Ucieczka
Agatka wyjaśniła rodzicom, że Jasiu złapał sobie żabę a jej nie, że zostawił ją samą koło drzewa i, że nie ratował jej, kiedy się przewróciła. Pokazała mamie i tacie skaleczone ręce i kolana.
- Tata, bez kitu - odezwał się Marcel. - Ledwo wyszliśmy z Melką z domu a ta drze się jak postrzelona. Nie szło jej uspokoić!
- Dopiero jak jej tą żabę złapałam to się zamknęła - dopowiedziała Melka. - To znaczy... przestała płakać...
Marcel otworzył tarasowe drzwi. Lusia wniosła do salonu odnalezione dziecko. Ostrożnie zdjęła jej rajstopy. Była zaskoczona, że dziewczynka nie płacze.
Szymon tymczasem usiadł przy stole wraz z Melką i Marcelem. Był ciekaw jak ich zdaniem udała się wczorajsza impreza.
- Było naprawdę super - rzekł Marcel uśmiechając się do Melki. - W sumie wszyscy fajnie się bawiliśmy. Oli pozytywnie mnie zaskoczył, bo nie wypił wcale aż tak dużo... No i wyrwał dwie laski z mojej klasy. Michalina pisała do mnie dzisiaj rano o numer do niego...
Melka przeciągnęła się. Przytuliła się do ramienia swojego chłopaka.
- Było naprawdę fajnie... Moglibyśmy dzisiaj zrobić taką imprezę u mnie w chacie, ale nie ma opcji, żeby rodzice zostawili nam wolny dom - powiedziała patrząc Marcelowi w oczy.
- Mela, codziennie chcesz imprezować? Ogarnij się, dziewczyno - rzekł Marcel pukając ją ręką w czoło.
- Jeszcze raz mnie walnij! - krzyknęła na niego.
Lusia nakleiła plasterki na kolana Agatki, po czym ubrała jej luźne getry i skarpetki.
- No królewno, jesteś wolna - odezwała się do niej.
Dziewczynka podbiegła do siedzącego przy stole ojca. Wpakowała się do niego na kolana.
- Gdzie z tą żabą do stołu?! - krzyknął na nią. - Lusia, daj jej jakoś słoik czy coś...
- Nie wiesz, skąd ja ci wezmę słoik? - odparła Daniela otwierając lodówkę. - O, mój Boże, a to co?! Szymon, ile ty im tego alkoholu kupiłeś? - spytała przerażona.
- Półlitrówkę wódki, dwa wina i dwa czteropaki - odparł. - A co?
- Piliście coś? Skąd w tej lodówce tyle alkoholu? - skierowała wzrok na syna.
- No, Aleks z Oliwerem coś tam przynieśli... Dziewczyny z klasy też coś przyniosły... Uzbierało się. Takie imprezy, że tak powiem procentują... - zaśmiał się Marcel.
- Dobra, Szymon, zjesz ogórka kiszonego, bo jest ostatni i byłby pusty słoik dla Agaty?
- Daj, zjem - odparł mężczyzna całując córkę w czubek głowy.
- Tata, zamiast mi to daj buziaka żabie...
- Ty jesteś moją małą żabą - odparł.
Wtem do salonu wszedł Jasiu. Chłopiec podszedł do Marcela. Położył głowę na jego kolanach.
- Co mistrzu? - odezwał się osiemnastolatek. - Zostawiłeś Gacię samą z żabami? Nieładnie. Jakbyś był mój szorowałbyś teraz tyłkiem podłogę.
Jasiu nic nie odpowiedział. Wbił zęby w udo starszego brata.
- Ała! Ty cholero! - krzyknął Marcel podnosząc Jasia z tyłu za szyję.
- Marcel! Zostaw go! - wrzasnął Szymon natychmiast wstając z krzesła. Nim mężczyzna zdążył stanąć przy siedmiolatku, malec oberwał od starszego brata trzy klapsy w tyłek.
Uderzenia nie były mocne. Mimo to Jasiu się rozpłakał. Szymon chwycił chłopca za rękę.
- Biegiem do swojego pokoju! - nakazał stanowczo.
Jasiu spuścił głowę jeszcze niżej, po czym ruszył w stronę schodów z zawrotną prędkością.
- Ostatni raz podniosłeś na niego rękę - rzekł Szymon siadając z powrotem przy stole.
- Chyba nie! Tata, ta podła menda ugryzła mnie w nogę. Będę miał siniaka! - odparował młodzieniec masując sobie udo.
- Dostał już dzisiaj lanie...
- Widocznie za słabe! - krzyknął Marcel przerywając wypowiedź ojca w połowie zdania. - Jakby był mój to bym go tłukł trzy razy dziennie... Nie Melka? Wychowalibyśmy sobie Jasia, co nie?
Melka pokiwała głową, po czym ponownie przytuliła się do ramienia Marcela.
Po chwili po schodach zbiegł Franciszek. Chłopiec podszedł do mamy.
- Bo Jasiu płacze... - odezwał się.
- Bo dostał na dupę ode mnie - pochwalił się Marcel. - Chciałeś też dostać?
- Nie...
- To się pilnuj!
- Marcel, dość! Za swoje zachowanie pożegnasz teraz Melkę i pójdziesz do swojego pokoju! Natychmiast!
Marcel uśmiechnął się. Wzruszył ramionami.
- Chyba żartujesz - rzekł. - Jest sobota, a ja jestem dorosły...
- A ja jestem twoim ojcem i moje zdanie w tym domu liczy się bardziej niż twoje! W tej chwili do książek!
- Tata, bez przesady...
- Szymon, odpuść mu - odezwała się stojąca przy lodówce Daniela.
- Nie ma opcji! W tej chwili do pokoju! Dorosły się znalazł! Dzieciaków mi będzie po kątach ustawiał!
- Jak ty ich ustawiasz po kątach to dobrze? - odparł Marcel lekko podburzony.
Szymon podniósł się z krzesła. Dla Marcela był to jednoznaczny sygnał, że czas wiać. Chwycił Melkę za rękę i oboje pobiegli w stronę korytarza. Szymon ruszył za nimi. Udało mu się złapać Marcela za kaptur od bluzy. Zatrzymał go w zasadzie, gdy ten naciskał już ręką na klamkę.
Dopiero teraz Marcelowi uśmiech zszedł z twarzy. Szymon chwycił go za ramię.
- Spójrz na mnie! - powiedział podniesionym głosem.
Młodzieniec uniósł wzrok na ojca. Był speszony, bał się, że Szymon może narobić mu obciachu przy Melce.
- Proszę pójść teraz do siebie i wziąć się za lekcje. Pożegnaj Melkę, bo dzisiaj już się z nią nie spotkasz - rzekł Szymon wsuwając swoją rękę do kieszeni spodni Marcela. Wyciągnął stamtąd jego iPhone. - Skończyło się! Ty mną rządził nie będziesz! Biegiem do lekcji!
Zawstydzony młodzieniec puścił rękę swojej dziewczyny, po czym bez słowa pobiegł wgłąb domu. Melka wyszła frontowymi drzwiami. Była oburzona zachowaniem Szymona toteż nawet się z nim nie pożegnała.
Mężczyzna zamknął za nią drzwi, a po chwili usłyszał dobiegający z kuchni głos Danieli.
- Marcel! - krzyknęła zdenerwowana.
Młodzieniec wybiegł z domu przez taras. Z całej siły trzasnął drzwiami. Nim Szymon zorientował się w czym rzecz, Marcel i Melka byli już za bramą.
- Gówniarz cholerny! - krzyknął Szymon uderzając zaciśniętą ręką w stół. - Trzy dni temu odebrał dowód i już stał się wielce dorosły!
- Nie denerwuj się - szepnęła Daniela biorąc na ręce przestraszoną Agatkę.
Po chwili w salonie zjawili się Jasiu i Franek.
- Coś się stało? - odezwał się Franciszek.
- Nie... Weźcie Agatę do siebie... - odparła Daniela stawiając dziewczynkę na podłodze. Ale dzieciaki nie zamierzamy iść na górę. Franek podbiegł do mamy, by się do niej przytulić. Jasiu z kolei usiadł na fotelu i patrzył z byka na ojca.
Podminowany Szymon podniósł się z krzesła. Poszedł do sypialni. Trzasnął drzwiami z podobną siłą, z jaką uczynił to przed chwilą Marcel.
- Mama, czy wy się rozwodzicie? - odezwał się Franciszek.
Lusia uśmiechnęła się. Ucałowała synka.
- Oczywiście, że nie. My z tatą bardzo się kochamy i zawsze ale to zawsze będziemy razem. Tata zdenerwował się na Marcela, ale zanim Marcel wróci od Melki to tacie już złość przejdzie... Nic się nie martw... Gdzie twój Czopek?
- Tutaj jest... - szepnął chłopiec wyjmując chomika z kieszeni swojej bluzy.
- Chcesz przytulić go trochę?
- Pewnie... Daj... - szepnęła przykładając sobie chomika do policzka.
Franek szeroko się uśmiechnął. Objął mamę w pasie.
Jasiu tymczasem zszedł z fotela, podszedł do Danieli. Chwycił ją za rękę.
- Jestem głodny - rzekł.
- Dobrze. Już robimy obiadek... - odparła zwracając Frankowi Czopka. - Idźcie się bawić. Zrobię wam frytki...
Dzieciaki rozsiadły się na kanapie. Lusia tymczasem wyciągnęła z szafy wiaderko z kartoflami. Zabrała się za struganie ziemniaków.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro