Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Stajnia

Szymon zadzwonił do wychowawczyni Jasia i Frania. Pani Kasia przekazała ojcu dzieci a zarazem swojemu przełożonemu, które zadania z zeszytu ćwiczeń dzieci muszą mieć odrobione. Szymon zaznaczył w książkach, co i jak. Wskazał na kuchenny stół. Jasio i Franio usiedli do lekcji w zasadzie bez zbędnej dyskusji.
Gdy chłopcy odrabiali zadania, Szymon wspólnie z Nikodemem poszli do kanciapy. Zabrali stamtąd odpowiednio podocinane listewki i klej. Mężczyzna zamierzał dokończyć sklejanie stajni dla Agatki. Liczył na pomoc najstarszego syna.
Nikodem jednak miał inne plany. Owszem, pomógł ojcu przenieść z kanciapy wszystkie potrzebne rzeczy. Jednak na tym jego pomoc się skończyła.
- Tata, pojechałbym na parę dni do babci... - odezwał się.
Szymon podejrzliwie spojrzał na syna.
- W jakim celu? - zapytał.
Nastolatek zamyślił się. Podał ojcu leżącą na podłodze listewkę.
- Tata, bo ja chciałbym sobie odpocząć...
- Nikuś, przez ostatnie dwa tygodnie siedziałeś w domu - odezwała się oparta o lodówkę Daniela.
- Psychicznie chciałbym odpocząć... No i chciałbym pójść jutro do szpitala. Chcę odwiedzić tego potrąconego dzieciaka, dowiedzieć się, co z nim.
- Niko, no okej. Możesz jechać do babci na kilka dni... - rzekł Szymon z namysłem. - Ale musisz mi obiecać, że nie spotkasz się z Wiktorią...
- Tata... Jakby to powiedział Marcel... Na życie Misia... Nie spotkam się z nią...
- No, okej... To umówmy się, że dokończę kleić tą stajnię na spokojnie i wieczorem zawiozę cię do babci...
- Tata... Pojadę taksówką...
Szymon i Lusia spojrzeli na siebie. Mężczyzna zastanowił się przez chwilę.
- No dobrze - rzekł. - Jak chcesz...
Nastolatek uśmiechnął się.
- To ja lecę na górę się spakować - szepnął wstając z fotela.
Szymon pokiwał głową, po czym uśmiechnął się do Lusi. Kobieta momentalnie zjawiła się przy mężu. Oparła się głową o jego ramię, po czym je ucałowała.
Po chwili po schodach zbiegła Agatka. Dziewczynka miała smutną minę. W jednej ręce trzymała korpus a w drugiej głowę Zuzy.
- Ktoś mi rozwalił - wyszeptała a po jej śniadych policzkach popłynęły łzy.
- Na pewno nie ja - odezwał się Jasiu.
- Ani ja - rzekł Franciszek.
Lusia wzięła lalkę z rąk córki. Silnym ruchem wbiła głowę Zuzy na swoje miejsce. Agatka przetarła dłonią policzki.
- Proszę bardzo - powiedziała Daniela.
Agatka przytuliła mamę, po czym wepchnęła się między ją a Szymona. Z zaciekawieniem przyglądała się drewnianej konstrukcji stajni.
- Ło... Ale będzie... - szepnęła z zachwytem.
Jasiu przeciągnął się, po czym zsunął się z krzesła. Miał dość literek i cyferek.
- Janek, a dokąd ty się wybierasz? - rzekł Szymon przyklejając do stajni kolejny drewniany element.
- Do łazienki. A co? Nie wolno? - odparł siedmiolatek chwytając się rękoma za rozporek od spodni.
Szymon nic nie odpowiedział. W skupieniu szukał kolejnej listeweczki. Siedząca tuż obok niego Agata nieco go rozpraszała.
Chłopcu udało się uśpić czujność rodziców. Nie poszedł do łazienki. Wcale nie chciało mu się siku. Minąwszy drzwi od sypialni rodziców dotarł na korytarz. Wsunął na nogi buty. Nie ubierał kurtki. Doszedł do wniosku, że i tak za parę minut rodzice zaczną go szukać i będzie musiał wrócić do domu, więc nie warto na tę chwilę się ubierać jak należy.
Chłopiec zeskoczył z przybudówki. Jednym skokiem pokonał cztery schody. Zerwał gałązkę hortensji, po czym pobiegł w stronę kanciapy. Żywił nadzieję, że uda mu się dotrzeć do skrzynki z narzędziami i trochę pomajsterkować przy tarasie.
Kanciapa była zamknięta na kłódkę. Jasio poczuł zawód. Z nerwami kopnął drzwi od szopki.
Dostrzegł to powracający ze szkoły Marcel. Nastolatek zamiast iść prosto do domu, wykręcił w kierunku Jasia.
- Siema - odezwał się do chłopca. - Po co kopiesz te drzwi? - spytał.
- Bo mnie wkurzają - odparł siedmiolatek.
- Chodź do domu... Zimno jest, a ty oczywiście bez kurtki - powiedział Marcel chwytając brata za rękę.
- Mi jest ciepło - rzekł Jasiu.
Wtem z mieszkania wyszła Daniela. Kobieta rozejrzała się po podwórku. Odetchnęła z ulgą na widok Jasia.
- Chłopaki! Do domu! - zawołała. - Ale już!
Marcel uśmiechnął się do młodszego brata. Mocno wcisnął jego rękę.
- Chodź mała mendo - rzekł.
Jasiu nic nie odpowiedział. Pokiwał głową, po czym poszedł z Marcelem do domu.
- Byłem się przewietrzyć - rzekł zdejmując buty w korytarzu. - A teraz wracam do lekcji.
- No, jak ładnie - odparł Szymon. - Byłoby super, jakbyś tak jeszcze wkładał kurtkę, kiedy wychodzisz na dwór.
Jasio uśmiechnął się. Przeciągnął się po czym usiadł przy stole. Pochylił głowę nad książką.
- Jednak nie chce mi się tego robić - westchnął. - Franek, tobie też się nie chce?
- Mi się trochę chce a trochę nie chce...
- To nie robimy.
- Jak nie? - odezwał się Szymon. - Proszę ładnie pisać literki. Później pouczymy się czytanki o literce A i D.
- D jak dupa - westchnął Jasiu podpierając ręką brodę.
- Chcesz? Zaraz możesz dostać - odparł Szymon.
- Nie... Piszę ładnie.
- No, to pisz i nie dyskutuj.
Lusia podała Marcelowi obiad. Nastolatek usiadł przy stole naprzeciw Jasia. Zupa kalafiorowa nie bardzo przypadła my do gustu.
- Jakby co to byłem dzisiaj na poprawie sprawdzianu z matematyki - odezwał się wybierając z zupy marchewkę. - Babka z matmy to jest jednak zdrowo porąbana... Dała mi ten sam test, który już pisałem i za który dostałby pięć, gdyby nie to, że mi się rzędy pomyliły... Masakra.
- No, masakra - szepnęła Agatka czesząc włosy swojej lalce.
- I co? Sprawdziła ci nauczycielka ten sprawdzian?
- Nie chciało jej się - rzekł Marcel. - Jakbym był sam to pewnie by mi sprawdziła, ale na poprawę przyszło pół klasy... Sam rozumiesz... Tata, a ty uczysz w ogóle jeszcze tej matmy czy tylko sobie dyrektorzysz? - spytał po chwili.
- Uczę matmy dwie klasy... Czwartą A i B. A co?
- A nic... Tak pytam... Mama, pyszna zupa... Jedyne, do czego bym się przeczepił to... Hm... Jakby to powiedzieć? Trochę za dużo marchewki dałaś...
Lusia uśmiechnęła się od ucha do ucha. Wstawiła wodę na kawę i herbatę.
Szymon oderwał na moment wzrok od stajni. Spojrzał na pochylonych nad książką synów.
- No, chłopaki! Tata zarządza piętnastominutową przerwę od lekcji - rzekł.
Franek i Jasio natychmiast zamknęli swoje ćwiczenia. Franek ruszył na poszukiwania kotów. Jasio zaś podszedł do ojca. Ciekawiła go budowana przez niego sporych rozmiarów konstrukcja.
Szymon wziął syna na kolana.
- Co? Podoba się? - spytał.
- Podoba... - szepnął Jasiu wkładając palce do buzi. - Tata, a zrobisz mi taki zarąbisty tor wyścigowy do autek? - spytał.
- Pewnie - rzekł mężczyzna głaszcząc synka po włosach. Ucałował go w czubek głowy.
- Jasiu! Mam Tornado! Chcesz go?
Janek wybuchnął śmiechem.
- Go? Przecież to dziewczynka! - zawołał rozpromieniony.
- To chcesz ją?
- Chcę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro