Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wypadek

Nikodem wyszedł na taras. Przeciągnął się. Mimowolnie skierował wzrok w stronę bramy. Przetarł oczy ze zdumienia.
Za płotem stał samochód należący do matki Wiktorii. Nikodem wbiegł do domu jak szalony. W pośpiechu ubrał leżące na kanapie jeansy. Chwycił w rękę swoje tenisówki i czerwono-czarną koszulę w kratę. Wybiegł z domu półnagi.
- Monster! Nie teraz! - krzyknął chwilę po tym, jak beagle chwycił w zęby jeden z jego butów. - Monster! Czubie!
Koniec końców nastolatek zostawił buta w pysku Monsterka. Pobiegł chodnikiem wzdłuż niewysokich tuji... Zatrzymał się przy samochodzie Szymańskich.
Siedząca za kierownicą Wiktoria uchyliła boczną szybę.
- Siema - odezwała się.
- Co ty tu robisz? Jak ktoś cię tu zobaczy, będę miał przesrane - rzekł Nikodem wkładając na siebie koszulę.
- Wsiadaj do auta... Odjadę kawałek... - powiedziała poprawiając sobie makijaż.
Nikodem prędko wskoczył do samochodu. Wiktoria odjechała spod podwórka Jasińskich. Wjechała na drogę prowadzącą do Torunia.
- Dobra, zjedź na pobocze - rzekł Nikodem zapinając sobie guziki przy koszuli.
- Zabieram cię na piwo - odpowiedziała. - Mamy parę spraw do obgadania...
- Wika, ja jestem bez butów. Zatrzymaj samochód... Pogadamy w aucie...
- To mnie zmuś - odparła śmiejąc się głośno.
- Wika, no!
- No co? Czego się boisz? Że zostawię cię gdzieś w lesie? Nie bój się, dziecinko. Odholuję cię pod sam dom. Słowo honoru!
Nikodem wbił głowę w zagłówek. Był zdenerwowany, bo jego dziewczyna ewidentnie zamierzała jechać z nim do Torunia. Nastolatek postanowił jej ustąpić. Przez około dwadzieścia minut jazdy Wiktoria i Nikodem nie odezwali się do siebie ani słowem. W końcu chłopak nie wytrzymał.
- Ile ty masz na liczniku? Zwolnij wariatko!
- Dziecinka zleje się w gatki ze strachu?! Niko, dorośnij wreszcie! Jesteś dzieciak czy facet?
- Facet... Wika! Uważaj!
Wiktoria gwałtownie zahamowała. Auto zatrzymało się na przejściu dla pieszych.
- Potrąciłaś dzieciaka! - krzyknął Nikodem wyjmując kluczyk ze stacyjki. Wybiegł z auta. Przykucnął przy leżącym na drodze kilkunastoletnim chłopcu. Pochylił się nad nim. 
- Ten dzieciak nie oddycha! Trzeba mu zrobić masaż serca! Dzwoń na pogotowie! Szybko! - krzyknął, po czym przystąpił do reanimacji.
Wiktoria wybuchnęła śmiechem.
- Masakra jakaś... Co ty mu robisz?
- Ratuję mu życie! - krzyknął Nikodem uciskając obydwiema rękoma na klatkę piersiową chłopca.
- Debil... Dobra, koniec imprezy. Oddaj mi kluczyki...
Nikodem wyciągnął z kieszeni kluczyki, po czym rzucił nimi w Wiktorię. Dziewczyna wsiadła do samochodu. Wrzuciła wsteczny bieg, po czym odjechała z miejsca wypadku.
Osiemnastolatek nie przestawał reanimować chłopca. Był tak skupiony na udzielaniu pierwszej pomocy, że nie zauważył nawet grupki młodzieży przyglądającej się całemu zajściu.
- Dzwonić na pogotowie? - odezwał się ktoś z tłumu.
- Tak! - krzyknął Nikodem.
- Ja już dzwoniłem. Pogotowie już jedzie - powiedział jeden ze stojących nieopodal chłopaków.
Wtem rozległ się krzyk młodej dziewczyny. Nastolatka biegła chodnikiem od strony osiedla.
- Antek! Antek! - krzyczała.
Dotarłszy do brata, uklęknęła przy nim. Ze łzami w oczach patrzyła na leżące jak kłoda ciało chłopca.
Po kolejnych trzydziestu uciśnięciach na mostek, Nikodem poraz kolejny sprawdził, czy chłopiec oddycha. Łzy popłynęły mu z oczu, gdy pochylony nad twarzą dziecka poczuł na swoim policzku jego oddech.
- Udało się - rzekł.
W zasadzie w tym samym momencie nadjechał ambulans. Pracownicy pogotowia bezzwłocznie przenieśli chłopca na plastikowe nosze. Nikodem opowiedział pokrótce jak doszło do wypadku. Wyjaśnił też, że bezpośrednio po zdarzeniu chłopiec nie oddychał.
Emocje wzięły górę nad Nikodemem. Zaraz po tym, jak karetka popędziła w kierunku szpitala, młody Jasiński usiadł na chodniku. W jeansach, w koszuli w kratę, bez butów i z irokezem na głowie wyglądał śmiesznie. Ciężko oddychał, bo reanimowanie dzieciaka wymagało niemałego wysiłku.
Gdy tak siedział na chodniku i rozmyślał o tym, co przed chwilą miało miejsce, zza zakrętu wyłonił się radiowóz. Oszołomiony Nikodem podniósł się z chodnika. Przeszedł na drugą stronę drogi po leżącą w rowie deskorolkę. Chciał pójść pieszo do domu, ale wówczas ktoś z gapiów wskazał na niego policjantom.
Dwaj znajomi Nikodemowi funkcjonariusze podeszli do niego. Wprowadzili go do radiowozu, po czym zawieźli na komisariat policji w celu przesłuchania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro