Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rogaliki półkruche

Zaraz po odprawieniu do szkoły Szymona i Marcela, Daniela wzięła się do roboty. Zasypała cukrem świeże drożdże, po czym zeszła do piwnicy po śliwkowe powidła. Planowała zrobić półkruche rogaliki. Miała prosty przepis. W zasadzie do rogalików potrzebowała jedynie tortową mąkę, kilka łyżek gęstej śmietany, szczyptę soli, jedno jajko, drożdże i masło. O smaku rogali decydowało oczywiście nadzienie. To musiało być gęste, wręcz twarde. Wówczas rogaliki wychodziły takie, jak wyjść powinny - mięciutkie, kruchutkie i pyszne.
Gdy Daniela sklejała trójkąty, Agata siedziała przy stole i wyjadała powidła małymi paluszkami. Uwielbiała ten lekko przypalony śliwkowy smak.
Jasio i Franek bawili się w wojnę. Starszy chłopiec siedział za kanapą razem z Tornado i rzucał w brata przyniesionymi z pokoju piłkami. Była to jego zdaniem broń wszystkich kalibrów.
Franek bronił się jak potrafił. Leżał pod ławą ukryty za największą z pokrywek. Na głowie miał miskę, w której Daniela zazwyczaj ubijała białka na sztywną pianę. Również Miau Miau na na łepku ochronny hełm. Był to hełm wykonany z plastikowej miseczki i sznurka. Zdaniem Frania każdy żołnierz znajdujący się na polu bitwy powinien mieć nie tyle broń co ochronny pancerz, hełm i tarczę.
- Giń szczurze! - zawołał Jasiu wychylając się na chwilę zza kanapy.
- Ty gnoju! Urwałeś mi rękę! - wrzasnął Franciszek.
Lusia westchnęła. Tego dnia już pięciokrotnie zwracała Frankowi uwagę, że ma nie używać wulgarnych słów. Chłopiec niewiele sobie robił z próśb matki.
- Franek znowu powiedział na Jasia "gnoju" - odezwała się Agatka.
- Wiem... Nie jestem głucha - odparła Daniela biorąc słoik z rąk córki.
- Mama, a możemy iść pobawić się na dworze? - odezwał się Jasiu po chwili.
Daniela zastanowiła się przez chwilę. Podeszła do zlewu. Umyła ręce, po czym przywołała do siebie obydwu chłopców.
- Posłuchanie mnie... - powiedziała. - Pozwolę wam pójść na dwór, ale pod jednym warunkiem...
Jasiowi pojawił się błysk w oczach. Chłopiec podskoczył z radości.
- Zaczekaj Jasiek, musicie mi obiecać, że nie wyjdziecie poza ogrodzenie. Będziecie się bawić tylko i wyłącznie na podwórku.
- A dlaczego? - odezwał się Franek.
- Bo za płotem jest jezioro a w nim zimna woda... Jakby któryś z was wszedł do tej wody, na pewno zachorowałby na zapalenie płuc. Musiałby leżeć z szpitalu, nie wolno byłoby mu wstawać z łóżka i co godzinę dostawałby zastrzyk w tyłek... Taką wielką strzykawką - powiedziała poważnym głosem.
- Ło! To ja na pewno będę się bawił tylko na podwórku - odezwał się Jasiu.
- Ja też - rzekł Franek.
- No, dobrze... To przynieście kurtki. Mama was ubierze...
Chłopcy pobiegli na korytarz. Po chwili byli już z powrotem. Lusia podciągnęła spodnie jednemu i drugiemu, po czym ubrała chłopakom kurtki, czapki, chustki i rękawiczki. Tak przyodziane dzieci zaprowadziła na korytarz. Wsunęła obydwu ciepłe buty na nogi.
- No! Teraz mogą panowie iść na dwór - oznajmiła otwierając drzwi na oścież.
Lusia wiedziała, że kanciapa jest zamknięta na klucz, toteż Jasiowi nie przyjdzie do głowy, by wziąć niebezpieczne narzędzia i zabrać się za rozbiórkę tarasu. Liczyła na to, że bliźniaki powspinają się trochę po drzewach, przemarzną i wrócą do domu.
- No, mamy trochę spokoju - powiedziała do Agatki. - Chcesz zrobić rogalika? - dodała wręczając córce małą łyżeczkę powideł.
Agatka pokiwała głową. Wzięła łyżeczkę z rąk mamy, po czym wsunęła ją sobie do buzi.
- Ale dobre - powiedziała.
- Gusia, nie jedz tyle, bo będzie cię brzuszek bolał...
- Nie będzie - odpowiedziała dziewczynka. - Mama, a co chłopaki robią? Mogę iść do chłopaków?
- Zrobimy rogaliki i obie pójdziemy na dwór... Tak?
- Nudzi mi się - westchnęła dziewczynka przeciągając się. - Chyba umrę...
- Nie umieraj... Pobaw się troszkę z kotkami...
Agatka wstała z krzesła, usiadła na podłodze tuż przy stole. Zdjęła gumkę ze swoich kręconych włosków, po czym poczołgała się w stronę kominka.
- Kici kici, kici kici... Miau, Miau... Marcelinka!
Koty pochowały się przed Agatą. Mimo to, bystra dziewczynka zdołała złapać ukrywającego się pod ławą Miau Miau. Mocno ścisnęła kota za szyję. Ten udrapnął ją w rękę pazurkiem.
- Ała! - zawołała dziewczynka z nerwami rzucając kotem o podłogę.
- Agata! - wrzasnęła Daniela.
- Udrapał mnie! Głupi kot! - krzyknęła pięciolatka wybuchając płaczem.
- Agata, przestań! Chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj!
Dziewczynka pokulała się po kanapie w stronę ściany. Nieoczekiwanie spadła na podłogę. Utknęła między kanapą a sosnową boazerią. To spotęgowało jej krzyk.
Daniela wytarła dłonie w papierowy ręcznik, po czym ruszyła córce na ratunek.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła biorąc zapłakane dziecko na ręce. - Dlaczego jesteś taka nieznośna?!
Agatka wytknęła język na matkę. Lusia miała ochotę trzepnąć ją w tyłek. Nie chciała jednak tego robić. Zaprowadziła córkę do kąta.
- Postoisz sobie tutaj! I przestań mi ryczeć, bo zwariuję z wami! - krzyknęła, po czym wróciła do stołu lepić rogaliki.
Agatka nie zamierzała stać w kącie. Usiadła na podłodze, rozkraczyła szeroko nogi. Zmuszała się do płaczu.
Lusia starała się na to nie reagować. Aby nie słyszeć wymuszonego ryku córki, zaczęła nucić sobie pod nosem wesołą piosenkę. Ale Agata ewidentnie chciała zwrócić na siebie uwagę mamy.
Podniosła się z podłogi, po czym zrzuciała stojący na kuchennym blacie kubek z kawą. Szkło rozprysło się po podłodze. Daniela odwróciła się w stronę córki. Skrzyżowała ręce.
- Miarka się przebrała! - krzyknęła zdenerwowana. - Biegiem do pokoju! Zejdź mi z oczu!
Dziewczynka podreptała po schodach na górę. O dziwo, przestała płakać. Lusia zabrała się za sprzątanie rozlanej kawy i rozbitego szkła. Miała już dość tego dnia a była dopiero godzina jedenasta.
- Co za dziewucha - westchnęła zmywając z podłogi kałużę kawy. Łzy stanęły jej w oczach, gdy poczuła, że odłamek szkła wbija jej się w rękę. Zdenerwowana podeszła do zlewu. Usunęła z ręki ostre szkiełko. Z niewielkiej ranki poleciała krew. Lusia zawinęła rękę w biały papier. Poszła do łazienki nakleić plaster na zranione miejsce.
Mimowolnie skierowała wzrok w stronę okna.
- Nie! Nie! - krzyknęła widząc, co robią na dworze jej synowie. Prędko opatrzyła sobie ranę, po czym wybiegła z domu.
Jasio kulał się w kałuży. Trzymał w lewej ręce półtora metrową gałąź. Franek rzucał w niego kulkami ulepionymi z błota. Obaj świetnie się bawili.
To było ponad siły Danieli. Kobieta chwyciła Jasia za rękę. Natrzepała mu na tyłek.
- Co to za zabawa?! Nie umiecie się normalnie bawić?!
Jasiu zacisnął zęby. Słowem się nie odezwał. Franek patrzył na Danielę z byka. Wiedział, że gdy tylko przestanie trzepać tyłek Jasia, to jemu się dostanie. Tak też się stało.
- Janek! Biegiem do domu! - krzyknęła puszczając rękę syna. Przyszła kolej na Frania. Chłopiec zrobił obrażoną minę. To nie uchroniło go przed pełnym pakietem klapsów.
- Wróci ojciec, dostaniecie poprawkę! Skończyło się! - warknęła, po czym zaprowadziła ocierającego łzy Franciszka do domu.
Gdy weszła na korytarz, Jasio siedział na ławeczce z głową pochyloną na dół.
- A ty na co czekasz? Zdejmuj kurtkę! Buty! Wszystko masz zgnojone! Franek, to samo!
Obaj natychmiast zabrali się za ściąganie przemoczonych ubrań. Przez chwilę nie odzywali się do siebie.
Wciąż zdenerwowana Daniela zamknęła drzwi na klucz, po czym poszła po suche ubrania dla chłopców. W drodze na poddasze omal nie wybiła sobie zębów o leżące na schodach autko Jasia.
- Zwariować można! - krzyknęła.
- Czopka wyjmę, żeby go mama nie wstawiła z praniem - rzekł Franciszek biorąc do ręki swojego chomika. - To kto wygrał wojnę?
- No ja - odparł Jasio. - Bo nie trafiłeś mi w czapkę...
- Za to ty mi trafiłeś... Zobacz, mam błoto we włosach - zaśmiał się Franek.
Jasio zdjął skarpetki. Wybuchnął śmiechem. Poruszył brudnymi od błota, pomarszczonymi z zimna palcami prawej stopy.
- Zobacz, jakie mam nogi - rzekł. - Bolało cię to lanie? Mnie to wcale nie bolało - dodał.
- Mnie też nie - rzekł Franek.
Zmierzająca w stronę korytarza Lusia usłyszała rozmowę synów. Zmarszczyła ciemne brwi, po czym ubrała chłopakom suche ubrania.
- Proszę do łazienki myć ręce i buzie! - rozkazała.
Wstawiła pranie, po czym pomaszerowała w stronę kuchni.
- Rogaliki lądują w piecu... Nastawiamy je na piętnaście minut. Po tym czasie piekarnik sam się wyłączy... - powiedziała wkładając do piekarnika dwie blachy z rogalami.
Chłopcy umyli sobie ręce i buzie, po czym poszli ogrzać się przy kominku. Obaj mieli skostniałe palce.
Daniela pośpieszyła na górę. Sprowadziła Agatę do salonu. Ubrała jej kurtkę i buty.
- Mama, gdzie idziemy? - spytała dziewczynka, ale nie uzyskała odpowiedzi.
- Janek! Franek! - zawołała Daniela.
Chłopaki prędko zjawili się przy matce. Ta ubrała ich w kurtki i buty od szkoły. Przerzuciła przez ramię swoją torebkę. 
- Jedziecie do babci - powiedziała. - A niech mi któryś powie na brata brzydkie słowo! - dodała patrząc na Franciszka. Przygroziła mu palcem.
Zaprowadziła dzieci do auta. Zapięła całej trójce pasy bezpieczeństwa, po czym wróciła do domu po koty. Chwilę zajęło jej złapanie trzech małych kociaków. W końcu uporała się z tym zadaniem. Zamknąwszy koty w kanciapie pośpieszyła w stronę wyprowadzonego z garażu auta. Sprawdziła, czy wszystkie jej dzieci nadal siedzą w samochodzie, po czym wyjechała Yariską z podwórka.
Agata siedziała na tylnim siedzeniu między Jasiem a Frankiem.
- Mama! Nie wzięliśmy Julki i Zuzy! - zawołała chwilę po tym, jak Lusia wyjechała za bramę.
- I dobrze. Zuzia i Julka przynajmniej sobie trochę od ciebie odpoczną.
Dziewczynka zrobiła złą minę.
- Mama, bo Aga zaraz będzie ryczeć - rzekł Franciszek wpatrując się w siostrę.
- A niech spróbuje - odparła Daniela.
Agata zacisnęła zęby, po czym wydarła się na całe gardło. Jasio i Franek zatknęli sobie uszy rękoma.  Lusia z kolei włączyła radio w samochodzie. Miała nadzieję, że jej córka za moment przestanie się drżeć. Tak się jednak nie stało. Agata wrzeszczała przez całą drogę do Torunia. W zasadzie uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy Franek wsunął jej do ręki Czopka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro