Wiewiórka
Nikodem odepchnął od siebie rękę Wiktorii. Był to odruch bezwarunkowy. Dziewczyna niemalże przetarła oczy ze zdumienia.
- Co z tobą, Niko? - odezwała się chwytając młodzieńca za rękę.
- Wiktoria, przestań - warknął wyrywając swoją dłoń z ręki szatynki.
- Zgrywasz niedostępnego, czy co? Mamusia zabroniła ci się ze mną spotykać? Moja dziecinka - westchnęła klepiąc młodzieńca po policzku.
Tego było za wiele. Nikodem chwycił Wiktorię za nadgarstek. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Z nami koniec - rzekł.
- Chyba sobie jaja robisz!
- Z nami koniec - powtórzył. - Potrąciłaś dzieciaka, nie udzieliła mu pomocy, nie zadzwoniłaś nawet po pomoc... Uciekłaś z miejsca wypadku. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - rzekł ani na chwilę nie odrywając wzroku od jej roześmianych oczu.
- Spoko, wybaczyłam ci, że doniosłeś na mnie psom... Nie robię z tego sprawy, więc ogarnij się trochę! To, że zrobiłam kilka głupot nie zmienia faktu, że jesteś moim Nikusiem... Kocham cię.
Nikodem zacisnął na chwilę powieki. Dwa ostatnie słowa wypowiedziane przez Wiktorię nieco przestudziły gniew, który czuł w stosunku do niej. Serce podpowiadało mu, by dać jej jeszcze jedną szansę - w końcu tyle razem przeżyli. Poza tym, zdaniem Nikodema prawdziwa miłość polega na tym, by być ze sobą na dobre i złe.
Młodzieniec miał mętlik w głowie. Ciągnęło go do tej dziewczyny... Powtarzał sobie w głowie "nie kocham cię, nie kocham cię". Chciał w to uwierzyć.
- Nikodem, pamiętasz, jak obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem? Nie możesz tego przekreślać - odezwała się wierząc, że poraz kolejny uda jej się go pozyskać.
Te słowa poraziły go niczym piorun. Spojrzał na nią z namysłem.
- Ja? Ja nie przekreślam tego, co było między nami - rzekł. - Ty to przekreśliłaś... Z nami koniec - dodał, po czym puścił nadgarstek Wiktorii i odszedł.
Dziewczyna stała jak otępiała. Patrzyła na oddalającego się Nikodema.
- To jeszcze nie koniec! - krzyknęła po chwili. - Jeszcze będziesz tego żałował! Zobaczysz!
Nikodem nie odwrócił się za siebie. Wyszedł ze szkoły. Zdecydował, że wróci do domu babci piechotą, nie autobusem. Wolnym krokiem ruszył w kierunku parku. Chciał pobyć sam ze sobą, przemyśleć wszystko jeszcze raz. Gdy tak szedł samotnie, nagle w jego sercu zagościło nieznane mu od dawna uczucie... Przez chwilę próbował je zdefiniować... To była ulga, ukojenie, uczucie, jakby kamień spadł mu z serca. W tym momencie dotarło do niego, że decyzja o zerwaniu z Wiktorią to był strzał w dziesiątkę. Uświadomiwszy to sobie, podskoczył z radości a na jego twarzy pojawiła się szczera radość.
- Nikodem! Poczekaj! - usłyszał dziewczęcy głos. Odwrócił się, ale w jego polu widzenia nie było żywej duszy.
Nagle zza krzaków wybiegła Marysia. Dziewczyna była roześmiana. Trzymała w ręce swój telefon.
- Nikodem! Nie uwierzysz, co mam! - zawołała potykając się o krawężnik chodnika.
Nikodem chwycił ją za ramię w zasadzie w ostatniej chwili. Gdyby nie jego szybka reakcja, Marysia najprawdopodobniej upadłaby na brukową kostkę, a to mogłoby się dla niej źle skończyć.
- Dzięki... - powiedziała z błyskiem w oczach. - Nikodem, musisz to zobaczyć... Tylko spójrz... - dodała pokazując Nikodemowi zrobione telefonem zdjęcia.
- Zrobiłaś wiewiórce fotki? - zaśmiał się.
- Nikodem, ale spójrz, jak ona mi się ustawiała, jakie robiła pozy... Wcale się mnie nie bała!
Młodzieniec uśmiechnął się. Wiele razy przechodził przez ten park ze swoją byłą dziewczyną. Wiktoria nigdy nie zwracała uwagi na biegające po trawie wiewiórki, czy na ptaki skaczące po gałęziach drzew. Marysia była inna - wrażliwa, skromna i szczera...
Nikodem z uśmiechem na twarzy przeglądał zdjęcia zrobione wiewiórce.
- Wcale nie uciekała... Nie bała się mnie - powiedziała Marysia przesuwając palcem po kolorowym wyświetlaczu swego telefonu.
- Odważna ta wiewiórka, skoro się ciebie nie bała. Ja tam jakbym był na jej miejscu to bym się bał - zaśmiał się.
- Taka jestem straszna? - spytała roześmiana.
Nikodem objął Marysię ramieniem. Dziewczyna oderwała wzrok od telefonu. Spojrzała chłopakowi głęboko w oczy.
- Chodźmy, bo zimno - rzekł.
Marysia skinęła głową, po czym nieśmiało skierowała swoją dłoń w kierunku Nikodema. Młodzieniec chwycił ją za rękę.
Poszli w stronę mostu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro