Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Psikus

Sprzątanie łazienki zajęło Lusi okrągłą godzinę. Gospodyni dokładnie wyszorowała wannę, toaletę, umywalkę, płytki, drzwi. Swoją pracę uwieńczyła wyczyszczeniem lustra, umyciem podłogi i wstawieniem prania.
Szymon i Franek przez cały ten czas suszyli Misia, Jasio zaszył się w sypialni rodziców, zaś Agatka bawiła się lalkami na kanapie w salonie.
Nikodemowi nie śpieszyło się do domu. Usiadł na tarasowych schodach. Ze smutkiem patrzył najpierw na odjeżdżający samochód Ady, a później na pchane wiatrem chmury. Zastanawiał się nad tym, czy jego związek z Wiktorią ma sens. Przybity rzucił kamyk w stronę krzaku hortensji. Spuścił nisko głowę.
Wtem zza zakrętu wyłonił się Marcel. Nastolatek szedł dumnym krokiem w stronę domu. Od razu zauważył, że jego brat jest w kiepskim nastroju. Usiadł obok niego. Klepnął go ręką w udo.
- Co mistrzu? - zagaił.
- A, do dupy wszystko... Zastanawiam się, czy nie wziąć cichego ślubu i nie wyjechać z Wiktorią gdzieś na koniec świata...
- Najlepiej gdzieś do jakiejś dziczy - zaśmiał się Marcel. - No i nie zapomnij zabrać ze sobą Monsterka. To twój pies.
Nikodem uśmiechnął się.
- Monster! - zawołał.
Piesek wybiegł zza kanciapy. Ruszył pędem w stronę swego pana.
- Dzikus z ciebie - rzekł Nikodem głaszcząc czworonoga po grzbiecie.
- Niko, wiem, że nie jest ci łatwo, ale coś ci powiem. Wiktoria to kretynka. Przejrzyj w końcu na oczy.
- Spadaj, Marcel.
- Jak tam chcesz...
Siedemnastolatek podniósł się ze schodów. Wszedł do domu. Od progu ujrzał Misia poddawanego upiększającym zabiegom. Franek trzymał w ręku starą szczotkę. Powoli i starannie rozczesywał nią jego przydługawą sierść.
- Misław! Co oni z tobą zrobili?! - zawołał Marcel rzucając plecak w kąt. Podbiegł do swego pupila. Usiadłszy na podłodze, przytulił się do niego.
- Marcel, wykąpaliśmy go dla ciebie - odezwał się Franek.
- Dla mnie? Dzięki młody - odparł Marcel głaszcząc brata po głowie.
- Ja pomagałam! - zawołała Agatka.
- Wszyscy pomagali - rzekł Szymon. - Misiu może teraz iść na dyskotekę.
Franek i Agatka uśmiechnęli się do siebie.
- To my zrobimy Misiowi dyskotekę! - zawołała dziewczynka. - Tylko balonów nie mamy... Tata, kupisz nam ze sto balonów?
- Jasne. Już lecę - odparł Szymon podnosząc się z podłogi. - Trzeba nogi rozprostować...
Wtem do salonu wbiegła Daniela. Kobieta była wzburzona. Rozejrzała się. Zatrzymała wzrok na mężu.
- Gdzie jest Jasiu? - spytała.
- W naszej sypialni był - odparł Szymon.
- To wiem. Nie ma go tam. Gdzie on jest?
- Lusia, nie widziałem, żeby stamtąd wychodził - rzekł mężczyzna ruszając w kierunku sypialni.
Wszedł do pokoju. Schylił się pod łóżko.
- Tu się schowałeś - powiedział chwytając syna za ramię. Wyciągnął go spod szerokiego małżeńskiego łóża.
Momentalnie u boku Jasia stanęła Daniela. Zdenerwowana kobieta wskazała synowi na pościel.
- Siadaj! - rozkazała mu.
Jasio zacisnął zęby. Spuścił głowę na dół.
- Siadaj powiedziałam! - krzyknęła podsuwając syna bliżej łóżka.
- Nie...
- Nie odpuszczę ci. Masz usiąść tyłkiem na łóżku!
- Lusia, co to za cyrk? - odezwał se Szymon.
- Jasiu! Tata pyta, co to za cyrk! Powiedz ojcu, co zrobiłeś!
Chłopiec potarł oczy rękawem od bluzy. Pociągnął nosem.
- Twój syn położył na materacu piętnaście pinezek, po czym starannie przykrył je kołdrą. Ułożył je na mojej stronie łóżka. Chciał zapewne, żeby było śmiesznie!
Jasio uśmiechnął się nieśmiało.
- Usiądziesz na tych pinezkach choćby nie wiem, co!
Szymon głośno się zaśmiał. Lusia zezłościła się jeszcze bardziej. Tym razem na męża.
- Ciekawe, czy byłoby ci tak do śmiechu, gdyby zrobił coś takiego na twojej stronie łóżka!
- Nie odważyłby się - rzekł Szymon puszczając oko do Jasia. - Chodź synek... Zobaczysz, jak Franek uczesał Misia.
Lusia skrzyżowała ręce. Chwyciła synka za rękę. Szarpnęła nią lekko.
- Jeszcze raz zrobisz mi takiego psikusa, a nie wiem, co ci zrobię - powiedziała patrząc Jasiowi w oczy.
Chłopczyk uśmiechnął się, po czym wyrwawszy się z uścisku matki, pobiegł za ojcem do salonu.
Po chwili leżał już na podłodze przytulony do Misia.
- Ale ładnie pachnie - szepnął. - No, ty, Misiu ładnie pachniesz...
- Perfumem mamy - dopowiedział Franek.
Szymon uśmiechnął się. Popatrzył na trójkę swoich małych łobuzów i na przytulnego do Misia Marcela. Zastanowił się przez moment.
- A Nikodem jest na dworze? - odezwał się spoglądając na siedemnastolatka.
- Tak. Na schodach siedzi z Monsterkiem - odparł Marcel.
Mężczyzna pośpieszył w stronę drzwi. Wyszedł na taras. Oparłszy się o drewnianą balustradę patrzył, jak Nikodem niemalże w podskokach zmierza w stronę stojącej pod bramą Wiktorii, daje jej całusa, po czym wspólnie z nią wsiada do auta.
- Gówniarz... - westchnął Szymon z namysłem. - Normalnie zakochany gówniarz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro