Spacer
Jasiu cieszył się, że Szymon wziął go na barana. Podczas rodzinnych spacerów, zwykle to Agata siedziała na barkach ojca. Chłopiec zawsze jej tego zazdrościł.
Małżonkowie szli brzegiem jeziora. Trzymali się za ręce.
- Marcel zaskoczył mnie swoją dojrzałością - odezwała się Daniela. - To naprawdę mądry chłopak. Powiedział Markowi co i jak. Wyraził swoje zdanie...
Szymon uśmiechnął się. Zerwał niewielką gałązkę dzikiego bzu, po czym dał ją Jasiowi do ręki.
- Halo, halo... Jest tam ktoś u góry? - spytał.
- No, ja jestem - rzekł Jasiu oplatając szyję taty swoimi rękoma.
- Jaki ja? Kto mi siedzi na głowie?
- Ja, Jasiu - rzekł chłopiec.
- Słyszałem, że dostałeś mandat. To prawda? - spytał Szymon po chwili.
- Prawda - odparł Jasiu. - Pięć złotych... - wyznał.
- Oo, to sporo... Za co ten mandat?
- Za żaby i za brojenie - szepnął malec zaciskając powieki.
Daniela spojrzała z współczuciem na strapioną minę siedmiolatka.
- Szymon, daj spokój - odezwała się.
- Przecież nic nie mówię. Ja też kiedyś dostałem mandat... Jak za szybko jechałem autem - odparł.
Po chwili Jasiu dostrzegł dom Melki. Uśmiechnął się. Na jego prośbę, Szymon zdjął go ze swoich ramion.
Chłopiec chwycił Lusię za rękę. Pociągnął ją, by się ku niemu schyliła.
- Co kochanie? - spytała.
- Mama, pokazać ci, gdzie są żaby? - szepnął jej do ucha tak, aby Szymon tego nie słyszał.
- Nie. Znowu zaczynasz? - odparła marszcząc brwi.
Chłopiec zawstydził się. Schylił nisko głowę. Szymon bez słowa chwycił syna za rękę. Zaprowadził go w stronę domu Młynarczyków.
- Puk, puk! - zawołał Szymon przechodząc przez korytarz.
- Dzień dobry! - zawołała zbiegająca po schodach czternastoletnia Julka. - Proszę wejść sobie tutaj - dodała wpuszczając gości do dużego pokoju. - Kornel! Kolega do ciebie! - wydarła się. - Zawołam mamę i tatę. Przepraszam na momencik.
Julka wybiegła na dwór. Po chwili w domu zjawili się Emilia i Janek.
- No, w końcu się państwo pofatygowało zajrzeć w nasze skromne progi - rzekł Janek podając Szymonowi i Jasiowi rękę na przywitanie.
Wtem do pokoju wbiegł Kornel. Chłopiec podszedł do Jasia.
- Idziesz? - spytał.
- A dzień dobry to nie łaska? - odezwała się Emilia.
Kornel prędko się zreflektował. Przywitał przybyłych gości. Janek z kolei popatrzył na mamę.
- Mogę iść? - spytał.
Lusia zdjęła mu kurtkę i czapkę.
- Idź, ale zachowuj się grzecznie - powiedziała. - I żeby nie przyszło ci do głowy, żeby wychodzić na dwór.
- Kornel, słyszałeś, co pani powiedziała? - odezwał się Janek.
- Tak. Będziemy w domu - odparł chłopiec.
Dzieciaki podbiegły na górę. Emilia z kolei poszła do kuchni zrobić kawę i nakroić ciasta.
Szymon przeciągnął się.
- Jak tam? Interes się kręci? - spytał.
- Nie narzekam - odparł Janek. - Jakbyś chciał odpocząć od szkolnictwa, wal do mnie. Dla kumpla zawsze znajdzie się jakiś etat - zaśmiał się.
- Nie myślisz, żeby wkręcić Oliwera do interesu?
- Oliwera? Nie wiem. Chłopak na krzepę, jest pracowity, ale wiesz, jak to jest z dzieciakami...
- Że ma krzepę to akurat wiem - rzekł Szymon uśmiechając się do przyjaciela. - Wczoraj o mało a zmarnowałby mi dzieciaka. Marcel tak od niego oberwał, że ledwo trzymał się na nogach. Musiałem z nim jechać na izbę przyjęć na USG brzucha. Ma przecież siniaka wielkości buta.
Janek przetarł oczy ze zdumienia. Wstał z fotela. Wyszedł na korytarz.
- Oliwer! Marcel! - zawołał.
Po chwili do dużego pokoju weszli dwaj osiemnastolatkowie oraz Melka.
Marcel szczerze zdziwił się na widok ojca. Uśmiechnął się do niego.
- Śledzisz mnie? - spytał półżartem półserio.
- Tak... W szoku byłem, że twój trop doprowadził mnie tutaj - rzekł Szymon.
- Tata, co chciałeś od Marcela? - odezwała się Melka.
- Coś sobie musimy wyjaśnić - odparł Janek patrząc w niepokorną twarz Oliwera. - Marcel, skąd u ciebie podbite oko?
Nastolatek wzruszył ramionami. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Oliwer cię uderzył. Tak?
- Ja pierwszy go walnąłem - rzekł Marcel patrząc Jankowi w oczy.
- Ja powiem jak było! - zawołała Melka. - Wracaliśmy z przystanku i tak palnęłam coś o tym, że to ja załatwiłam Oliwerowi izbę wytrzeźwień. Oli się wkurzył. Zaczął mnie szarpać... No i... Marcel dał mu w zęby... - wyznała.
- Oddałem mu tylko - odezwał się Oliwer. - Lekko go szturchnąłem. Jakbym wiedział, że to takie chuchro to bym mu odpuścił. A ty, siostra, wyluzuj trochę - dodał chwytając Melkę z tyłu za włosy. Szarpnął nią, jak ostatnio.
Nim Janek zdążył zareagować, Marcel podwinął rękaw od koszuli, zacisnął rękę, po czym trzykrotnie uderzył Oliwera w twarz. Pierwszy cios był skierowany w szczękę, a dwa kolejne w nos. Melka zbladła. Lusia również.
Oliwer nie spodziewał się takiego ataku. Z nosa poleciała mu krew. Chwycił Marcela za kołnierz od koszuli. Chciał rzucić nim o ścianę, ale Janek go od tego powstrzymał.
- Zostaw go! - krzyknął stając między Marcelem a synem. - Zostaw go, powiedziałem! - dorzucił kładąc rękę na ramieniu Oliwera. - W tej chwili do łazienki! Umyj twarz!
Nabuzowany Oliwer wyszedł na korytarz. W drodze do łazienki trzasnął ręką w wiszący na ścianie stacjonarny telefon.
- Dumny jesteś z siebie?! - krzyknął Szymon wyprowadzając Marcela z gościnnego pokoju.
- Tak - odparł młodzieniec. - Nie będzie mi głupi Oliwer szarpał Melki za włosy - dopowiedział zdejmując z wieszaka swoją kurtkę.
- Janek, przepraszam cię za niego...
- Nie ma o czym mówić - odparł Młynarczyk odprowadzając gości do drzwi.
- Melka, przyprowadzisz Jasia? - odezwała się Daniela.
- Jasne...
Szymon i Marcel wyszli na zewnątrz. Mężczyzna nie mógł oderwać wzroku od niepokornej twarzy Marcela. Nastolatek nie żałował tego, co zrobił. Był z siebie dumny.
- No co? - rzekł wzruszając ramionami. - Wkurzyłem się... Ty byś się nie wkurzył na moim miejscu?
Szymon nic nie odpowiedział. Był tak zaskoczony tym, co się stało, że nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
Po chwili z domu Młynarczyków wyszli Lusia i Jasiu.
- Nie zdążyliśmy nawet rozłożyć kolejki - szepnął chłopiec chwytając się ręki mamy.
- Innym razem pobawicie się kolejką - odparła.
Marcel spojrzał w wyświetlacz swojego iPhona. Zmarszczył brwi.
- Jacie, nie mogę! Dopiero ta godzina? - zawołał. - To ja może pójdę jeszcze trochę do Melki, co?
Szymon chwycił go za przedramię.
- Żarty sobie stroisz?! - krzyknął. - Ja ci dam do Melki! Przez tydzień szlaban na Melkę! Będziesz siedział w domu i się uczył!
- Serio tak myślisz? - odezwał się nastolatek.
- Jeszcze mi pyskuj! - przygroził mu.
Młodzieniec uśmiechnął się, po czym chwycił Jasia pod pachy. Włożył go na swoje ramiona.
Chłopiec zdziwił się.
- Ale ja to Jasiu, a nie Franek - rzekł.
- Jo! I co teraz? - odparł Marcel.
- I nic - westchnął siedmiolatek oplatając rękoma szyję brata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro