Synowa
Było już poźno. Wiktoria szykowała się do wyjścia. Nikodem postanowił odprowadzić ją do auta. Para zeszła do salonu, gdzie przy stole siedzieli Szymon, Daniela, Marcel, Adriana i Bartosz.
- Moja rodzinka... - westchnął Nikodem spoglądając na ojca polewającego wino do kieliszków. - Żal patrzeć...
Na widok Wiktorii Szymon podniósł się z krzesła.
- A dobry wieczór - rzekł spoglądając na osiemnastoletnią dziewczynę. - Sara, pozwól tu na moment - dodał uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Tato, to jest Wiktoria - rzekł Nikodem.
- Wiem. Sara... Lusia, to jest moja przyszła synowa - oświadczył czterdziestotrzylatek.
Nikodem i Wiktoria spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Szymon, jesteś pijany... - odparła Daniela.
- To ja już może pójdę - szepnęła Wiktoria.
- Dokąd? Posiedźcie trochę z nami... Wiktoria, opowiedz nam coś o sobie. Chodzisz do jednej klasy z moimi chłopakami? - odezwał się Szymon.
- Tak - przytaknęła.
- Ale więcej jej nie ma w szkole niż jest - rzekł Marcel przeciągając się.
- Ja też chodziłam do szkoły w kratkę i prawie zawaliłam przez to rok - odezwała się Ada.
- I to trzy razy - dopowiedział Bartek.
Ada zmierzyła męża wzrokiem.
- Po co to gadasz? - spytała.
- Bo lubię - odparł.
- Wiktoria, na jakie studia planujesz iść po liceum? - odezwała się Daniela.
- Studia? Nie wiem, nie myślałam o tym - szepnęła lekko zagubiona.
- Mogłabyś pójść na pedagogikę - rzekł Nikodem. - Zostałabyś na przykład przedszkolanką. Przecież lubisz dzieci. Co nie?
- No, lubię - odparła.
- A maturę z czego będziesz zdawać? - spytał Szymon po chwili.
- Jejku, nie wiem... - szepnęła. - Nikuś, idziemy? - dodała lekko zakłopotana.
Młodzieniec kiwnął głową, po czym chwycił swoją dziewczynę za rękę. Wiktoria pożegnała się przez delikatne skinienie głową, po czym wyszła z domu Jasińskich. Nikodem odprowadził ją do auta.
- My też będziemy się powoli zbierać - odezwała się Adriana.
- Aduś, wpadnij jutro. Uszykuję ci ubrania po Agacie - odezwała się Daniela.
- Wpadnę na pewno. Chodź Bartek... - szepnęła Adriana chwytając męża za rękę.
Lusia odprowadziła gości do drzwi. Przytrzymała Misia za łep, gdy ci schodzili po tarasowych schodach.
Marcel tymczasem wyszedł z domu frontowymi drzwiami. Przeszedł się wzdłuż płotu. Zastanowił się przez chwilę.
- Dziwne, Niko wyszedł tylko odprowadzić Wikę... Jej auta już nie ma i Nika też nie ma... Uu, będzie się działo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro