Taras
Jasiu niecierpliwił się. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu Danieli uda się naprawić jego zamek przy kurtce.
- Mama, długo jeszcze? Chcę iść na dwór - rzekł podenerwowany.
- Wiem. Mówisz mi to setny raz. Nie ruszaj się!
Chłopiec zrobił obrażoną minę.
- Franek od stu minut jest na dworzu, a ja nie! - rzekł marszcząc ciemne brwi.
- Nie ruszaj się, powiedziałam!
- Głupia kurtka, nie chcę jej...
- Spokój!
W końcu, po uporczywej walce z zamkiem, Lusi udało się zapiąć dziecku kurtkę. Chłopiec wybiegł na podwórko.
- Franek! - zawołał rozglądając się.
- Tu jestem, gnoju! - zawołał Franciszek wychylając się zza drzewa. - W co się bawimy?
- Na pewno nie w robienie kałuży - odparł Jasio podbiegając do bliźniaka. - A kanciapa jest otwarta?
- No...
- To ja już mam zajęcie...
- A jakie? - spytał Franciszek.
- Będę najwyżej zbierał sobie jaszczurki...
- Że niby wejdziesz pod taras? Jasiu, nie wejdziesz, bo tata przybił deskę!
- Słabo ją przybił - odparł Jasiek. - Ja już prawie ją zwaliłem...
- Jo?!
Franciszek pośpieszył w stronę tarasu. Zajrzał za krzak hortensji.
- Ło! Jasiu! Jak tata to zobaczy to dostaniesz na dupę - rzekł Franciszek z przejęciem w głosie.
- Nie zobaczy, bo ja raz, dwa wyłapię wszystkie jaszczurki i zrobię te deski tak, jak były...
- Nie zrobisz, bo je podziurawiłeś.
- To jak coś, to powiem, że ty to zrobiłeś a nie ja - zaśmiał się Jasio.
Franek skrzyżował ręce.
- Nie bawię się z tobą - rzekł. - Misiu! Monster! - zawołał.
Psy natychmiast zjawiły się u boku Franciszka. Chłopiec pobiegł z nimi w pobliże jabłonki.
Jasiu tymczasem poszedł do kanciapy po narzędzia niezbędne do rozbiórki fragmentu tarasu. Wziął wisząca na ścianie ręczną piłę do drewna oraz łom. Nie miał pomysłu, jak upora się z usunięciem desek. Wierzył jednak, że przy odrobinie szczęścia zrobi to zanim jego ojciec i Marcel wrócą z miasta.
Chłopiec przystąpił do działania. Przykucnął za bezlistnym krzaku hortensji. Wziął do ręki łom. Wsunął go między dwie deski i nadepnął obydwiema nogami. Gdy deska odskoczyła, na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. Chłopiec miał ochotę podskoczyć z radości. Wiedział jednak, że nie ma czasu do stracenia. Zabrał się za demontaż drugiej z desek. Nieoczekiwanie z domu wyszła Daniela.
- Jasiu! Jasiu! - zawołała.
Chłopiec postanowił się ukryć. Położył się wzdłuż tarasu.
Daniela zeszła ze schodów. Ruszyła w kierunku kanciapy. Nie zauważyła leżącego na ziemi syna.
- Franek! Gdzie jest Jasiu?! - krzyknęła zmierzając w stronę młodszego z chłopców.
- Rozbiera taras! - odparł Franciszek zeskakując z gałęzi drzewa.
- Co takiego?!
Daniela pośpieszyła w stronę tarasu. Obeszła go wzdłuż i wszerz. Znalazła piłę, łom i wyrwaną z tarasu deskę. Nigdzie jednak nie było śladu Jasia.
- Janek! - zawołała. - Janek!
Odruchowo skierowała wzrok w stronę bramy. Zamarła, gdy dostrzegła, że zwykle zamknięta furtka jest uchylona.
- Znowu to samo! - wrzasnęła zdenerwowana. - Franek! Chodź do mnie! Idziemy szukać Jasia! - zawołała.
Po chwili przy Lusi zjawili się Franek, Misiu i Monster. Dodatkowo, w kieszeni Franciszka znajdował się Czopek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro