Trener interpersonalny
Po dwugodzinnym pobycie w Wojewódzkim Ośrodku Leczenia Uzależnień i Współuzależnień zabrałem chłopaków do pizzerii. Byłem ciekaw, czy doszli do jakichś wniosków i chciałem z nimi na ten temat porozmawiać.
- Podobała się wycieczka? - odezwałem się chwilę po tym, jak kelnerka podała nam pizzę i napoje.
- Tak, świetnie się bawiłem - rzekł Marcel uśmiechając się do Nikodema.
Postanowiłem, że przemilczę jego prześmiewczy ton.
- Do jakichś wniosków doszedłeś? - spytałem.
- Tak, oczywiście... Marihuana to samo zło... A tak naprawdę to wiesz tato, ile osób umarło w wyniku marihuany?
- Marcel, nie mów mu tego - wtrącił się Nikodem.
- Dlaczego? Niech powie - odezwałem się. Byłem ciekaw, jaką mądrością Marcel mnie zaskoczy.
- No co, no? - rzekł młodszy z chłopaków smarując sosem swój swój kawałek pizzy. - Wiesz, ile osób zginęło od marihuany? Jeden facio niósł dwa kartony z marihuaną i się potknął. Wywalił się. Walnął głową o krawężnik. Trup na miejscu. Jest to jedyny odnotowany przykład śmierci, której bezpośrednią przyczyną była marihuana!
Cały Marcel. Nic, tylko głupoty mu w głowie. Uśmiechnąłem się, choć sam nie wiem, czy opowiadając tę anegdotę Marcel chciał mnie rozśmieszyć czy wkurzyć.
- Chłopaki, a tak serio... Co o tym wszystkim myślicie? Chcielibyście spędzić kilka dni w takim ośrodku? - spytałem ich po chwili.
- Tato, my naprawdę zapaliliśmy tylko po jednym skręcie. To nie robi z nas ćpunów - odezwał się mój starszy syn.
- Niko, okej. Super, że tak myślisz, ale te dzieciaki, z którymi rozmawialiśmy...
- Tak, oni też nie dopuszczali do siebie myśli, że są uzależnieni - rzekł Marcel przerywając moją wypowiedź mniej więcej w połowie zdania. - Ale tato, znasz nas. Wiesz, jacy jesteśmy. Obaj dobrze się uczymy, bierzemy nawet udział w olimpiadzie matematycznej... Tato, nie wynosimy ci z domu cennych rzeczy, nie kradniemy ci kasy na narkotyki... Ja i Niko stronimy od wszystkich nałogów. Nie palimy fajek, unikamy alkoholu, a zaznaczam, że obaj jesteśmy już pełnoletni i możemy wejść do sklepu, pokazać dowód osobisty i kupić sobie skrzynkę piwa czy wódki i nic ci do tego.
- No, powiedzmy - szepnąłem.
- No, powiedzmy - odparł Marcel. - Tato, musisz trochę wyluzować. Masz w domu dwóch fajnych, młodych ludzi. Odpuść nam, bo naprawdę nie robimy z Nikodemem żadnych głupot, a że spróbowaliśmy sobie po skręcie, życie!
Mądrutki ten Marcel. Na wszystko ma odpowiedź.
- Okej, wyluzuję, ale obaj dacie mi słowo, że nigdy więcej nie będziecie palić marihuany - powiedziałem spoglądając na obydwu.
- Masz na to moje słowo - odezwał się Nikodem.
- Moje też - rzekł Marcel. - Chciałem spróbować, spróbowałem. Tyle w temacie.
- Jasna sprawa, chociaż uważam, że próbowanie marihuany nie świadczy o dojrzałości a jedynie o głupocie.
Obaj spojrzeli na mnie bez słowa.
- Poza tym, jak przypuszczam, takie skręty przygotowywane są w niehigienicznych warunkach. Kolejna rzecz, jaką masz pewność, Marcel, że to czym zostałeś poczęstowany to rzeczywiście marihuana a nie jakaś mieszanka przypraw?
Młody wzruszył ramionami.
- Miało to kopa - rzekł nakładając na swój talerz kolejny kawałek pizzy.
- Picie się skończyło... To ja skoczę domówić - odezwał się Nikodem.
Chłopak poszedł w kierunku baru. Marcel tymczasem uśmiechnął się do mnie niewinnie.
- Najadłeś się? - zapytał.
- Jak tak słucham waszych mądrości, to tracę apetyt - odpowiedziałem.
- Byłby ze mnie świetny trener interpersonalny, co nie, tato?
Uśmiechnąłem się. Ma chłopak odpowiedź na każde pytanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro