Rysunek
Siedziałem na łóżku i uczyłem się z matmy. Nawet się ucieszyłem, kiedy Jasiu i Franek wleźli do mnie do pokoju. Wiadomo, Franek od razu usiadł przy kompie. Włączył sobie GTA San Andreas. Jasiu z kolei wgramolił się na moje łóżko z jakimiś przyborami do pisania. Trochę mnie to zdziwiło. Od kiedy on lubi rysować?
- Marcel, a narysujesz mi ptaszka? - odezwał się do mnie.
No, dobry ze mnie brat, więc odłożyłem na moment zbiór zadań, wziąłem do ręki swój brudnopis i narysowałem dla Jasia pięknego gołębia z listem w dziobie. Wyrwałem dla niego tę kartkę, a on złożył z niej samolot.
- Franek, weź sobie słuchawki na uszy - odezwałem się do młodego, bo miałem już dość słuchania wulgarnej mowy graczy.
Mały szybko zrobił to, o co go prosiłem. Wziąłem się na nowo za matmę. Tego dnia nauka mi nie leżała. Wkurzałem się, bo już którąś godzinę starałem się rozwiązać jedno i to samo zadanie a wciąż wychodził mi zły wynik. Postanowiłem pójść do taty i poprosić o o pomoc.
- Jasiu, nie widziałeś takiego zielonego zeszytu z motocyklem na okładce? - zwróciłem się do brata. W zeszycie od matmy miałem podane wszystkie wzory. Jak mniemam, mój tata może i ma wiedzę z matmy, ale z ciągami liczbowymi dawno nie miał do czynienia i pewnie nie pamięta niektórych wzorów.
Janek rozejrzał się, a po chwili podał mi do ręki zeszyt, w którym jeszcze sekundę temu coś gryzmolił.
- To ten? - odezwał się do mnie.
Chwyciłem zeszyt, wsunąłem laczki na stopy i z wolna ruszyłem w stronę drzwi. Chciałem po drodze odszukać stronę, na której miałem pięknie rozpisane wszystkie wzory. Zatrzymałem się, kartkowałem zeszyt i już wiedziałem, że za moment wybuchnę. Jasiu pogryzdolił mi cały zeszyt od matmy! Na którą kartkę bym nie spojrzał, wszędzie, niemalże na każdym marginesie narysował mi penisa!
Rzuciłem w niego zeszytem, a po chwili złapałem go za rękę i podprowadziłem do biurka. Byłem naprawdę mega wściekły. Przez tego małego gnoja będę musiał przepisywać cały zeszyt z matmy i to od początku roku!
Złapałem w rękę kabel od tableta i uderzyłem Jasia tym kablem po tyłku około dziesięciu razy. Mały piszczał niesamowicie, darł się chyba na całe gardło.
Lałbym go dalej, gdyby nie to, że do mojego pokoju wparowali rodzice. Ojciec wyrwał mi ten kabel z ręki i tak mi nim naszczelał po dupie, że nie mogłem z bólu. Ryczałem czekając na to, kiedy to lanie się skończy.
- Wiesz, za co dostałeś?! - krzyknął. Wciąż był mega wnerwiony, ale już nie bił. Otarłem rękawem łzy z policzków i spojrzałem nieśmiało w jego stronę.
- Tak - wyszeptałem.
- Za co? - zapytał wciąż trzymając w ręku ten kabel.
- Zbiłem Jasia... Nie miałem prawa... - wyszeptałem.
- Zrobiłeś to poraz ostatni.
- Tak - odparłem.
Tata podał mi do ręki mój biały kabel od tableta a mi z oczu popłynęła kolejna fala łez. Zaraz po wyjściu ojca z mego pokoju, zdjąłem Frankowi z uszu słuchawki. Mały był tak skupiony na grze, że w ogóle nie miał przez cały ten czas kontaktu z rzeczywistością. Nie patrzył na moją niedolę, on po prostu grał.
- Wypad - powiedziałem do niego. Popatrzył na mnie dziwnie i polazł do siebie. Kopnąłem za nim drzwi. Chciałem być sam, przemyśleć sobie to wszystko, co przed chwilą się wydarzyło. Jedno wiem na pewno - ktoś przegiął i albo to byłem ja albo mój ojciec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro