Pierwszy śnieg
Ale się ucieszyłem! Za oknem padał śnieg! Nie mogłem się doczekać, żeby wyjść na dwór. Chciałem ulepić bałwana, jeździć na sankach i budować iglo, ale mama powiedziała, że taki śnieg się nie nadaje, bo on od razu topnieje.
Zjedliśmy śniadanie, mama nas ubrała i pobiegliśmy z Frankiem na dwór. Misiu miał cały łep od śniegu, leżał na tarasie, a Monster siedział w budzie. Ulepiłem śnieżkę i rzuciłem ją Monsterkowi do budy, a potem poszliśmy z Frankiem do kanciapy, do kotów.
Złapałem Tornado i Marcelinę. Nasze koty już trochę podrosły i są mądrzejsze niż dawniej. Słuchają, jak się je woła i tak mocno nie drapią. Najbardziej chwali się pazurami właśnie Tornado. Mam całe ręce podrapane i pogryzione. On ma ząbki jak igiełki. Mocno boli jak się wgryza, ale ja to wytrzymuję. Agata dwa razy rzuciła Tornado na podłogę, ale ona jest mała i głupia.
Zanieśliśmy z Frankiem koty na dwór. Miau Miau nie umiał chodzić po śniegu, a Marcelinka biegała jak szalona, ogon miała śmiesznie w górze i była napstroszona. Się śmiałem, bo to zabawnie wyglądało.
Potem złapaliśmy koty i schowaliśmy w kanciapie. Pomyślałem, że było by fajnie zobaczyć, czy jezioro zamarzło. Kiedyś Marcel i Nikodem opowiadali mi, że jak byli mali i była zima to brali sanki z kanciapy i ślizgali się na jeziorze. Ja też tak chciałem.
Wiedziałem, że mama z tatą się na to nie zgodzą, no to się im wcale o to nie pytałem. Poszliśmy z Frankiem za bramę i pobiegliśmy nad wodę. Jezioro w ogóle nie było zamarznięte. Widać było na nim fale, ale w kajaku była wielka zaspa. Weszliśmy tam z Frankiem, żeby zobaczyć tą zaspę z bliska. Była taka delikatna jak puszek.
Zima to moja ulubiona pora roku. Nie mogę się doczekać, kiedy śnieg będzie się nadawał do robienia kulek. Chciałbym robić bitwy na śnieżki no i ulepić bałwana.
Biegliśmy w stronę podwórka i wtedy z domu wyszła mama.
- Jasiu! Franek! - zawołała.
Musieliśmy się szybko schować, żeby nie widziała, że idziemy znad jeziora. Położyliśmy się z Frankiem na ziemi, ale mama nas dojrzała i wybiegła po nas.
- Kto wam pozwolił wyjść za bramę? - odezwała się. Pomogła nam wstać i zaprowadziła do domu.
Tam, na stole były dwa kubki z ciepłą herbatą z cytryną. Usiedliśmy z Frankiem na kanapie a mama sprawdziła, czy mamy suche skarpetki. Włączyła nam bajkę na telewizorze. Jak się nam zrobiło trochę cieplej, to pobiegłem po klocki do pokoju.
- Jasiu, pobawcie się u siebie w pokoju. Spodziewamy się gości - odezwała się mama.
- A kto przyjedzie? - zapytał się Franek.
- Marysia i Antek - odpowiadała mama.
Jak to usłyszałem to szybko uniosłem karton w górę i wysypałem klocki na podłogę. Mama się zezłościła.
- Jasiu! - krzyknęła. - Zbieraj mi te klocki! W tej chwili!
Ja jej nie słuchałem. Chciałem bawić się w wojnę z Frankiem, a mama była coraz bardziej zła.
- Nie słyszysz co do ciebie mówię?! - krzyknęła a ja schowałem się za kanapą i stamtąd rzucałem klockami w Franka.
Ale się fajnie bawiliśmy. Ja wygrywałem, bo miałem spory zapas amunicji a Franek bombardował we mnie jedynie tym, co udało mu się znaleźć pod ławą i za fotelem.
Potem do kuchni przyszedł Marcel. Usiadł przy stole i gadał z mamą. Rzuciłem w niego klockiem, ale się szybko schowałem, żeby mnie nie widział. Marcel myślał, że to Franek, bo spojrzał na niego groźnie.
- No co?! Ja nic nie zrobiłem! - zawołał mój bliźniak.
- Jasiu się chowa za kanapą. Prosiłam ich, żeby nie wysypywali tych klocków, bo ojciec z Nikodemem pojechali po Marysię i Antka. Zobacz, jak ten salon wygląda, jak pobojowisko. Jeszcze ktoś się potknie o te ich bomby.
Jak mama to powiedziała, to ja się zacząłem śmiać. Marcel się wkurzył na mnie i na Franka. Zawołał nas. Ja nie chciałem wyjść zza kanapy, ale w końcu wyszedłem, bo Marcel na mnie krzyknął i się przestraszyłem.
- Co? - odezwałem się.
- Klocki zbierać! - powiedział. - Jeden, dwa, trzy, cztery!
Zaczął liczyć, no to szybko rzuciłem się na kolana w stronę kanapy i zacząłem zgarniać klocki do pudła.
- Ja nie wysypałem klocków tylko Jasiu - odezwał się Franek.
Marcel przerwał odliczanie i popatrzył groźnie na Franka, a potem złapał go za rękę i przyprowadził do mnie.
- Obaj się bawiliście więc obaj będziecie zbierać klocki - powiedział.
Ucieszyłem się, bo już mnie bolały ręce od tego sprzątania, a wciąż dużo klocków leżało na podłodze. Franek pomógł mi je pozbierać, a potem przyjechali tata, Nikodem, Marysia i Antek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro