Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

In another life ~ Berlin x Palermo

- To na pewno się uda, nie widzę dla nas innej opcji - zapewniłem, starając się dodać mu otuchy. To był fatalny dzień, omal nie został schwytany podczas jednego z napadów, a na domiar złego Sergio wytknął nu wszystkie niedoskonałości, jakie liczył nasz, już nie tak świetny, plan.

- Mam wrażenie, że napad na mennicę i drukowanie pieprzonych papierków, to chyba lepszy pomysł - stwierdził gorzko, a ja zdumiony chwyciłem palcami jego twarz. Nie mogłem uwierzyć, że zwątpił tak bardzo, przecież to było dzieło jego, a raczej naszego, życia.

- Nie poddawaj się! - krzyknąłem i potrząsnąłem go za ramiona, mając nadzieję, że w ten sposób ulotnią się z niego wszystkie złe myśli - Możemy iść do baru, jeśli poprawi ci to humor. - Puściłem mu oczko, a on kiwnął głową. Wiedziałem, że ma słabość do alkoholu, zwłaszcza tego eleganckiego i eksluzywnego, chociaż jak czasem nie było co pić, to wódka, jednak nie była taka zła.

- Ale tym razem to ja wybieram bar - stwierdził stanowczo, stawiając mi warunek, a ja bez żadnych podejrzeń i sprzeciwu, ochoczo się na to zgodziłem. W końcu skąd mogłem wiedzieć o jego iście szatańskim planie?

Prowadził mnie przez jakieś ciemne zaułki i ulice, które nie świeciły przykładem, aż dotarliśmy do klubu o dźwięcznej nazwie "extasy" o którym nie słyszałem nigdy w życiu, ale w końcu, skoro on znał to miejsce, to na pewno musiało być ono dobre. Przynajmniej tak myślałem na początku, kiedy jeszcze stałem przed klubem, wszystko zmieniło się, kiedy przekroczyłem próg tego budynku i zobaczyłem do jakiej meliny mnie przyprowadził.

- Nie spodziewałeś się tego, co nie? - zaśmiał się szyderczo, a ja w myślach przyznałem mu rację. Nie spodziewałem się, że wyląduję właśnie tutaj.

- No nie - oznajmiłem zdawkowo.

- W takim razie, jak wejdziemy już faktycznie do środka, to chyba padniesz. - Zrobił jakiś nieokreślony ruch dłonią i obrót wokół własnej osi, by później pociągnąć mnie za rękaw mojej eleganckiej koszuli, która w ogóle nie pasowała do wystroju tego miejsca.

I nagle dotarło do mnie, co to za miejsce. To był typowy klub dla ludzi z taką samą orientacją seksualną, co moja. Zastanawiało mnie, po co Andres mnie tu sprowadził.

- Mogę wiedzieć, co my tu robimy? - Byłem zawiedziony. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobił, czasem rzucał mi jakieś obraźliwe uwagi, ale jeszcze nigdy nie zakpił ze mnie w ten sposób.

- Myślałem, że chcesz się zabawić, ja mam już dosyć miłości, ale ty chodzisz sfrustrowany praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc stwierdziłem, że potrzebujesz seksu - stwierdził, a jego oczy przybrały ten dziecinny wyraz. Miałem ochotę go uderzyć, w ogóle nie powinno go obchodzić moje życie seksualne, zwłaszcza, gdy jedyne kogo pragnąłem to jego.

- No dobrze, w takim razie ty tu sobie posiedź, a ja pójdę do tego bruneta - palcem wskazałem na mężczyznę, który właśnie puścił nam oczko.

- To ja idę nawracać lesbijki na właściwą drogę - stwierdził i podszedł do baru, a ja z zazdrością zauważyłem, że już kilku mężczyzn obejrzało się za nim. Nienawidziłem tego, jak działał na ludzi, a chyba jeszcze bardziej denerwowało mnie jak mocno działa na mnie.

- Hej - powiedziałem zalotnie do bruneta, który przypatrywał się mi.

- Hej, jesteś sam? - zapytał, a ja już wiedziałem o co mu chodzi. Chciał jedynie seksu.

- Nie, tam siedzi mój chłopak - nieznacznie kiwnąłem w kierunku Andresa, który właśnie starał się spławić jakiegoś gościa, macającego jego tyłek. Wiedziałem, że to kwestia czasu, a wbije temu typowi widelec albo rozbity kieliszek w jaja, dlatego postanowiłem interweniować.

- Co się dzieje skarbie? - zapytałem, starając się wejść w moją rolę, jak najlepiej. Facet, który jeszcze przed chwilą macał miłość mojego życia, przeklnął i odszedł od nas.

- Dzięki, ale nie musiałeś. Poradziłbym sobie z tym sam - oznajmił poważnie, a ja pokręciłem głową. Nienawidziłem jego niepotrzebnej dumy oraz przekonania o pełnej samodzielności.

- Tak, tak. Pewnie poszedłbyś z tym gościem do łazienki, gdzie pozbawiłbyś go fiuta - zaśmiałem się, starając się rozluźnić atmosferę.

- Znasz mnie, aż za dobrze, a teraz opowiadaj o swoich podbojach! Będzie coś z tego dzisiaj? - zapytał, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Byłem już cholernie zmęczony tym udawaniem.

- Nie, nie było i nie będzie, bo cię do cholery kocham i tylko z tobą chcę się kochać! - krzyknąłem, a on mocno zacisnął dłoń na kieliszku, użył do tego tyle siły, że szkło pękło, a po jego dłoni spłynęły kropelki krwi.

- Oh Martin - westchnął - Podejrzewałem to, ale zrozum, ja nigdy nie będę cię pragnął w ten sposób. Łączy nas wspaniała więź psychiczna, ale nic więcej. Przykro mi - stwierdził szczerze, a ja spuściłem głowę i nieznacznym ruchem palców kiwnąłem na barmana, który podał mi kieliszek wódki.

- Tak będzie lepiej - dodał, a ja gwałtownie objąłem go ramionami i przycisnąłem usta do tych jego. Czułem się cudownie, chociaż wiedziałem, że on nie jest zadowolony, ponieważ ledwo, co oddawał mój pocałunek.

- Nie czujesz nic? - zapytałem płaczliwie, a on pokręcił głową. Byłem rozbity, miałem ochotę położyć się na podłodze i leżeć tam żałośnie.

- Przykro mi Martin, starałem się już wcześniej coś zrobić, ale nie umiem. Musimy się rozstać - westchnął i zacisnął swoją dłoń, tak, że spłynęło z niej coraz więcej kropelek krwi.

- A co z naszym planem?

- Dokończymy go, ale nasz kontakt będzie ograniczony. Nie chcę cię ranić - oznajmił łagodnie, a ja kiwnąłem głową.

- W takim razie żegnaj skarbie, mam nadzieję, że w innym życiu, będę mężczyzną twojego życia - powiedziałem cicho, starając się walczyć z gulą w gardle.

- Żegnaj - powiedział i odszedł, a ja jedynie patrzyłem jak dumnie opuszcza drzwi klubu, nagle obok mnie usiadł zwykły chłopak, nastolatek, który już na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby szukał sponsora i właśnie wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł: "boom, boom ciao" który realizowałem, nawet po jego śmierci, bo nigdy już nie kochałem, nie w ten sam sposób co jego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro