Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kara

Nie zamierzałem odpuszczać Marcelowi. Co on sobie wyobraża? Nie respektuje moich zakazów czy szlabanów. W dodatku wymknął się z domu w nocy. Już ja go nauczę! Będzie chodził jak w zegarku!
Zaraz po obiedzie kazałem mu się przebrać w robocze ciuchy. Poszedłem z nim do garażu.
- Tu masz pędzel i farbę. Sufit ma być pomalowany dwa razy, ścianę starczy jak pomalujesz raz.
Marcel popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Nie przypuszczał, że zlecę mu taką pracę do wykonania. Chciał coś powiedzieć, ale nie dopuściłem go do słowa.
- Zanim zaczniesz malować pomogę ci rozkręcić ten regał. Ewentualnie mogę ci przysłać Jasia i Franka do pomocy.
- Dzięki, obejdzie się - westchnął siadając na stole pod oknem. - Tata, wiesz, ile tu jest roboty? - zaczął się buntować. - Przecież ja tego przez tydzień nie zrobię.
- Zrobisz. Najpierw poodsuwaj te regały od ściany, obmieć ładnie pajęczyny i możesz się brać do roboty.
- Za to, że polazłem sobie wczoraj do Melki? - uniósł się.
- Za to, że jesteś nieposłuszny. Poza tym, czy wyręczenie ojca w odświeżeniu garażu to dla ciebie niewiadomo jaka kara?
- Dobra, idź już...
Wyprowadziłem z garażu samochód Lusi, żeby dać Marcelowi trochę przestrzeni.
Gdy wychodziłem z garażu, chłopak siedział na stole i rozmyślał. Był wkurzony. Wiedziałem jednak, że za moment dojdzie do głowy po rozum i weźmie się za robotę.
Wróciłem do domu. Jasiu i Franek bawili się na podłodze w wojnę. Rzucali w siebie klockami. Lusia z kolei wzięła się za porządki.
Przykucnąłem przy Jasiu.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś kasy na zabawę klockami? - odezwałem się do niego.
- Tata, nie miałem. Mama powiedziała, że jak nie przeproszę pani, a ja przeprosiłem. I dzisiaj byłem grzeczny w klasie. Franek, powiedz!
- No, byłeś - odparł młodszy chłopiec.
Uśmiechnąłem się.
- No dobrze. W takim razie, proszę was teraz o sprzątnięcie tych wszystkich porozrzucanych zabawek. Pójdziecie trochę polatać po dworze i przypilnujecie mi Marcela, żeby ładnie pomalował ściany w garażu.
Chłopcom moja propozycja przypadła do gustu. Obaj prędko wzięli się za zbieranie klocków z podłogi. Pomogłem im, wyrobiliśmy się pewnie w pięć minut.
Lusia ubrała chłopaków. Obaj pobiegli na dwór. Pomyślałem, że pomogę żonie w pracach domowych. Wziąłem się za odkurzanie dywanów i w ogóle całej podłogi.
Jakieś pół godziny później do domu wbiegli Jasiu i Franek. Obaj byli cali od farby. Domyśliłem się, że wzięli sobie do serca moją sugestię, by pilnować brata.
- Tata, masz jechać po dwa czteropaki! - zawołał Jasiu od progu.
Wytrzeszczem na niego oczy. Co on bredzi?
- Może być Warka - dopowiedział po chwili.
- Marcel ci tak powiedział? - zapytałem.
- Nie, Oliwer - odparł.
- A Melka chciała Mirindę... - odezwał się Franciszek.
Totalnie mnie zamurowało. Marcel zorganizował sobie pomocników. Ma chłopak głowę na karku.
- To co mamy powiedzieć Oliwerowi? - dopytywał się Jasiu.
No, bez przesady, żebym ja jeździł po sklepach za alkoholem dla Oliwera! Nim zdążyłem przedstawić chłopakom swoje stanowisko w tej sprawie, do domu wszedł Marcel.
Chłopak bez słowa wyciągnął z lodówki pozostały po imprezie czteropak piwa i trzy puszki Pepsi.
- Przypomniało mi się, że mamy coś w lodówce - odezwał się patrząc na mnie. - A wy, malarze, tak stoicie? - dodał kierując wzrok na bliźniaków.
Maluchy pośpieszyły za nim i znów zostaliśmy z Lusią sami w domu. Dokończyłem odkurzanie, wyniosłem śmieci, naprawiłem wyrwane w salonie gniazdko.
Jakoś około dziewiętnastej postanowiłem zajrzeć do garażu, by sprawdzić, jak idą prace remontowe. No, w moim warsztacie oprócz Marcela, Melki, Oliwera i bliźniąt, byli jeszcze Aleks, Kornel i Julia. Każdy miał jakieś zajęcie. Sufit był już jak przypuszczam dwukrotnie pomalowany. Melka i Julia malowały ostatnią ścianę, chłopaki ustawiali meble, zaś najmłodsze dzieci kręciły się i wygłupiały.
No, poczułem się zobowiązany, żeby w jakiś sposób podziękować sąsiadom za pomoc. Wziąłem Marcela na stronę i poleciłem mu zamówić dla wszystkich pizzę. Sam zaś szczerze pochwaliłem jego kreatywność i umiejętność wybrnięcia z każdej opresji, po czym poszedłem do domu. Uszykowałem dla Marcela sto pięćdziesiąt złotych. Tyle chyba powinno wystarczyć na pizzę dla pięciorga dorosłych ludzi i trójki dzieciaków.
To się dopiero nazywa paradoks. Malowanie garażu miało być dla Marcela karą a zamiast tego chłopak miło spędzilił czas z przyjaciółmi i jakby tego było mało stałem się uboższy o sto pięćdziesiąt złotych. Tak to tylko Marcel potrafi mnie urządzić.
Ale to nic. Najważniejsze, że mam pięknie odmalowany garaż.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #dom