Twój wybór ~ Berlin x Palermo, Sergio x Raquel
- No Profesorku - zaczęła radośnie, trzymając się za swój brzuch, który kształtem przypominał dojrzałego arbuza - Nie zamierzam dłużej ciągnąć tej farsy, więc wybieraj. Paniusia z prześladującym ją mężem, czy śmiertelnie chory braciszek? - zapytała i podeszła do Andresa, który wyglądał spokojnie, wręcz dumnie, był przeciwieństwem Raquel. Ona drżała ze strachu, wiedziała, że z Sierrą nie wygra i że faktycznie, tego dnia poleje się czyjaś krew.
- Nie dotykaj go - oznajmił Sergio. Był na skraju wytrzymania, nie potrafił wybrać. Nie w tym momencie.
- Ależ popatrz, przecież jemu się to podoba - zaśmiała się głośno i wsadziła mu do ust lizaka. Sergio wiedział, dlaczego to robi, chciała pokazać, że władza należy wyłącznie do niej. W końcu uwielbiała dominować.
- Nie rozumiem, po co to robisz? Sprawia ci to radość? - warknęła Raquel, która coraz bardziej traciła nad sobą panowanie. W zamkniętym pomieszczeniu Sierra przetrzymywała ich już kilka dni.
- Sama stwierdziłaś, że jestem sadystką, więc oto i masz potwierdzenie swoich słów - powiedziała chłodno i chwyciła się za brzuch, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Sergio wiedział, że tylko jej przedwczesny poród sprawi, że wszyscy wyjdą stamtąd żywi. Chociaż już nawet ona nie miała do tego cierpliwości, a pistolet, który wsadziła do jego dłoni przybrał nagle ciężki, nienamacalny wymiar. Nigdy nie zabił człowieka, cechowała go dziwna humanitarność. Inaczej było z Andresem, on wiedziałby, co zrobić, ale nie Sergio, mający przed sobą dwie ukochane osoby, które darzył zupełnie inną miłością, jednakże wiążącą, aż od śmierci.
- Skończ to wreszcie! - krzyknęła, kiedy poczuła kolejną dawkę bólu. Czasem nienawidziła tego dziecka, przypominało jej jedynie o zmarłym mężu, jednak gdy tęskniła za nim, zdawała sobie sprawę, że będzie to jedyna pamiątka po nim.
- Daj mi się nad tym zastanowić. Nie lubię działać pod presją - stwierdził i nerwowo poprawił okulary.
- Dobrze, może ja ci w tym pomogę - stwierdziła i wyciągnęła z ust Andresa lizaka - A teraz mów - warknęła, przykładając lufę pistoletu do jego skroni.
- Nazywam się Andres, Sergio jest moim bratem i nie mam pojęcia, dlaczego to robisz, ty pieprzona suko - splunął, a ona zareagowała gwałtowanie, uderzając go w policzek.
- Po pierwsze licz się ze słowami, po drugie masz powiedzieć, dlaczego chcesz żyć - uśmiechnęła się fałszywie.
- Zostało mi kilka lat życia, ze mną nie będziesz mieć dzieci, zabij mnie i powiedz Palermo, że gdy odeszłem od niego, to kłamałem - powiedział chłodno Andres, a Sierra kiwnęła głową. Spodziewała się takiej taktyki.
- Teraz ty! - Palcem dźgnęła Raquel, która miała ochotę splunąć jej w twarz, ale powstrzymała się, mimo żelaznych nerwów Sierry, wiedziała, że ta już nie wytrzymuje.
- Rób jak uważasz Sergio - westchnęła. Nie chciała mu mącić w głowie. Od tego był Andres, ona jedynie pragnęła zamknąć oczy i obudzić się w ich domku na wyspie, obok swojej córki, która ufnie wtulałaby się w jego bok.
- No i jak tam? - syknęła Sierra i położyła dłoń na jego ramieniu. Sergio miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Nigdy nie czuł się tak postawiony pod ścianą jak w tamtym momencie. Miał wrażenie, że wszystko sypie się jak domek z kart.
- Masz też drugi pistolet z trzema kulami, ale to chyba najgorsze rozwiązanie - szepnęła mu do ucha i w prowokujący sposób dłonią przejechała po jego kroczu.
- Jaką mam gwarancję, że jedno z nich przeżyje? - zapytał i ponownie tego dnia, nerwowo poprawił na swoim nosie, swoje czarne okulary.
- Żadną, ale na tym polega zabawa. Nigdy nie będzie dobrego wyjścia. - Cmoknęła i uśmiechnęła się szeroko.
- A gdyby ta jedna kula była dla mnie? Wypuściłabyś ich - zapytał, czując się tak cholernie słabym. Nie potrafił kontrolować swoich uczuć. Miał z nimi zbyt wiele wspólnych wspomnień.
- Nie rób tego Sergio - warknął Andres i zrobił niespodziewany ruch, którego nauczył go Martini. Wymagało to odpowiedniej siły i mocnej psychiki. Wiedział, że jego kciuk jest złamany, ale na szczęście udało mu się uwolnić z kajdan, w które został zakuty. Sierra chyba nie spodziewała się tego, bo stała przed nim i otwierała usta, niczym ryba. Anders chciał wykorzystać ten moment, by odebrać jej pistolet, ale ona szybko się otrząsnęła i wystrzeliła, trafiając go w ramię. Berlin przeklnął, natomiast Raquel, która dzielnie powtórzyła czyn Andersa stanęła za nią i odebrała od niej pistolet. Sergio westchnął, byli uratowani.
****
- Znowu jesteś inwalidą? - zażartował Martin, starając się ukryć w ten sposób swoją troskę.
- Jak widzisz - zaśmiał się głośno i niespodziewanie przytulił go do siebie. Palermo był zaskoczony jego przypływem czułości, ale nie przeszkadzało mu to.
- Musisz się mną teraz opiekować. - Zawiesił się na jego szyi, a Martin oplótł jego ciało swoimi ramionami.
- To ci mogę obiecać, będziesz wypielęgnowany jak nigdy. - Puścił mu oczko i pocałował jego wąskie usta.
- W takim razie przynieś mi kawę, od dzisiaj będziesz moją prywatną pielęgniarką - westchnął radośnie i klepnął go w tyłek, na co Martin zmroził go wzrokiem.
- Jak się to już skończy to cię perfidnie wykorzystam - splunął, a Anders pokiwał głową.
- No mam nadzieję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro