Psikus
Sprzątanie łazienki zajęło Lusi okrągłą godzinę. Gospodyni dokładnie wyszorowała wannę, toaletę, umywalkę, płytki, drzwi. Swoją pracę uwieńczyła wyczyszczeniem lustra, umyciem podłogi i wstawieniem prania.
Szymon i Franek przez cały ten czas suszyli Misia, Jasio zaszył się w sypialni rodziców, zaś Agatka bawiła się lalkami na kanapie w salonie.
Nikodemowi nie śpieszyło się do domu. Usiadł na tarasowych schodach. Ze smutkiem patrzył najpierw na odjeżdżający samochód Ady, a później na pchane wiatrem chmury. Zastanawiał się nad tym, czy jego związek z Wiktorią ma sens. Przybity rzucił kamyk w stronę krzaku hortensji. Spuścił nisko głowę.
Wtem zza zakrętu wyłonił się Marcel. Nastolatek szedł dumnym krokiem w stronę domu. Od razu zauważył, że jego brat jest w kiepskim nastroju. Usiadł obok niego. Klepnął go ręką w udo.
- Co mistrzu? - zagaił.
- A, do dupy wszystko... Zastanawiam się, czy nie wziąć cichego ślubu i nie wyjechać z Wiktorią gdzieś na koniec świata...
- Najlepiej gdzieś do jakiejś dziczy - zaśmiał się Marcel. - No i nie zapomnij zabrać ze sobą Monsterka. To twój pies.
Nikodem uśmiechnął się.
- Monster! - zawołał.
Piesek wybiegł zza kanciapy. Ruszył pędem w stronę swego pana.
- Dzikus z ciebie - rzekł Nikodem głaszcząc czworonoga po grzbiecie.
- Niko, wiem, że nie jest ci łatwo, ale coś ci powiem. Wiktoria to kretynka. Przejrzyj w końcu na oczy.
- Spadaj, Marcel.
- Jak tam chcesz...
Siedemnastolatek podniósł się ze schodów. Wszedł do domu. Od progu ujrzał Misia poddawanego upiększającym zabiegom. Franek trzymał w ręku starą szczotkę. Powoli i starannie rozczesywał nią jego przydługawą sierść.
- Misław! Co oni z tobą zrobili?! - zawołał Marcel rzucając plecak w kąt. Podbiegł do swego pupila. Usiadłszy na podłodze, przytulił się do niego.
- Marcel, wykąpaliśmy go dla ciebie - odezwał się Franek.
- Dla mnie? Dzięki młody - odparł Marcel głaszcząc brata po głowie.
- Ja pomagałam! - zawołała Agatka.
- Wszyscy pomagali - rzekł Szymon. - Misiu może teraz iść na dyskotekę.
Franek i Agatka uśmiechnęli się do siebie.
- To my zrobimy Misiowi dyskotekę! - zawołała dziewczynka. - Tylko balonów nie mamy... Tata, kupisz nam ze sto balonów?
- Jasne. Już lecę - odparł Szymon podnosząc się z podłogi. - Trzeba nogi rozprostować...
Wtem do salonu wbiegła Daniela. Kobieta była wzburzona. Rozejrzała się. Zatrzymała wzrok na mężu.
- Gdzie jest Jasiu? - spytała.
- W naszej sypialni był - odparł Szymon.
- To wiem. Nie ma go tam. Gdzie on jest?
- Lusia, nie widziałem, żeby stamtąd wychodził - rzekł mężczyzna ruszając w kierunku sypialni.
Wszedł do pokoju. Schylił się pod łóżko.
- Tu się schowałeś - powiedział chwytając syna za ramię. Wyciągnął go spod szerokiego małżeńskiego łóża.
Momentalnie u boku Jasia stanęła Daniela. Zdenerwowana kobieta wskazała synowi na pościel.
- Siadaj! - rozkazała mu.
Jasio zacisnął zęby. Spuścił głowę na dół.
- Siadaj powiedziałam! - krzyknęła podsuwając syna bliżej łóżka.
- Nie...
- Nie odpuszczę ci. Masz usiąść tyłkiem na łóżku!
- Lusia, co to za cyrk? - odezwał se Szymon.
- Jasiu! Tata pyta, co to za cyrk! Powiedz ojcu, co zrobiłeś!
Chłopiec potarł oczy rękawem od bluzy. Pociągnął nosem.
- Twój syn położył na materacu piętnaście pinezek, po czym starannie przykrył je kołdrą. Ułożył je na mojej stronie łóżka. Chciał zapewne, żeby było śmiesznie!
Jasio uśmiechnął się nieśmiało.
- Usiądziesz na tych pinezkach choćby nie wiem, co!
Szymon głośno się zaśmiał. Lusia zezłościła się jeszcze bardziej. Tym razem na męża.
- Ciekawe, czy byłoby ci tak do śmiechu, gdyby zrobił coś takiego na twojej stronie łóżka!
- Nie odważyłby się - rzekł Szymon puszczając oko do Jasia. - Chodź synek... Zobaczysz, jak Franek uczesał Misia.
Lusia skrzyżowała ręce. Chwyciła synka za rękę. Szarpnęła nią lekko.
- Jeszcze raz zrobisz mi takiego psikusa, a nie wiem, co ci zrobię - powiedziała patrząc Jasiowi w oczy.
Chłopczyk uśmiechnął się, po czym wyrwawszy się z uścisku matki, pobiegł za ojcem do salonu.
Po chwili leżał już na podłodze przytulony do Misia.
- Ale ładnie pachnie - szepnął. - No, ty, Misiu ładnie pachniesz...
- Perfumem mamy - dopowiedział Franek.
Szymon uśmiechnął się. Popatrzył na trójkę swoich małych łobuzów i na przytulnego do Misia Marcela. Zastanowił się przez moment.
- A Nikodem jest na dworze? - odezwał się spoglądając na siedemnastolatka.
- Tak. Na schodach siedzi z Monsterkiem - odparł Marcel.
Mężczyzna pośpieszył w stronę drzwi. Wyszedł na taras. Oparłszy się o drewnianą balustradę patrzył, jak Nikodem niemalże w podskokach zmierza w stronę stojącej pod bramą Wiktorii, daje jej całusa, po czym wspólnie z nią wsiada do auta.
- Gówniarz... - westchnął Szymon z namysłem. - Normalnie zakochany gówniarz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro