Szarlotka
Kelnerka podała Marysi i Nikodemowi dzbanuszek, w którym parzyła się zielona herbata, dwie eleganckie filiżanki oraz po porcji gorącej szarlotki z bitą śmietaną i gałką lodów waniliowych.
- Jejku, jakbym wiedziała, że przyprowadzisz mnie w takie miejsce, w życiu bym się na to nie zgodziła - odezwała się Marysia.
- Dlaczego? Nie podoba ci się? - spytał Nikodem sprawdzając w dzbanuszku czy herbata już się zaparzyła.
- Nie. Bardzo mi się podoba, ale to wyjątkowo elegancki lokal... Wszystko pewnie jest tu bardzo drogie.
Nikodem uśmiechnął się. Chwycił w rękę dzbanuszek, po czym napełnił herbatą filiżankę Marysi i swoją.
- Też tak masz, że na przykład latem, jak świeci słońce, plaża, te sprawy, to niespecjalnie masz ochotę na szarlotkę? Ale w takie ponure dni jak dzisiaj zrobiłbyś wszystko, żeby poczuć ten smak przypieczonych jabłuszek? - spytał.
- Nie wiem... Chyba coś w tym jest - wyznała. - Moja mama robiła pyszną szarlotkę... Jejku, jej zapach unosił się w całym domu. Co ja mówię? Nawet na podwórku - powiedziała a w jej oczach pojawił się uśmiech. - Jako dzieci mieszkaliśmy z rodzicami na przedmieściu Torunia. Mieliśmy śliczny, duży dom jednorodzinny, podwórko, psa... Nigdy nie myślałam, że ich stracę. Jednego dnia straciłam mamę i tatę... - wyznała pochylając nisko głowę. - Od tamtego dnia minęło już pół roku, a ja czuję się tak, jakby to było wczoraj.
- Marysia, bardzo ci współczuję - szepnął Nikodem. - Pewnie jest ci ciężko.
- Wiesz, nie mogę się poddawać, bo mam brata. Muszę być silna dla niego.
- Ile Antek ma lat? - odezwał się Nikodem?
- Czternaście - odparła Marysia. - Też masz rodzeństwo? Opowiedz mi coś o sobie.
Młodzieniec przeciągnął się. Zamyślił się, po czym wyciągnął iPhone z kieszeni kurtki.
- To jest Agata - rzekł pokazując dziewczynie swój telefon. - Mam ją na wyświetlaczu... Straszna łobuziara. Niedawno skończyła pięć lat.
Marysia uśmiechnęła się.
- Śliczna jest - szepnęła.
- Czekaj, pokażę ci bliźniaków... - odparł Nikodem włączając na telefonie galerię zdjęć. - Tylko spójrz, jacy podobni... To jest Jasiu a to Franek...
- Jejku, faktycznie podobni.
- We wrześniu poszli do pierwszej klasy... O, tu Franek trzyma swojego Gacka.
- Słodkie - zachwyciła się.
- A to ja jestem... Nie patrz... O, Monster. Mój pies. To on zabrał mi wczoraj buta... Czubek.
- Ilu was jest w domu? - spytała.
- No jestem ja, Marcel, Franek, Jasiu, Agata, mama i tata... No i do tego masz dwa psy, chomika i ostatnio doszły nam trzy koty - rzekł uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Wesoła rodzinka - szepnęła.
- Wesoła... Tak wesoła, że od wczoraj jestem u babci... Muszę odpocząć od tych urwisów i od ojca...
- Od ojca? - zdziwiła się.
- Do wczoraj miałem dziewczynę, której mój ojciec nie tolerował. Wciąż mi nawracał, że powinienem z nią zerwać. On jest taki, że jak coś mu nie pasuje to będzie ci tak długo wiercił dziurę w brzuchu, aż przyznasz mu rację.
- No, ale nie jesteś już z tą dziewczyną. O co miałby wiercić ci dziurę w brzuchu?
- Tata wie, że zależało mi na niej bardzo... Pewnie sprawdzałby co godzinę, czy mi nie odwala z tęsknoty za nią...
- A odwala ci? - spytała Marysia.
- Nie, bo to co stało się wczoraj... Wściekniesz się na mnie, ale chcę być z tobą szczery... To Wiktoria potrąciła twojego brata - wyznał patrząc Marysi w oczy.
- Że co? Że twoja dziewczyna? - zdziwiła się.
- Była dziewczyna. Przyjechała pod mój dom... Wyszedłem na boso, bo pies zabrał mi buta. Jakby ktoś zobaczył, że z nią gadam, miałbym w domu przerąbane, no więc wsiadłem do jej auta. Miała odjechać tylko kawałek, a ta kretynka wywiozła mnie do Torunia. Jechała jak wariatka i potrąciła Antka...
Marysia spojrzała na Nikodema z niedowierzaniem.
- Po co mi to mówisz? - spytała.
- Nie wiem. Czuję, że powinienem... Czuję się winny za to, co spotkało twojego brata... Przepraszam cię...
Marysia spuściła wzrok. Pokiwała głową.
- Czyli ty siedziałeś w tym aucie, kiedy Antek... Nie chcę cię znać - szepnęła wstając z krzesła. Wyciągnęła z torebki portfel. Chwyciła dwadzieścia złotych, po czym rzuciła je na stolik. Miała chęć wybiec z kawiarni, ale Nikodem podbiegł do niej, chwycił ją za rękę.
- Poczekaj - rzekł. - Gdybym mógł cofnąć czas, nie wsiadłbym z nią do tego auta.
- Ale nie da się cofnąć czas! Mój brat leży w sali pooperacyjnej. Przeszedł poważną operację! Ma połamaną nogę, złamany obojczyk i wstrząśnienie mózgu! Zostaw mnie!
Wykrzyknąwszy te słowa Marysia wyrwała się z uścisku Nikodema, po czym wybiegła z kawiarni.
Młodzieniec nie wiedział, czy biec za nią, czy odpuścić. Zdezorientowany usiadł z powrotem przy stoliku. Zjadł szarlotkę do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro