Uuu
Lusia wprowadziła dzieci do domu. Pomogła im się rozebrać, po czym pośpieszyła do kuchni wstawić wodę na kawę i na herbatę dla maluchów. Szymon w tym czasie wprowadził obydwa auta do garażu. Gdy wszedł do domu, na stole czekała już kawa i polukrowane, mocno spieczone rogaliki.
- Gdzie dzieciaki? - odezwał się Szymon.
- Poleciały na górę - odparła siadając przy stole. - Szymon, ja już nie wiem, jak z tymi dziećmi postępować... Z samą Agatą jest ciężko. Jak coś jej nie pasuje potrafi drzeć się do upadłego... Jasiu i Franek... Właśnie! Muszę pranie powiesić! Drugi raz w tym tygodniu piorę kurtki dzieci... A przypominam ci, że mamy środę.
- No, to nieźle - rzekł Szymon biorąc do ręki kubek z kawą.
- Spytaj chłopaków, co dziś robili na dworze. Niech ci sami opowiedzą.
Szymon zamyślił się przez chwilę. Spojrzał w okno.
- Kawę wypiję i pójdę do nich na górę... - rzekł sam do siebie.
Lusia raz dwa uporała się z praniem. Gdy wyszła z łazienki, Szymona nie było już w salonie. Lekko podenerwowana usiadła w fotelu przy kominku. Okryła się kocem. Zasnęła. Zbliżała się godzina piętnasta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro