Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowy wychowawca

Lusia dotarła swoją Yariską do domu. Nie, żebym nie wierzył w jej możliwości, ale miałem pewne obawy i co rusz spoglądałem w telefon, czy nie dzwoni, żeby po nią jechać z lawetą. To oczywiście żart! Każdy poważny, szanujący się facet wie, że najlepsi kierowcy to kobiety...
Nikodem poleciał do auta po plecaki chłopaków. Aż trudno uwierzyć, ale pierwszoklasiści noszą takie ciężary na plecach. Przecież te ich tornistry waza pewnie z pięć kilogramów! Dawniej coś takiego było nie do pomyślenia. Miało się jeden elementarz, kilka zeszytów... Ale to były inne czasy...
Lusia wyglądała jakoś tak inaczej niż zwykle. Była naładowana jakąś pozytywną energią. Dawno jej takiej nie widziałem. Czyżby świadomość, że w domu nie ma Agaty tak na nią wpłynęła?
- Hej skarbie - powiedziała od progu.
Pocałowałem ją na powitanie. Jasiu i Franek siedzieli przy stole w oczekiwaniu na obiad. Oni też byli pod wrażeniem tego, że ich mama sama wróciła autem z pracy do domu.
- I co? Jak droga? - zapytałem.
Moja żona usiadła na kanapie. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Wyprzedziłam dwa auta - oznajmiła.
- Za jednym pociągnięciem? - przeraziłem się.
- No co ty? Oczywiście, że nie. Jedno wyprzedziłam na torach, bo nic nie jechało z przeciska, a drugie tu koło domu.
Zdębiałem. Pewnie myślała, że ją pochwalę, ale tu nie ma nic do chwalenia. Wyprzedzanie na torach?! Nie, nie wiem nawet, jak to skomentować... Postanowiłem, że podam obiad a o przepisach w ruchu drogowym porozmawiam sobie z żoną później.
Zaraz po obiedzie wysłałem chłopaków do ich pokoju i kazałem im wziąć się za lekcje. Jakieś pół godziny później poszedłem sprawdzić, czy faktycznie siedzą nad książkami, czy bawią się w wojnę jak zwykle.
No, Franek siedział przy biurku. Uczył się czytanki. Pogłaskałem go i pochwaliłem. Jasiu leżał na łóżku i wykonywał jakieś akrobatyczne figury. Mówił, że trenuje ćwiczenia na wuef. No, pracuję w szkole już wiele lat, ale żeby dziecko musiało odrabiać w domu pracę domową z wuefu? To dla mnie coś nowego!
Usiadłem obok niego na łóżku i poprosiłem, żeby podał mi plecak. Jasiu to mały roztrzepaniec. Szukał tornistra chyba przez pięć minut, a gdy w końcu go znalazł wysypał jego zawartość na podłogę.
- Z czego chcesz zeszyt? - zwrócił się do mnie.
- Ja? - odparłem udając zaskoczonego. - Jasiu, to twoim obowiązkiem jest zrobić lekcje a nie moim. Proszę w tej chwili pozbierać te książki z podłogi! Kto to widział, żeby wyciągać zawartość plecaka tak, jak ty to robisz?
Mały się lekko przestraszył. Usiadł na podłodze i poukładał swoje podręczniki i zeszyty. Pozbierał też kredki i inne rozsypane przedmioty.
- I serio mam robić lekcje sam? - zapytał  z niedowierzaniem.
- No, oczywiście. Jesteś już duży. Weź książki i siadaj przy biurku.
Mały uśmiechnął się, ale zrobił to, o co go prosiłem.
- Pokaż, co masz zadane.
- Franek, co mamy zadane?! - zawołał.
- Daj mi spokój! Uczę się! Trzeba było słychać pani jak mówiła!
Cóż, postawa Franciszka jest bardzo wychowawcza. Ma chłopak rację, ale niech się też wczuje w moje położenie. Nie mam zamiaru przesiedzieć z Jasiem nad książkami do wieczora.
Podszedłem do Franka. Spytałem go o zadane do domu lekcje.
- Bo Jasiu nie słucha pani - odpowiedział. - Nie powiem nic o lekcjach. Jak dostanie jedynkę, to się nauczy.
Czasem zastanawiam się nad tym, kiedy przestałem w tym domu nosić spodnie. No, ewidentnie nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia. Wróciłem do Jasia, przejrzałem wszystkie jego zeszyty ćwiczeń. No, miał tam pozaznaczane kilka zadań. Czytankę do nauczenia nie trudno było znaleźć z racji tego, że Franek uczył się jej na pamięć.
Powiedziałem Jasiowi, które zadania ma zrobić i zostawiłem swoich chłopców samych z nadzieją, że gdy wrócę obaj będą cali i zdrowi, bo z nimi nigdy nic nie wiadomo.
- Tata, a może zawiózłbyś mnie do Torunia - odezwał się do mnie Nikodem chwilę po tym, jak zszedłem do salonu, by odpocząć i zrelaksować się przy poobiedniej kawie.
- Do Marysi? - zapytałem spoglądając na niego. Cóż, błogie spojrzenie mojego syna powiedziało mi wszystko. - Okej. Plecak weź. Będziesz spał u babci. Nikt nie będzie jeździł po ciebie w tę i z powrotem.
No, ta perspektywa odpowiadała Nikodemowi. Pewnie spędzi ze swoją dziewczyną cały wieczór. Cieszę się, że spotyka się z tą Marysią. To naprawdę miła, porządna dziewczyna.
Dałem mu ten aparat, którego ostatnim razem Marysia nie śmiała wziąć. U nas i tak ten aparat leży i się kurzy, a dziewczyna ma hobby, niech się realizuje.
Odwiozłem chłopaka pod blok, w którym mieszka Marysia. Dałem mu stówę, bo mówił coś tam o kinie, o tym, że popcorn podrożał... Dyplomata. Zamiast powiedzieć prosto z mostu, że kasy potrzebuje to owija w bawełnę. Chociaż w gruncie rzeczy, w tym miesiącu zapomniałem dać moim chłopakom kieszonkowe. Nie upomnieli się. Przepadło. Trudno.
Zaraz po powrocie do domu zajrzałem do maluchów. Franek bawił się z Czopkiem, a Lusia pomagała Jasiowi pakować książki do szkoły. Mały miał już odrobione lekcje i był nauczony czytanki.
Wziąłem go więc na kolana i rozpocząłem z nim niełatwy temat.
- Jasiu, przemyślałem sobie wszystko. Wiem, że nie lubisz pani Kasi, dlatego od jutra nie będzie już twoją wychowawczynią.
Mały się ucieszył. Szczerze się do mnie uśmiechnął.
- Tata, bo ta pani jest głupia. Wciąż na mnie krzyczy. Ja nic nie robię, a ona krzyczy - rzekł.
- Jak nic nie robisz? - odezwał się Franciszek. - Nie słuchasz pani i gadasz, a jak pani mówi JASIU, NIE GADAJ to pokazujesz jej język!
Lusia usiadła obok nas.
- To co zamierzasz? - spytała.
- Powiem jutro pani Kasi, że będzie uczyła inną klasę...
- A kto będzie uczył klasę Jasia i Franka? - dopytywała się jakoś tak bez entuzjazmu.
- Jak kto? Ja... Mnie Jasiu lubi, więc nie powinno być problemu...
Lusia się uśmiechnęła. Chyba zdała sobie sprawę z tego, że prowadzę z Jasiem swego rodzaju prowokację. Mały szczerze się przeraził, zrobił duże oczy. Cóż, takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Również Franek nie był zachwycony z mojego pomysłu na rozwiązanie problemu.
- Jak Jasiowi się coś nie podoba to niech siedzi w domu. Nikt mu nie każe chodzić do szkoły - rzekł. - Ja lubię moją panią. Wszyscy lubią panią Kasię tylko nie Jasiu i chcę, żeby moja pani była moją panią.
- Ja też... - szepnął Jasiu. Udany dzieciak.
- Co ty też? - zwróciłem się do niego.
- Niech sobie będzie pani Kasia i tyle...
- Jasiu, spójrz na mnie, dziecko. Ty sam nie wiesz, czego chcesz! Stale powtarzasz, że nie lubisz pani Kasi, a jak ci mówię, że będziesz miał nowego wychowawcę to znowu ci coś nie pasuje.
- Nie chcę, żebyś ty był... - rzekł naprawdę cichutko. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zachowałem powagę. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem mu się z uwagą.
- Dlaczego? - spytałem.
- Wolę panią Kasię...
Poprawiłem go sobie, bo zjeżdżał mi z kolan.
- Słuchaj, mały zbóju, to jest moje ostatnie ostrzeżenie... Jeszcze raz usłyszę, że wytykasz język na panią Kasię albo kładziesz się na ziemi, jak to miało miejsce dzisiaj w parku! - przygroziłem mu.
- Nie będę więcej razy tak robił - szepnął.
- Zrobisz jak uważasz. Ja ci tylko mówię, że w dniu, w którym pani Kasia przyjdzie do mnie ze skargą, zmieni ci się klasowy wychowawca.
Mały spuścił głowę. Zesadziłem go z kolan. Wskrobał się na łóżko i usiadł smutny.
Chce mnie wziąć na litość. Nie dam się na to nabrać. Złapałem żonę za rękę i oboje poszliśmy do salonu.
- Widziałeś jego minę, jak powiedziałeś mu, że będziesz jego wychowawcą? - odezwała się do mnie, gdy siedzieliśmy już na kanapie przytuleni do siebie.
- No... Niewiele brakowało, a wybuchnąłbym ze śmiechu... - przyznałem.
- Dobry jesteś, Szymon...
Uśmiechnąłem się do żony i chwyciłem w rękę leżący na ławie tablet.
- Zobacz, masz tu wyszczególnione sytuacje, w których zabronione jest wyprzedzanie... Zobacz, na wzniesieniu, na zakręcie, na skrzyżowaniu, na przejeździe kolejowym, na przejściu dla pieszych...
- Szymon, no ja wiem to wszystko, ale nic nie jechało z przeciwka...
- No, to masz więcej szczęścia niż rozumu...
Spojrzała na mnie z byka.
- Nie gniewaj się... Daj buziaka.
No, dałem - całe sto buziaków. A potem do domu wrócił Marcel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #dom