Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wakacje u babci

Dzień jak co dzień. Pobudka wcześnie rano. Ja zrobiłem kawę, Lusia śniadanie. Nikodem obudził chłopaków i Agatę. Jasiu wstał dziś w kiepskim humorze. Nie chciał iść do szkoły. W zasadzie to nic nowego. Agata wciąż obrażona za wczoraj i przedwczoraj. Nie mam siły na to dziecko. Po prostu opadają mi już ręce.
- Nie będę jadła - odezwała się mała zaraza.
Nie chciałem psuć sobie poniedziałku, więc po prostu nie zwracałem na nią uwagi. Lusia wzięła maludę na ręce i na siłę wcisnęła jej do buzi pół kanapki z serkiem.
- Dzisiaj dostanę piątkę, bo trzeba było narysować swoje zwierzę i narysowałem Czopka - odezwał się mój syn, Franciszek.
- A ja Polę namalowałem - westchnął Jasiu grzebiąc łyżką w misce z płatkami z mlekiem.
- Byś jej nie dmuchał, to byś ją sobie miał - odezwałem się do niego. - Tak więc o utratę Poli możesz mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie.
Jasiu pokiwał smutno głową. Żal mi się go zrobiło. No trudno. Jak mawiał mój ojciec nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Wyszykowaliśmy siebie i dzieciaków. Nakarmiliśmy nasz zwierzyniec i pojechaliśmy do Torunia. Agatę odstawiliśmy do babci, Marcela i Nikodema do szkoły, a później to już z górki. Lusia zaprowadziła chłopców pod klasę. Ja poszedłem do siebie do gabinetu. Jak się okazało czekała tam na mnie matka jednego z uczniów. Chłopak miał na pieńku z nauczycielem od historii. Kobieta twierdziła, że historyk się uwziął na jej syna. Osobiście mam spory dystans do tego typu rodziców, ale staram się tego nie okazywać. W konflikcie nauczyciel - uczeń zawsze staję po stronie dzieciaka, a przynajmniej stwarzam takie pozory.
Do południa czas minął mi w oka mgnieniu. Ale się zdziwiłem, gdy kilka minut po godzinie dwunastej do mojego gabinetu wszedł uczeń klasy pierwszej, Jan Jasiński.
- Cześć tata - powiedział podchodząc do mnie. Odsunąłem od siebie skoroszyt z dokumentami. W zasadzie i tak planowałem zrobić sobie chwilkę przerwy.
- Co tam, synek? - odezwałem się do niego.
- Pokazać ci, co dostałem od pani Kasi?
Dopiero teraz spostrzegłem, że mój syn trzyma w ręku zwiniętą w rulon kartkę papieru.
- Pewnie, pokaż, co tam masz - powiedziałem uśmiechając się do niego. No, podszedł do mnie i wtarabanił się na moje kolana. Zdziwiłem się, bo Jasiu do niedawna naprawdę nie był typem przytulasa. Ucałowałem go w czubek głowy i patrzyłem z zaciekawieniem jak rozwija przede mną swój rysunek.
- To jest Pola, a to piątka - rzekł, po czym spojrzał na mnie z namysłem.
- No, no! Pięknie Jasiu, tak trzymaj. Jestem z ciebie naprawdę dumny - powiedziałem do niego. - A czy pani Kasia wie, że wyszedłeś z klasy? - spytałem po chwili.
- No, powiedziałem jej, że idę siku - wyznał uśmiechając się do mnie.
- Oj, Jasiu... Śliczny rysunek. Mogę go sobie zatrzymać? - zapytałem. Oczy zabłyszczały mu z radości. Pokiwał głową.
- Tata, a ja bym chciał mieć żabę... To jest moje największe marzenie, wiesz?
Jasiu i jego żaba - ta sprawa wciąż powraca jak bumerang. Sam już nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Niechby miał sobie tę żabę, ale on na pewno będzie tylko szukał sposobności, żeby wbić jej rurkę w tyłek i dmuchnąć. Zastanowiłem się przez chwilę. Pogłaskałem go po głowie
- Synku, przede wszystkim szkoła to nie miejsce na załatwianie takich spraw. Na temat żaby porozmawiamy sobie w domu, dobrze?
- Nie dobrze... Tata, ja bym nie dmuchał swojej nowej żaby. Ja nawet...
- Jasiu, porozmawiamy o tym w domu. Teraz masz lekcje. Wracaj do klasy.
- Nie - odpowiedział schylając głowę na dół. - Ja chcę żabę...
Nie wiem za kim to dziecko jest takie uparte. Chwyciłem go za rękę i zaprowadziłem pod klasę.
- Tata, no... - westchnął, gdy byliśmy już pod klasą.
- Proszę ładnie wejść do klasy, a o żabie porozmawiamy w domu - oznajmiłem.
Jasiu schylił głowę na dół i wszedł do sali lekcyjnej. Gdy tylko uchylił drzwi, usłyszałem śmiechy i wrzaski dzieciaków. Zajrzałem więc do klasy. Momentalnie w sali zrobiło się cicho. Jasiu usiadł obok Franka w pierwszej ławce. W klasie nie było nauczycielki. Dzieci były same.
- Dzień dobry - powiedziałem.
Maluchy podniosły się z krzeseł i jednym chórem odpowiedziały na moje powitanie.
- A gdzie jest wasza pani? - zapytałem spoglądając na Franciszka.
- Pani poszła szukać Jasia - odpowiedział mój młodszy syn.
Zdziwiłem się, ale co tam? Usiadłem na nauczycielskim fotelu, przeciągnąłem się.
- Nie macie nic zadane? - odezwałem się zdawszy sobie sprawę z tego, że część dzieciaków wpatruje się we mnie i nie wie, co ze sobą począć.
- Mamy literki do pisania - odezwała się szczerbata dziewczynka siedząca w drugiej ławce, tuż za Frankiem.
- Proszę pana! A pan jest dyrektorem? Bo Jasiu wyszedł z klasy jak pani nie patrzyła i pani go teraz szuka! - zawołała jasnowłosa dziewczynka unosząc rękę w górę.
Mój wzrok automatycznie powędrował w kierunku Jasia. Mój syn uśmiechnął się do mnie niewinnie.
- Bo ja chciałem żabę - szepnął pod nosem. - Franek ma chomika...
Postanowiłem od razu postawić moje dziecko do pionu.
- To prawda, co powiedziała twoja koleżanka? - odezwałem się do Jasia. - Proszę wstać!
W klasie powstała idealna cisza. W zasadzie słychać było jedynie odgłos rysującego podłogę krzesła Jasia. Mały stanął z pochyloną nisko głową.
- Co ma znaczyć wychodzenie z klasy bez zgody pani nauczycielki? - zapytałem patrząc na niego surowym wzrokiem. - No, słucham! Co masz na swoją obronę?
- Przepraszam - szepnął siedmiolatek pociągając nosem. Popatrzyłem na niego przez chwilę bez słowa.
- Jak tylko pani Kasia wróci do klasy podniesiesz się z krzesła i przeprosisz panią. A teraz siadaj.
Mały pokiwał głową, po czym usiadł z powrotem na krześle. Zabrał się za pisanie literek. Ja tymczasem wpadłem na pomysł, że skoro i tak nie mam nic do roboty to przejrzę sobie chociaż oceny moich żab.
No, Adamska przekreśliła Jasiowi tę jedynkę, którą mu postawiła w pierwszy dzień po jego chorobie. Całe szczęście. Gdyby tego nie zrobiła, musiałaby się przede mną tłumaczyć, bo nie puściłbym jej tego płazem. Poza tą jedną przekreśloną jedynką Jasiu miał z angielskiego dobre oceny - piątkę i trzy czwórki. To całkiem nieźle jak na niego. Nie będę go porównywał z Frankiem, który ewidentnie świetnie radzi sobie z nauką. No cóż, każde dziecko jest inne. Aż strach pomyśleć, co to będzie, jak Agata pójdzie do pierwszej klasy. Jak rozwyje się na lekcji albo tupnie nogą na nauczycielkę do dopiero będzie. Coś czuję, że będę miał z tą małą żabą trzy światy i pół Ameryki. No zobaczymy, czas pokaże.
Zabrzmiał dzwonek, a po chwili w klasie pojawiła się pani Kasia. Kobieta była wyraźnie roztrzęsiona, a moja obecność w sali dodatkowo potęgowała stres, który przyszło jej znosić.
- Panie dyrektorze, - zawahała się - ja szukałam Jasia... Wyszedł mi z klasy, kiedy sięgałam z szafy karty pracy dla dzieci... - zaczęła się tłumaczyć.
Uspokoiłem nauczycielkę, bo była naprawdę zdenerwowana. A gdy tylko skierowałem wzrok na Jaśka, ten od razu wstał z krzesła i ze spuszczoną nisko głową zwrócił się niewiadomo do kogo.
- Przepraszam panią Kasię.
- Dobrze, ale Jasiu, nie możesz wychodzić mi z klasy w czasie lekcji... - powiedziała drżącym głosem. - Siadaj na miejsce...
Mój syn kiwnął głową, po czym usiadł obok Franka.
Nie pozostało mi już nic innego, jak tylko powiedzieć nauczycielce, że gdyby Jasio sprawiał problemy to ma mnie bezzwłocznie o tym informować, po czym poszedłem do swojego gabinetu. Joasia zrobiła mi kawę taką jak lubię. Dokończyłem swoją papierkową pracę. Nie myślałem, że tego dnia w pracy coś jeszcze mnie zaskoczy. A jednak.
Na krótko przed piętnastą Joasia poinformowała mnie, że mam gości. Z nikim nie umawiałem się na spotkanie, bo mówiąc serio powoli szykowałem się do domu.
Ale mnie zdziwienie ogarnęło, gdy okazało się, że ci moi goście to nikt inny jak mama i Gacia.
Agatka nie przywitała się ze mną. Jak długo to dziecko będzie się gniewać o te kilka klapsów? Zastanawiało mnie, czy mama przyszła do mnie z czymś konkretnym czy tak o...
- Szymon, ja chciałam z tobą porozmawiać - zaczęła. Usiadła naprzeciw mnie. - Chodzi o Agatę.
- Znowu byłaś nieusłychana? - odezwałem się patrząc na swoje najmłodsze dziecko. Aga usiadła na krześle obok swojej babci i w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Patrzyła na leżące na moim biurku długopisy.
- Szymon, ja wczoraj pierwszy raz w życiu widziałam, jak Agata zachowuje się w domu. Ja do tej pory myślałam, że ona jest w miarę grzeczną dziewczynką... Cóż, pomyliłam się.
Nie wiedziałem za bardzo co powiedzieć. Wzruszyłem ramionami.
- Jeśli się jej nie przestawi już teraz na właściwe tory to za parę lat nie dacie sobie z nią rady. Chłopakom możesz od czasu do czasu spuścić lanie, jak nabroją, ale Agata jest dziewczynką. Nie wypada, żeby dostawała od taty lanie.
- To co mam zrobić? Pozwolić jej bezkarnie tupać nogami i drzeć się na całe gardło?
- Ja ją wam wychowam...
- Co takiego?
- Daj mi ją na początek na tydzień... Jak będzie chciała wrócić do domu, to ją oczywiście odwiozę, ale póki co, Aga zgodziła się zostać u babci na wakacjach, prawda?
Moja córka pokiwała głową, po czym sięgnęła do torebki babci. Po chwili w jej ręku znalazły się Julka i Ruda. Mała zaczęła się bawić lalkami, a ja patrzyłem na mamę bez słowa. Pomysł mamy mi się spodobał. Kto jak kto, ale moja mama potrafi wyprowadzić dziecko na ludzi. Jedyne co mi pozostało to porozmawiać na ten temat z żoną.
- To jak będzie? Zostawicie mi jutro wnusię na wakacjach?
- Mamo, no co mam ci powiedzieć? Aga, chcesz jechać na trochę u babci? - zwróciłem się do córki.
No, Agata w końcu na mnie spojrzała. Pokiwała głową na tak. Uśmiechnąłem się do niej życzliwie, a po kilku minutach w moim gabinecie zjawiła się Luśka.
- A kto to nas odwiedził? - odezwała się kucając przy Agacie.
- No, ja - odpowiedziała małolata.
- Nasza Agatka? Cześć córuś...
- Lusia, wezmę Agatę na wakacje. Chcę was trochę odciążyć - odezwała się moja mama.
Daniela uśmiechnęła się.
- Dobrze... Jeśli Agata chce... Szymon, zgadzasz się?
O, jak miło, że Lusia przypomniała sobie, że ma męża.
- Tak... Jasne - odpowiedziałem. - W takim razie Aga pojedzie do babci na parę dni. Cieszysz się, mała żabo? - zwróciłem się do córki.
Agusia uśmiechnęła się. Wiedziałem, że się cieszy. Lubiła spędzać czas u babci.
Spakowałem swój laptop do torby. Ubrałem kurtkę.
- To co? Wychodzimy... - zarządziłem.
Tak jak przypuszczałem Jasiek i Franciszek czekali już na mnie przed sekretariatem. Ale się ucieszyli na widok Agi. Jeden chwycił ją za jedną rękę, a drugi za drugą. Śmiesznie to wyglądało.
Odwieźliśmy mamę do domu, po czym ruszyliśmy w stronę Zajezierza. Hm... Będę musiał pogodzić się z Agatką. Nie chcę przecież, aby była na mnie obrażona zbyt długo. Mam już kilka pomysłów na to, co zrobić, by Aga przestała się na mnie gniewać. Ale czy te pomysły się sprawdzą, czas pokaże.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #dom