No piątek
Dzień jak co dzień. Przed wyjściem do szkoły zapowiedziałem Jasiowi, że jeśli jeszcze raz powie nauczycielce, że jest głupia to dostanie w domu lanie. Spuścił głowę i obiecał, że tego nie uczynił. No, zobaczymy.
Coś mnie tchnęło, żeby sprawdzić Frankowi kieszenie. No, nie miał chomika przy sobie.
Marcel był jakiś taki niewyspany. Marudził, że w piątki nie powinno się chodzić do szkoły. Potem bredził coś na temat bycia dorosłym. Skarżył się, że w naszym kraju osoby dorosłe są traktowane jak dzieci - muszą chodzić do szkoły, słuchać nauczycieli. Jego zdaniem edukacja to największy problem społeczny, który rozwiązałby, gdyby doszedł do władzy. No, muszę przyznać, że byłby z niego niezły polityk, aczkolwiek wolałbym, żeby wybrał sobie inny zawód.
Cieszyłem się niezwykle z powodu przyjazdu Marysi. Widziałem, jak szczęśliwy jest Nikodem, odkąd się z nią spotyka. To nie był ten chłopak, co kiedyś. Zwykle siedział w swoim pokoju i schodził jedynie na posiłki albo po to, by pomóc przy przedszkolu. Wczoraj przesiedział z nami w salonie w zasadzie cały wieczór. Opowiadał o tym, jak to oświadczył się Marysi, o tym, jak zareagowała, gdy wręczył jej białą różę. Tłumaczył mi i Luśce, że Wiktoria i Marysia to dwa różne światy. No, trochę mnie tym uspokoił, chociaż przyznam, że do tego, co mówi Nikodem mam spory dystans. Dzisiaj poznam Marysię i sam wyrobię sobie o niej jakieś tam zdanie - nie będę bazował przecież na opinii zauroczonego szczeniaka.
Dałem Luśce wolne, bo od wczoraj pobolewała ją głowa. Cóż, zapowiadają nadejście srogiej zimy, a moja żona odczuwa skoki ciśnienia. Tłumaczyła mi rano, że aż tak bardzo ją ta głowa nie boli i, że da radę wytrzymać w pracy te swoje siedem godzin. No, ale jako, że w domu rządzę JA i w pracy też rządzę JA, powiedziałem jej, że ma zostać w domu i wypoczywać, a jak trochę jej przejdzie to niech zrobi swoją szarlotkę i jeszcze jakieś ciacho, bo z tego, co wiem, to oprócz Marysi ma jeszcze przyjechać jej brat, bodajże Melka i chyba Oliwer też został przez Marcela zaproszony, Julka... No, trochę ich będzie. Taka mini impreza. Trzeba ich czymś nakarmić, chociaż w sumie to żadnych tam rarytasów stawiać nie będziemy. Po prostu dałem Nikodemowi dwieście złotych. Powiedziałem, że ma zaopatrzyć się w napoje - tu zaznaczyłem, że pozwalam mu na zakup alkoholu, ale życzyłbym sobie, żeby jako gospodarz imprezy miał kontrolę nad sobą i nad swoimi gośćmi. Uzgodniliśmy wspólnie, że dzieciaki zamówią sobie jakieś tam pizze, do tego Lusia zrobi sałatkę i w sumie na tym koniec.
Zapowiedziałem Nikodemowi, że jak się zjadą wszyscy jego goście to weźmiemy z Luśką dzieciaków i pojedziemy z nimi do Torunia. Gdzie to konkretnie nie wiem. Myślałem o Aqua Parku albo jakieś bawialni. No a potem to oczywiście do mojej mamy pod kocyk. Do domu wrócimy jak Niko czy tam Marcel zadzwoni, że koniec imprezy.
Chłopaki wiedzą, że po ich imprezie nikt sprzątał nie będzie. Że w domu chcę zastać porządek. No, zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce.
Tak więc zostawiłem w domu Lusię i Agatę. Ucałowałem obydwie swoje królewny. Tak się złożyło, że najmłodsza już nie spała.
Nim pojechałem z chłopakami do szkoły, zaniosłem do domu te trzy małe kociaki. Agata była za nimi stęskniona, bo przecież od jakiegoś czasu przeprowadziła się mała żaba do babci.
Tak więc zawiozę chłopaków na lekcje. Marcela i Nikodema dzisiaj wyjątkowo podrzucę do szkoły. Jadę w tamtym kierunku, bo muszę podskoczy do Miejskiej Biblioteki. Moja znajoma bibliotekarka ma mi coś ważnego do powiedzenia. Pewnie znowu, jest jakiś konkurs skierowany do uczniów szkół podstawowych i chciałaby, żebym przysłał do niej kilka osób, by mogła je do tego konkursu przygotować. Nudzi jej się samej w bibliotece i zawsze wymyśla takie akcje. Chociaż nie powiem, w ostatnim konkursie, który dotyczył akurat członkowska Polski w Unii Europejskiej, jeden z uczniów mojej szkoły zdobył wyróżnienie a inny - trzecie miejsce.
Piątek to taki mój dzień typowo objazdowy. Zwykle w zasadzie zajeżdżam szkoły tylko po to, żeby chłopaków odstawić pod klasę, a potem ich stamtąd odebrać.
Wpadłem na taki pomysł, że wrócę dzisiaj do domu naprawdę wcześniej - może nawet uda mi się wyrobić z obowiązkami do godziny jedenastej. Po chłopaków nie przyjadę. Poprosiłem mamę, by odebrała ich ze szkoły i przywiozła do Zajezierza. Niby mógłbym za nimi tę godzinkę poczekać, ale nic na siłę. Tym bardziej, że moja mama jak ją o coś proszę, nabiera wiatru w żagle. Czuję się potrzebna i zadowolona. A poza tym, cóż... Ma dwóch uroczych, podobnych do siebie jak dwie krople wody wnuków, niech więc i ona się z nimi trochę, że tak brzydko powiem, poużera.
Odwiezie ich do Zajezierza. Trochę u nas posiedzi. Wiem, że mama też chciałaby zobaczyć nową dziewczynę Nikodema. W zasadzie cała nasza rodzina tym żyje.
Jak przyjdzie czas zostawić młodych samych, to ja wsiądę w swoje auto, mama w swoje i pojedziemy wszyscy razem do Torunia. Taki mam plan, a co z tego wyjdzie - niewiadomo.
Póki co, jestem podekscytowany, bo dzisiaj Nikodem poraz pierwszy przyprowadzi do naszego domu swoją dziewczynę i to nie będzie Wiktoria - uff, kamień z serca. Jestem wprawdzie pełen obaw, bo nie znam tej dziewczyny, ale chyba każda okaże się lepszą partnerką dla mojego syna niż Wiktoria.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro