraz sia... - urwałaś, bo w tej chwili wszedł Berlin, podszedł do Ariadny, złapał ją za ręke i pociągnął ze sobą. Poszli na górę. Zszokowana tym, co się właśnie stało, stałaś ciągle w tym samym miejscu i patrzyłaś się w stronę schodów, na których kilka minut temu znajdowali się Berlin i Ariadna. Dałaś znak Helsinki, aby pilnował zakładników i pobiegłaś od razu na górę po schodach. Ukryłaś się gdzieś i zobaczyłaś jak Ariadna wychodzi z gabinetu z pełną powagą na twarzy. Wyglądała jak zahipnotyzowana albo przestraszona. Nie wiadomo. Kiedy dziewczyna odeszła, wparowałaś wściekła do pomieszczenia. Zobaczyłaś dumnego Berlina siedzącego w wielkim fotelu za biurkiem, który teraz skupił na Tobie swój wzrok.

- Ooo [T.I]! Co za niespodzianka. Nie miałaś pilnować zakładników? - odchylił się na oparcie fotela i lekko podniósł kącik ust w górę.

- Pilnowałam, ale jedną osobę mi nagle zabrałeś - skrzyżowałaś ręce na piersi. - Myślisz, że ja nie wiem co tu się odprawia?

- No co niby? - przewrócił oczami.

- Bierzesz sobie zakładniczki do swojego gabineciku i nie wiadomo co z nimi tu wyprawiasz! Widać, że ostro się z nimi bawisz, jak wychodzą od ciebie jak zahipnotyzowane! - oparłaś ręce na biurku i spojrzałaś na niego mrużąc oczy.

- Skończyłaś? - udawał, że ziewa.

- Nie, nie skończyłam! Ignorujesz mnie od dnia, gdy tu weszliśmy, uciekasz wzrokiem jak tylko na ciebie spojrzę. Potem widzę jak sprowadzasz sobie jakieś panny. Co, mnie się nie dało zagonić do łóżka przez te kilka miesięcy, to myślisz, że teraz z tymi laskami ci się uda? - zaśmiałaś się kpiąco.

- [T.I], wiem, że źle to wygląda, ale tak nie jest. Prawda jest inna - w ułamku sekundy jego wyraz twarzy zmienił się ze znudzonego na poważny.

- A jaka jest prawda! - wykrzyczałaś.

- Taka, że cię kocham do cholery! - uderzył pięścią w stół, a po chwili się opanował i schował twarz w ręce.

- C..co? - zabrałaś ręce z biurka i swobodnie je opuściłaś. - Co to w takim razie ma do panienek i ignorowania?

Berlin opuścił ręce, wziął głęboki oddech i spojrzał na Ciebie. Po kilku sekundach zaczął mówić.

- No więc zacznijmy od tego, że Profesor zabronił nam wchodzenia w bliższe relacje, szczególnie miłostki podczas napadu, ponieważ cały plan szlak by trafił, to słowa Profesora. Musiałem się tego trzymać, szczególnie, że tu dowodzę, a nie chciałem zawieść Profesora. Mieliśmy być tylko przyjaciółmi, nic więcej, ale ja tak nie mogę. Gdy rozmawialiśmy przed wejściem do mennicy, pragnąłem cię pocałować, ale musiałem się powstrzymać. Tak oto wybrałem metodę ignorowania cię... - spuścił wzrok na swoje ręce. -... głupi pomysł, ale taki mi wtedy wpadł do głowy. Dopiero po napadzie, chciałem ci wszystko powiedzieć, jak bardzo cię kocham - spojrzał Ci w oczy z lekkim uśmiechem.

- A te dziewczyny?

- A one. Brałem je na małą rozmowę, musiały dostać nauczkę. Obie się z ciebie śmiały, więc je trochę nauczyłem szacunku - wzrok szaleńca. - I to cała prawda
Stałaś z niedowierzaniem i patrzyłaś się na niego bez wyrazu. Po kilku sekundach, obeszłaś biurko i stanęłaś obok niego. Berlin odkręcił się w Twoją stronę i spojrzał Ci w oczy.

- Andres... Przepraszam, nie wiedziałam, że... Szkoda, że mi szybciej nie powiedziałeś

- No cóż - zaśmiał się krótko. - I co by to dało w sumie. Kocham cię, ty mnie nie

- Czy ja powiedziałam, że cię nie kocham? - złapałaś Berlina za górną część kombinezonu i pociągnęłaś do siebie, aby wstał. Zrobił to i swoim nieziemskim spojrzeniem zmierzył Cię wzrokiem, aż zatrzymał się na oczach. - Czy gdybym cię nie kochała, zrobiłabym teraz to - pocałowałaś go lekko. Po chwili odsunęłaś się od niego, dostrzegłaś cień uśmieszku. - Kocham cię Andres. Chrzań te zasady Profesora i się nie bój, nasza miłość nie zniszczy tego planu

- Niczego się nie boję - uśmiechnął się figlarnie i posadził Cię na biurku, po czym namiętnie Cię pocałował.

Denver: Siedziałaś na drzewie. W przebijającym przez liście słońcu opalałaś się. Leżąc wygodnie na gałęzi, z zamkniętymi oczami, wyobrażałaś sobie napad i to co po nim zrobisz. Co zrobić z taką kupą pieniędzy? Z tych trudnych rozmyślań wyrwał Cię Denver, podchodząc do drzewa.

- Siema Paryż! Co porabiasz?

- Opalam się - odpowiedziałaś, nie otwierając oczu.

- Opalasz sie na drzewie? - podniósł jedną brew. - Ciekawie

- Chcesz dołączyć? - zapytałaś rozbawiona.

- No jasne hehehe - zaśmiał się i zaczął się wspinać. Usiadł obok Ciebie. - Przytulnie tu

- No widzisz, a ty się śmiałeś - spojrzałaś na niego.

- W ogóle dużo razem gadamy, śmiejemy się i no...

- I co? - zapytałaś z uśmieszkiem, opalając się dalej.

- Cholernie mi się podobasz - powiedział to pewnie i bez zająknięcia.

- O - szeroko otworzyłaś oczy i wstałaś do pozycji siedzącej, spojrzałaś na niego. - Denver zaskoczyłeś mnie

- Lubię zaskakiwać ludzi - uśmiechnął sie łobuzersko. - Ale teraz chyba wyszedłem na totalnego durnia, więc zapomnij co mówiłem

- Nie prawda, nie wyszedłeś. Też mi się bardzo podobasz... - założyłaś pasmo włosów za ucho, uśmiechając się nieśmiało.

- Oh! To zajebiście! Już się bałem, że zrzucisz mnie z drzewa czy coś - zaczął sie śmiać, po czym złapał Cię delikatnie za policzek i pocałował namiętnie. Rzuciłaś się na niego i objęłaś go rękoma za szyję. Niestety Denver siedział na koniuszku gałęzi i razem spadliście z drzewa. Spokojnie przeżyliście ten upadek.

Helsinki: Minęły jakieś 2 miesiące od waszego pierwszego spotkania. Bardzo przywiązałaś się do tego ponętnego brodacza. Właśnie staliście przy jednym z drzew, na którym wisiała tarcza. Umiałaś bardzo dobrze strzełać. Nauczyli Cię tego w wojsku. Trafiałaś zawsze w sam środek. Helsinki też był niczego sobie. Miał niezłe oko, co bardzo Ci imponowało.

- Wiem! - krzyknął. - Zrobimy zawody. Kto zgarnie więcej punktów wygrywa.

- Nie boisz się, że przegrasz? - zapytałaś patrząc na niego cwaniacko.

- Ja? Przegram? PATRZ NA MISTRZA.

15 minut później

- To było źle ustawione! Jak ja strzelałem to wiał wiatr! Poza tym...yyy Moskwa mnie rozpraszał!

- Moskwy w to nie mieszaj - powiedziałaś cały czas się śmiejąc. - Przegrałeś i tyle. Musisz sie z tym pogodzić

- Ugh.. no dobra... przyznaje przegrałem. Ale muszę ci wyznać coś jeszcze - podszedł do ciebie i złapał cię za biodra. - [T.I.] kocham cię..

Nie wiedziałaś co powiedzieć. Rzuciłaś się na niego i połączyłaś wasze usta w namiętnym pocałunku.

- Ja ciebie też...

Rio: Wszystko było rozmazane. Widziałaś tylko jakieś postacie w czerwonych kombinezonach, które się do ciebie zbliżają. Nie słyszałaś praktycznie nic poza strasznym szumem. Nagle świat zawirował i wszystko zrobiło się czarne....
Powoli otworzyłaś oczy i zobaczyłaś, że obok Ciebie leży śpiący Rio. Powoli podniosłaś się do góry i poczułaś ból w dolnej części brzucha i lekko syknęłaś.

- [T.I.]?! Oh nareszcie! Jak się czujesz?! Wszystko okej?! Położ się! - krzyczał. Widać, że był zmęczony. Musiał długo tu siedzieć. Miał podkrążone oczy i potargane włosy.

- Rio.. co się stało - zapytałaś słabym głosem.

- Była strzelanina i... jeden z policjantów w ciebie trafił.. - mówił, a po jego policzku zaczęły spływać łzy. - Tak się bałem, że cię stracę..

Spojrzałaś na swój brzuch, na którym mialaś masę opatrunków.

- Spokojnie Rio.. jestem tutaj - otarłaś mu łzy.

- Tak bardzo cię kocham - powiedział i uśmiechnął się przez łzy.

- Ja ciebie też - powiedziałaś i przytuliłaś go.

Tokyo: Siedziałaś sobie spokojnie w mennicy i rozmawiałaś z Tokyo. Plotkowałyście i rozmawiałyście o waszych wspólnych planach po napadzie.

- Jak się stąd wyrwiemy to zabiorę cię na rajską wyspę na Karaibach - mówiła rozmarzona. - Będziemy tam całkiem same i będziemy mogły robić co tylko nam się podoba - poruszyła zabawnie brwiami i powoli do Ciebie podeszła. Nachyliła się nad tobą i już chciała Cię pocałować, gdy usłyszałyście strzały.

- Ugh co jest do cholery?! - krzyknęła.

Zbiegłyście na dół, gdzie byli już wszyscy.

- To zakładnicy! Uciekają! - krzyknęłaś i chwyciłaś za broń. Niestety wszyscy zdążyli już uciec. Teraz waszym celem było zamknięcie ogromnej dziury, która powstała w wyniku wybuchu ładunków.

Antyterroryści cały czas do was strzelali. Wasza sytuacja była coraz gorsza. Nagle poczułaś czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciłaś się i zobaczyłaś Tokyo, która miała w oczach dziwne iskierki podekscytowania.

- Osłaniaj mnie!

- Co?!

- Osłaniaj mnie! Pobiegne po karabin i skopie im tyłki!

- Oszałałaś! Nie pozwolę ci się tak narażać!

- Spokojnie nic mi nie będzie. Muszę cię jeszcze zabrać na Karaiby - uśmiechnęła i pobiegła krzycząc. - [T.I.] KOCHAM CIEEE!!!!

Tylko się zaśmiałaś się i zaczęłaś ją osłaniać.

Nairobi: Minęły dwa miesiące od kiedy poznałaś Nairobi. Zakochałaś się w niej od pierwszego wejrzenia. Przez ten cały czas dużo z nią rozmawiałaś, razem sie smiałyście, dosłownie wszystko razem robiłyście. Miałaś z nią najlepszy kontakt. Niby minęły dopiero dwa miesiące, a już byłyście jak wielkie przyjaciolki. Czułaś się jakbyś znała ją całe życie. Pomimo zakazów Profesora, wiedziałaś o niej niemal wszystko, jak się nazywa, ile ma lat, skąd pochodzi, rozmiar buta, waga a nawet jaką grupę ma krwi, ale nie wiedziałaś jednego. Nie wiedziałaś czy darzy Cię tym samym uczuciem co Ty ją.
Pewnego wieczoru Nairobi zaprosiła Cię do swojego pokoju, na imprezkę. Robiłyście takie imprezy dość często, czasami też z Tokyo, Rio i Denverem, ale dziś miałyście być tylko we dwie. Gotowa z dwoma butelkami szampana weszłaś bez pukania do pokoju Nairobi. Dziewczyna akurat przebierała się, więc była w samej bieliźnie. Przebiegłaś po niej wzrokiem od stóp do głowy, rozmażona.

- Możesz zostać tak - powiedziałaś z lekkim uśmieszkiem, na co Nairobi parsknęła pod nosem i skończyła się ubierać.

- I co tam kochana? OOO - ujrzała dwie butelki. - CO TAK STOISZ!? WŁĄCZAJ MUZE! - krzyknęła wesoło. Odpaliłaś muze i zaczęła się dzika zabawa.
Po dwóch wypitych butelkach, dzikich twerkach oraz darcia się na cały dom, leżałyście obie na ziemi. Nairobi leżała na Twoim brzuchu, wpatrując się w sufit, a Ty głaskałaś ją po głowie.

- Piękna była ta impreza - powiedziała z entuzjazmem Nairobi.

- Piękna to jesteś ty - powiedziałaś z uśmiechem.

- Obie jesteśmy piękne.

- Ja tam uważam, ze jesteś najpiękniejszą osobą chodzącą po tym świecie.

- Oj [T.I] przestań, mówisz tak, bo jesteś pijana, gdyby była tu Tokyo mówiłabyś tak samo

- Nie prawda. Tokyo nie jest tak atrakcyjna jak ty

- Dziękuję - zaśmiała się. - Ale idź już spać, bo wygadujesz głupoty

- Agata... Mówię prawdę. Chciałam Ci to powiedzieć kiedy indziej, ale... Jestem w tobie szalenczo zakochana - na te słowa ciemnowłosa się podniosła i spojrzała Ci w oczy.

- Mówisz poważnie?

- Tak! Bałam się to powiedzieć, myślałam, że źle zareagujesz, uciekniesz zostawisz mnie, albo powiesz, że mnie nie koch... - urwałaś, bo Nairobi mocno Cię przytuliła do siebie. Odwajemniłaś ten gest, obejmując ją rękoma.

- Powiem ci cos... Też mi się podobasz - szepnęła Ci do ucha, na co wewnętrznie wybuchłaś radością.

- Też ci coś powiem... Wiesz, że seksownie wyglądasz w samych majtkach? - szepnęłaś jej, po czym obie wybuchłyście śmiechem.

........................................................................
*kamera włączona, kawa gotowa, możemy zaczynać*

Dobry wieczór kochani!
Dajcie znać czy taka forma preferencji wam się podoba! I piszcie zamówienia na imagify, bo mamy je w planach😏😏

Żegnamy

*koniec nagrywania*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro