Gips
Trochę się zdziwiłem, że Nikodem nie dotarł do szkoły. Napisałem do niego pod koniec pierwszej lekcji. Odpisał, że jest z Marysią w szpitalu, bo Antkowi lekarz będzie ściągał gips z nogi.
No, spoko. Ja wszystko rozumiem, ale co Nikodem ma z tym wspólnego? Miga się od szkoły i szuka pretekstu, żeby spędzać czas z Marysią. Ciekawe czy dotrze na kolejne lekcje...
Na matmie pisaliśmy sprawdzian. Poszło mi znakomicie. Potem mieliśmy dwa języki polskie. Póki co wałkujemy dwudziestolecie międzywojenne. Babka prowadzi lekcje w miarę ciekawie, więc polski zleciał mi moment.
Niko dotarł do szkoły na czwartą lekcję. Przesiadłem się na swoje miejsce, czyli pod okno.
- Masz usprawiedliwienie? - zagadnąłem.
- Po co? Jestem już pełnoletni. Mama ma mi pisać usprawiedliwienie? - zdziwił się. - Sam się usprawiedliwię.
Tak się składa, że naszą czwartą lekcją była wychowawcza. Babka od razu zauważyła, że Nikodem dotarł. Kazała mu wziąć do ręki długopis i usiąść w pierwszej ławce. Mój brat nie wiedział, że czeka go kartkóweczka! Dobrze mu tak!
Kiedy Niko pisał sprawdzian, babka uzgadniała z nami szczegóły dotyczące polowinek, które mają się odbyć już za dwa tygodnie. W zasadzie wszystko już ustalone. Miejscówkę mamy naprawdę świetną, bo restauracja z tarasem z widokiem na Wisłę to wyjątkowo romantyczne miejsce.
Później babka zaczęła marudzić, że niedługo koniec semestru... Tak naprawdę jest dopiero połowa listopada, babka jak zwykle przesadza. No, marudziła, że najwyższy czas zabrać się za poprawę stopni i takie tam brednie. Nie chciało mi się tego słuchać, więc wyciągnąłem z bluzy swój iPhone, podłączyłem słuchawki. Zwykle nie olewam swojej wychowawczyni, ale tego dnia naprawdę przynudzała. Poza tym po wychowawczej mieliśmy mieć angielski, sprawdzian z materiału, który przerabialiśmy od początku roku. Chciałem się trochę zrelaksować.
- Marcel! Czy ja tobie przeszkadzam?! - wydarła się. Nawet siedzący w pierwszej ławce Nikodem odwrócił się, by spojrzeć w moją stronę.
- Nie, oczywiście, że nie, pani profesor - odpowiedziałem wyjmując słuchawkę z jednego ucha.
Wychowawczyni spojrzała na mnie mega groźnie, więc schowałem te słuchawki całkowicie i wyprostowałem się, że niby jej słucham.
Babka chwilę jeszcze ponarzekała, jaką to ma nieuczacą się klasę, a potem zabrała Nikodemowi spod nosa kartkę i zapytała go, gdzie był na trzech pierwszych lekcjach.
- Byłem z dziewczyną w szpitalu - odpowiedział.
- A coś się stało?
- Tak, brat mojej dziewczyny miał ściągany gips.
Klasa wybuchnęła śmiechem. Niko to taki nasz klasowy naiwniak, lubimy się z niego czasem ponabijać.
- Na jutro przynieś usprawiedliwienie od rodziców - skwitowała.
Niko podrapał się z tyłu głowy. Już widzę jak tata wypisuje mu usprawiedliwienie za blałkę. W życiu!
- Ale pani profesor, rodzice nie wiedzą o tym, że byłem w szpitalu. Jestem już dorosły i...
- I co? Nie musisz chodzić do szkoły? - przerwała mu.
- Nie no, muszę. Ale to była sytuacja losowa - tłumaczył się biedak.
- Nie, sytuacja losowa byłaby wtedy, gdybyś szedł ze sobą do zdjęcia gipsu. Nie będę z tobą dyskutować. Na jutro proszę przynieść usprawiedliwienie. Inaczej będziesz miał nieobecność nieusprawiedliwioną.
No i Nikodemowi zmieniła się mina. Wrócił do ławki jakiś taki bez humoru.
- Zachciało się randkowania to teraz masz - odezwałem się.
- Spadaj...
- Ciekawe co Marysia zrobi z bratem na czas połowinek. Przecież nie może go samego zostawić w domu, bo ktoś doniesie i jeszcze będzie miała problemy...
- Coś wymyślimy - oznajmił z namysłem.
Godzina wychowawcza dobiegła końca. Kolejne trzy lekcje też minęły raz dwa. Na angielskim praca klasowa, a potem dwie informatyki. Robiliśmy każdy to, co chciał. Moi kumple grali w sieciówkę, a ja pisałem sobie z Melką przez całe dwie godziny. Amelia ma zagrożenie z matmy. Hah. Nie mogę z niej.
No i tyle, potem to wiadomo, poszliśmy z Nikodemem na kurs. Zgłosiłem się na ochotnika, żeby robić manekinowi masaż serca i oddychanie usta-usta. Chciałem to zrobić z racji tego, że mój brat uratował w ten sposób życie Antka. Może i ja kiedyś znajdę się w sytuacji, kiedy czyjeś życie będzie w moich rękach i to ja komuś pomogę. Takie umiejętności są naprawdę na wagę złota.
Szkolenie nie trwało długo. Po siedemnastej byliśmy załatwieni. Ledwo wyszliśmy z budynku, a na parking nadjechał doskonale znany mi i Nikodemowi czarny Volkswagen.
Niko usiadł na przednim siedzeniu, więc mi pozostało rozsiąść się wygodnie na tyłach.
- Niko, kopę lat! - rzekł tata przybijając Nikodemowi piątkę. - Słyszałem, że rządzisz po Toruniu.
- Skąd to słyszałeś? - odparł mój brat.
- We wszystkich wiadomościach mówią...
Tata i jego żarty... Masakra... Pojechaliśmy jeszcze na parę chwil odwiedzić babcię i Gacię. Niko miał stamtąd parę rzeczy do zabrania do domu.
Ale się Gacia ucieszyła na nasz widok. Od razu spakowała swoje lalki i powiedziała, że jedzie z nami do domu. No co? Jak Gacia coś powie to tak musi być. Ale się mama zdziwi, jak zobaczy dzisiaj swoją córunię... Oj, zdziwi się bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro