Sraczka
Lusia zaparzyła kawę dla siebie i męża. Usiadła obok niego na kanapie. Położyła swoją brodę na jego ramieniu.
- Skarbie, ja czytam - rzekł ani na chwilę nie odrywając wzroku od laptopa.
- To przestań czytać - szepnęła mu do ucha. - Spójrz na mnie. Coś ci powiem...
- Mów. Słucham cię - rzekł.
- Nie będę rozmawiała z tobą, kiedy gapisz się w komputer.
Szymon wziął głęboki oddech. Zamknął laptop. Spojrzał na żonę.
- Słucham cię - powiedział.
- Pojedźmy do galerii... Kupiłbyś mi nową torebkę...
- Mało masz torebek? - odparł przeciągając się.
- Jedna mi brakuje do pełni szczęścia...
Jasio, który siedział przy kuchennym stole i odrabiał lekcje, podchwycił temat.
- Ja bym chciał wyrzutnię HotWells - odezwał się.
- I do McDonald's! - zawołał Franek.
Szymon zastanowił się przez chwilę. Nie miał chęci poraz kolejny jechać autem do Torunia. Postanowił, że zanim przystanie na prośbę żony, nieco z nią ponegocjuje.
- Okej. Mogę jechać z wami, ale jako pasażer - rzekł uśmiechając się do małżonki.
- Że ja? Ja mam być kierowcą? Szymon, przestań wydziwiać...
Jasio zamknął zeszyt ćwiczeń. Zaczął pakować do tornistra książki i szkolne przybory. Franek postanowił pójść w jego ślady.
- Chłopaki, czy ja pozwoliłem wam odłożyć książki i zeszyty? - spytał Szymon ponownie otwierając swój laptop. - Franek!
Malec nic nie odpowiedział. Na nowo zaczął rozpakowywać swój tornister. Janek stracił ochotę do robienia lekcji. Oparł swoją brodę o blat stołu.
- Jasiu, a ty na co czekasz? Bierz się za lekcje - rzekł Szymon.
- Pojedziemy po wyrzutnię? - spytał siedmiolatek.
- Pojedziemy, ale dopiero, kiedy obaj będziecie mieć pięknie odrobione zadania...
- Ręka mnie boli od pisania literek...
- To odpocznij sobie chwilę...
- Długo. Do nocy będę odpoczywał.
- Dobrze. Odpoczywaj do nocy... Tak ci tylko powiem, że dopóki nie zrobisz lekcji, nie odejdziesz od stołu - odparł Szymon.
- Ciekawe co, jak mi się siku zachce... - westchnął Jasiu schodząc z krzesła. Wyciągnął z plecaka swój piórnik i zeszyt ćwiczeń. Otworzył książkę na ostatniej zapisanej stronie.
- Umiem to wszystko... Nie chce mi się tego robić...
- Jasiu, nie gadaj, bo mi przez ciebie "T" źle wyszło - mruknął Franek biorąc do ręki gumkę do mazania.
- Jakie znacie słowa na literę "T"? - odezwała się Daniela.
- "T" jak trampolina! - zawołał Franek. - "T" jak truskawka!
Jasiu chciał coś powiedzieć. Zawstydził się jednak. Położył głowę na stole. Lusia uśmiechnęła się do niego.
- Jasiu, jakie znasz słowa na "T"? - spytała.
- Jasiu nie zna - rzekł Franciszek.
- Jasiu nie potrzebuje adwokata... Jasiu, słowo na "T"!
- No tata - westchnął Janek rumieniąc się a zarazem patrząc w roześmiane oczy ojca.
- Jasiu powiedział najprościejsze słowo - odezwał się Franek.
- Nie mówi się najprościejsze tylko najprostsze, jak już - rzekł Szymon biorąc do ręki kubek z kawą.
Franek odsunął od siebie szkolny ekwipunek. Podszedł do rodziców. Usiadł między matką a ojcem.
- A czemu ja mam na imię Franciszek a Jasiu Jasiu, a nie odwrotnie? - spytał.
- Możecie się zamienić imionami. I tak prawie nikt was nie rozróżnia - odparł Szymon opierając się wygodnie o kanapę.
Jasiu popatrzył na rodziców zza stołu.
- A czemu ja mam Jasiu a nie Franek? - zapytał.
- Chłopaki, obaj macie piękne imiona po swoich dziadkach. Co wam nie pasuje? - odezwała się Daniela.
- Bo ja bym wolał mieć Jan na imię - rzekł Franciszek.
- Nie dam ci swojego imienia. Nigdy! - zawołał Jasiu wstając od stołu. - Głupie książki, zamknę je - dodał spoglądając ukradkiem na Szymona. Mężczyzna zaśmiał się tylko.
- Jasiu, i tak będziesz musiał zrobić te zadania... Jak nie dzisiaj to jutro. Nie wolałabyś mieć już tego z głowy? - odezwał się Szymon.
- Wolałbym - rzekł chłopiec wkładając książki do plecaka. - A Agata czemu ma takie głupie imię? Nie mogliście jej dać innego? Ja bym chciał, żeby miała na imię Smrodzia - rzekł poważnym głosem.
Szymon i Lusia wybuchnęli śmiechem. Jasiu z kolei ruszył w kierunku rodziców. Lusia pomyślała, że jej synuś usiądzie obok niej by się trochę poprzytulać. Ale Jasio nie był typem przytulasa. Usiadł na dywanie.
- Agatka powinna mieć na imię Sraczka - rzekł uśmiechając się do rodziców.
- A Jasiu powinien mieć na imię Sraczek - powiedziała Lusia czujnie obserwując reakcje synka. Jasio uśmiechnął się.
- A tata by mógł mieć na imię...
Szymon zrobił poważną minę, uniósł jedną brew w górę. Jasio wybuchnął śmiechem.
- Tata by mógł mieć... - ciągnął dalej. - Niee! - zawołał chwilę po tym, jak Szymon wstał z kanapy i wziął go na ręce.
- Jak tata by mógł mieć? - spytał mężczyzna wpatrując się w roześmiane oczy siedmiolatka.
- Szymon... - westchnął Jasio.
- No... Masz szczęście - odparł ojciec chłopca. - A teraz koniec żartów... - dodał spoglądając w stronę stołu. - Najwyższy czas robić za... zakupy w galerii!
Jasio uśmiechnął się szczerze. Przytulił tatę. Franek podskoczył z radości. Prędko pobiegł na korytarz po kurtkę i buty. Daniela zdjęła z ławy kubki po kawie. Szybko je umyła. Wzięła w ręce torebkę.
- Jestem gotowa - oznajmiła.
Szymon uśmiechnął się. Chwycił w ręce leżące na komodzie kluczyki od auta. Podszedł do żony, po czym rozbawiony podał jej owe kluczyki do ręki. Danieli mina zrzedła.
- Taki jesteś mądry? - odparła. - Możesz sobie te kluczyki wsadzić... Pojedziemy Yariską!
- Gdzie mam wsadzić sobie te kluczyki, bo nie załapałem?
Lusia popatrzyła na męża z obrazą.
- Do dupy! - odparła, po czym skierowała się w stronę korytarza.
- Aha... No okej... - westchnął Szymon. - Nigdy tego nie robiłem! Pokażesz mi, jak się to robi?
Lusia uśmiechnęła się. Podeszła do męża. Ucałowała go w usta.
- Głupi jesteś - szepnęła. - Będziesz kierował?
Szymon kiwnął twierdząco głową. Zdjął z wieszaka swoją kurtkę. Jasio i Franek czekali już ubrani w korytarzu.
- A może by tak któryś z panów zapytał Marcela czy chce jechać z nami? - odezwał się Szymon.
- Marcela nie ma. Jest u Melki - odparł Franciszek.
- Aha... No tak... To jedziemy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro