Impreza
Razem z Nikodemem zanieśliśmy z góry wieże i kolumny. Niko wszystko popodłączał do prądu, a ja zająłem się resztą czyli rozłożyłem stół, poleciałem na piętro po Rummikub i jakieś inne planszówki, wysypałem chipsy do misek. Melka pokładła na stole szklanki, soki, Pepsi i piwo. Pizza była w drodze. No i się rozległ dzwonek do drzwi.
Przyjechali Oliwer, Aleks i Julia. Cieszyłem się, że chłopaki przywieźli tę gówniarę, bo ona jest w wieku Antka. Może będzie umiała mu dotrzymać trochę towarzystwa.
Chłopaki też przywieźli ze sobą chipsy i browary. Trochę się przeraziłem, bo tego piwska było naprawdę sporo. Wiedziałem, że jak Oli zrobi nam tu rozrubę ta impreza będzie nie tylko moją pierwszą w życiu ale i ostatnią.
Niko włączył muzykę, jakieś słuchali nasi dziadkowie za młodu. Każdy coś tam gadał i wtedy nadjechały dziewczyny z klasy - Zosia Piątkowska i Michalina Abner. Przywitałem je serdecznie, wprowadziłem na chatę. Były u nas pierwszy raz, mówiły, że cudem trafiły do tego zadupia... Nie skomentuję tego.
No, wiadomo, każdy każdemu się przedstawił. Siedliśmy przy stole i się zaczęło. Padła seria pytań... Komu soku? Komu sałatki? Może kota? Trzy nasze małe koty skakały po meblach. Jednego dałem Julii, drugiego Michalinie a trzeciego Antkowi. No, Czopka im nie będę przynosił. Żart.
Od razu zauważyłem, że Michalina wpadła Oliwerowi w oko. Gapił się na nią i próbował zagadnąć. No, nie wychodziło mu to jak należy.
Z początku były trochę smęty, nie powiem, że nie, ale jak tylko wysypałem na stół Rummikub trochę się to towarzystwo rozkręciło. Julia jest za tępa na myślenie. Nie chciała w to grać i dobrze, bo Rummikub to gra dla ludzi dorosłych. Zostawiła wszystkich, wzięła miskę z chipsami i poszła sobie usiąść na kanapę. Ale się zdziwiłem, jak zobaczyłem, że Antek podąża w jej stronę. No, nie spodziewałem się, że będzie chciał z nią gadać. Ale spoko. Więcej miejsca przy stole.
Trochę się poprzesiadaliśmy, żeby nie było tak, że ja będę z Melką w drużynie, Niko ze swoją, Oli z Aleksem a Miśka z Zosią. Ja podzieliłem wszystkich na drużyny.
No zrobiłem to bardzo przemyślanie. Oliwer z Michaliną - niech się chłopak cieszy, Aleksa dałem z Zosią - kto wie? Może cóż z tego będzie? No, ja z Marychną a Melka z Nikodemem.
Melka miała najlepiej, mój brat jest mózgiem wszechczasów. Zanim ona na coś wpadła, to Nikodem zrobił już sto razy lepszą kombinację. Wiadomo, kto wygrał. Tego mówił nie będę. Tyle tylko powiem, że wspólna gra trochę nas rozkręciła i po schowaniu klocuszków, pierwsze lody zniknęły.
Niko polał każdemu po kieliszeczku wina. Jedynie sobie nie nalał, bo jak mi wcześniej wyjaśnił - nie chciałby skompromitować się przed swoją Marychną. Ja tam alkoholu nie lubię, ale żeby nie było, że ani ja ani Nikodem nie pijemy, wziąłem i przechyliłem ten kieliszek. Oli mnie zaskoczył tym, że nie pił wina - no, ale z cztery browaru to wciągnął. Szok, że nie było po nim tego aż tak bardzo widać. Dziewczyny z klasy też były spragnione, no, ale Zosia przyjechała autem rodziców. Nie mogła pić, peszek.
Marychna to świetna laska. Zadała pytanie, które kompletnie rozbawiło całe towarzystwo. Spytała od jak dawna my z Melką chodzimy ze sobą.
- No, zgadnij - powiedziałem do niej.
- Pewnie już długo... Trzy lata?
Parsknąłem śmiechem, a Mela razem ze mną.
- Oni chodzą ze sobą od dzieciaka - odezwał się Oliwer.
- Osiem lat, dziecinko! - odparowałem, a Mela wtuliła się. - Miałem dziesięć lat, jak Melka została moją dziewczyną.
- Włożył mi głowę do wiadra z lepikiem, z taką czarną smołą. Nie dość, że byłam w tym wszystkim pokrzywdzona to jeszcze w domu od mamy na dupę dostałam, bo darłam się, że ma mi włosów nie ścinać! - wyjaśniła Mela.
- Chodziła tak przez parę miesięcy ścięta na chłopaka. Gdyby nie to, nie bylibyśmy parą... W życiu nie zagadałbym do dziewczyny, żeby się z nią bawić, a Melka wyglądała jak chłopak! - zaśmiałem się a za mną wszyscy inni.
- I lalkę moją na drzewie powiesił... Głowę urwał i ręce - odezwała się siedząca na kanapie Julka.
- Cicho tam! - odparowałem.
I wtedy przyjechał dostawca z pizzą. W samą porę, bo powoli kiszki zaczęły mi grać marsza. Nikodem odebrał, że tak powiem towar, uregulował należność i zabraliśmy się za konsumpcję. Tak tylko wspomnę, że pizzy zostało jeszcze na drugi dzień.
No, jak pojedliśmy, to wyszliśmy trochę na dwór, a ściślej mówiąc na spacer. W domu zostali tylko Jula i Antek.
Przeszliśmy się wzdłuż jeziora. Śmialiśmy się tak głośno, że na drugi dzień mnie gardło bolało. Nikodem nic innego tylko trzymał Marychnę za rękę i nie spuszczał jej w oczu choćby na chwilę. Wydurnialiśmy się. Każdy miał coś do powiedzenia więc trzeba było się trochę przekrzykiwać. Trochę nad odbiło. Nie wiem, czy to po tym alkoholu. Bawiliśmy się w chowanego w lesie. Najlepsze było, jak Oliwer wskoczył na jedno drzewo, a potem jak z niego złaził to kapturem zahaczył o gałąź i bluza do dzisiaj tam wisi.
Największym czubkiem z nas wszystkich był Nikodem. Schował się na drzewie i udawał odgłos jakiegoś nieznanego nikomu, drapieżnego zwierzęcia. Przestraszyliśmy się, bo nikt Nikodema znaleźć nie mógł, a ten odgłos wydawał się brzmieć tak blisko. Było już ciemno. Świeciliśmy telefonami, wołaliśmy go, a ten dupek nic. Odgłos zwierzęcia ucichł. Ja stanąłem pod jakimś tam drzewie zupełnie nie świadomie a kosmita skoczył na mnie z góry. No, myślałem, że zawału dostałem. Serce to mi młotem waliło, a Niko się śmiał. No, wszyscy się śmiali. Marychna najgłośniej.
Czas minął nam tak szybko, że niewiadomo kiedy. Wróciliśmy do domu, była godzina dziesiąta. Każdy rzucił się na pizzę i w sumie jakoś tak się zrobiło bardziej nastrojowo. Oli wyszedł z dziewczynami na taras, Niko, Aleks i Marychna włączyli sobie telewizję. Akurat jakiś mecz leciał, powtórki.
No a ja, hmm... Jakby to powiedzieć? Zaprowadziłem Melkę do sypialni rodziców... Od razu zakumała o co chodzi, przekluczyła drzwi i związała włosy w kok, a potem usiadła na łóżku i zaczęła rozpinać guziki bluzki. Mądra dziewczynka. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, ale już od dawna planowaliśmy sprawdzić jak to jest. Dzisiaj była ku temu idealna okazja i wspaniałe warunki. To trochę bezczelne zrobić to coś w łóżku starych, ale mój ojciec sam dzisiaj powiedział, że po mnie można się wszystkiego spodziewać.
Muzyka w salonie grała głośno, więc nie baliśmy się, że ktoś usłyszy. Niko papla był tak wpatrzony w swoją laskę, że nawet nie zauważył, że mnie i Melki nigdzie nie ma.
Łóżko rodziców jest spoko, ale mogłoby być ciut twardsze. Pomyśleć, że na tym łóżku udało im się zrobić bliźniaków i Agatę. Hmm. Może pozostawię to bez komentarza.
Melka jest wspaniałą kochanką. Mój pierwszy raz z nią wspominam bardzo pozytywnie. Oboje wspólnie postanowiliśmy, że będziemy to robić częściej... Trzeba tylko uważać, żeby teściu nas nie złapał. Znam go na tyle dobrze, by stwierdzić, że jeśli dowie się, że przespałem się z jego córką, zamorduje mnie a moje ciało da sępom na pożarcie.
Jak wyszliśmy z sypialni starych to zastaliśmy w salonie istny kabaret. Julka piła piwo, Janek ją zabije jak wyczuje. Głupia jest, dobrze jej tak. Antek spał na kanapie z gipsem na ławie. Aleks gapił się w telewizję i zajadał chipsy, a Niko z Marychną tańczyli wolnego. I pomyśleć, że Niko nic nie pił? Jakoś mi się w to wierzyć nie chce.
Wyszliśmy z Melką na dwór, żeby zobaczyć co tam robią Oliwer, Zosia i Miśka. Wciąż siedzieli sobie na schodach, w kurtkach, bo to prawie zima. Oli je bajerował a one patrzyły na niego maślanymi oczami.
Każdy miał jakieś tam zajęcie. Nikomu się nie nudziło, no to pomyśleliśmy z Melką, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to coś poraz drugi.
No, znowu poszliśmy do sypialni moich rodziców. Zamknęliśmy się. Jejku, najgorsze jest to rozbieranie się i ubieranie. Najdłużej trawa. Weszliśmy pod kołdrę, żeby zrobić to inaczej niż za pierwszym razem. Było cudownie, przebojowo, fantastycznie. Od dzisiaj Melka nie jest już tylko moim kumplem. Będę się jej słuchał we wszystkim, bo jest mi potrzebna do pełni szczęścia!
Impreza skończyła się jakoś po północy. To znaczy, nie, że się skończyła. Po prostu dziewczyny powiedziały, że muszą wracać do domu. W sumie to tata miał odwieść Marysię i Antka, ale Zosia zaproponowała, że ich podrzuci na Podgórz. Tak naprawdę miała po drodze. Odprowadziliśmy naszych gości aż pod auto. Pożegnaliśmy się. Pomachaliśmy.
Skoro dziewczyny pojechały to i Oliwer zmył się do domu. Zabrał ze sobą Aleksa, Julę, no i moją Melkę. Najchętniej pojechałbym z nimi, ale ktoś musiał ogarnąć ten syf, który został w chacie.
Wziąłem się za kolumny. Niko ogarnął naczynia i stół. Odkurzaczem powciągał chipsy, które rozsypały się komuś na podłodze.
- Zrobiliśmy to - powiedziałem do niego.
- Co? - zapytał.
- Seks - odpowiedziałem mu.
Uśmiechnął się do mnie i poklepał mnie po ramieniu.
- I jak było?
Przeciągnąłem się. Myślę, że wyraz mojej twarzy mówił sam za siebie. Uśmiech nie schodził mi z gęby.
Chwilę później poszedłem do sypialni rodziców sprawdzić, czy z pościelą wszystko jest okej. Poprawiłem kołdrę i narzutę, a gdy się odwróciłem w stronę drzwi, zobaczyłem stojącego w futrynie Nikodema.
- Chyba nie zrobiliście tego tutaj? - odezwał się do mnie.
- A gdzie? Moje łóżko jest jednoosobowe - odpowiedziałem. - Nie wypaplasz, jak to ty potrafisz?
- No, nie wypaplalam, ale Marcel, to jest łóżko naszych rodziców...
- I co z tego?
Mądraliński się znalazł. Ludzie popełniają większe zbrodnie niż uprawienie seksu w łóżku starych. Niko niech nie przesadza. Przecież nic wielkiego się nie stało.
Wróciliśmy do salonu. Dom był jako tako ogarnięty. Zadzwoniliśmy do taty. Przez telefon gadał Nikodem, bo ja byłem trochę pobudzony. Powiedział, że już po imprezie, że jak mają chęć to zapraszamy.
Tata na to, że oni już dawno śpią i, że wpadną z samego rana, i, że mamy koty wynieść do kanciapy na noc.
I tyle. Impreza, impreza i po imprezie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro