Praca
Daniela weszła do szkolnego sekretariatu. Miała na sobie eleganckie, czarne półbuty, czerwony, bawełniany płaszczyk a jej szyja owinięta była siwą chustą z frędzlami. Kobieta była zdenerwowana a w ręku trzymała białą teczkę.
- Dzień dobry, pan dyrektor u siebie? - spytała.
- Na wyjeździe. Mogę pani jakoś pomóc? - odparła nieznana Danieli młoda, blondwłosa sekretarka.
- Nie. Poczekam na niego - powiedziała Daniela siadając na stojącym w kącie krześle.
- Czy mam coś przekazać panu dyrektorowi?
- Nie. Poczekam na niego - powiedziała Jasińska krzyżując ręce.
- Niewiadomo, czy pan dyrektor w ogóle wróci dzisiaj do szkoły. Nie ma sensu, żeby pani tu na niego czekała. Proszę przyjść jutro. Do godziny dziesiątej zwykle pan dyrektor siedzi w swoim gabinecie. Później ma lekcje albo wyjazdy...
- Mimo to poczekam - odparła Daniela.
Sekretarka dała za wygraną. Zajęła się swoimi pracami i starała się nie zwracać uwagi na nieznajomą kobietę.
Czas płynął. Z każdym kwadransem Lusia niecierpliwiła się coraz bardziej. W końcu, po około godzinie do sekretariatu zawitał dyrektor Jasiński. Na jego widok Daniela podniosła się z krzesła. Szymon ucałował ją w policzek.
- Hej, coś się stało, skarbie? - spytał.
- Nie - odpowiedziała tajemniczo.
Jasiński otworzył drzwi od swojego gabinetu, po czym wpuścił żonę do środka.
- Pani Małgosiu, dwie kawy poprosimy - rzekł do sekretarki.
- Oczywiście - odparła kobieta bezzwłocznie podnosząc się z krzesła.
Zaraz po wejściu do swojego gabinetu Szymon zdjął kurtkę. Powiesił ją na wieszaku. Chciał wziąć płaszcz żony, ale ta nie pozwoliła mu na to.
- Co się stało? - odezwał się siadając za biurkiem.
- Co się stało? Wracam do pracy. Oto co się stało - odparła zdenerwowana.
- Luśka, mama namieszała ci w głowie. Nie wrócisz do pracy, bo mamy w domu pięcioletnie dziecko. Właśnie! Z kim zostawiłaś dzieci?
- Z twoją matką, a z kim? - odparła. - Zanim tu przyszłam rozmawiałam z Jolą z księgowości. Powiedziała, że jest sama i moja pomoc byłaby nieoceniona, więc nie chcę słyszeć, że nie ma dla mnie etatu. A to zaświadczenie z medycyny pracy! - powiedziała rzucając Szymonowi białą teczkę na biurko.
Jasiński wziął głęboki oddech. Spojrzał na żonę z namysłem, po czym sięgnął po dostarczony przez nią dokument.
- I co to ma być? - rzekł. - Co mi tu przyniosłaś? To podróbka? - spytał unosząc papier w górę, jak gdyby szukał na nim znaków wodnych świadczących o autentyczności .
- O co ci chodzi, Szymon?
Wtem uchyliły się drzwi, a do gabinetu weszła sekretarka.
- Kawa. Proszę bardzo - odezwała się stawiając obydwie filiżanki na biurku Szymona.
- Dziękujemy pani Małgosiu - rzekł Jasiński odprowadzając kobietę wzrokiem. Poczekał aż ta zamknie za sobą drzwi, po czym spojrzał na zdeterminowaną minę żony.
- Nie wierzę! Jaki lekarz wydał ci zaświadczenie, że jesteś zdolna do pracy? Przecież to śmieszne!
- Śmieszny to jesteś ty! Masz mnie przyjąć - powiedziała stanowczo.
- Okej. Powiedzmy, że wrócisz do pracy. I co dalej? Co z Agatą?
- Rozmawiałam już z Danutą. Wspólnie uzgodniłyśmy, że codziennie przed pracą będziemy przywozić do niej Agatkę...
- Wspólnie uzgodniłyście? Czyli ja nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia, tak? - rzekł bacznie przyglądając się żonie.
Daniela spuściła głowę na dół. Pokiwała nią w lewo i prawo.
- Chłopaki zrobili sobie dzisiaj na podwórku jedną, wielką kałużę. Kulali się w niej i rzucali w siebie błotem. Agata na moich oczach, celowo wzięła do ręki mój kubek z kawą i strąciła go na podłogę! - powiedziała pokazując mężowi naklejony na rękę plaster. - Będzie trzeba jej kupić coś na chrypę, bo darła mi się w samochodzie przez całą drogę do Torunia!
Szymon zaniemówił. Podrapał się po głowie.
- Lusia, bo pozwalasz im sobie wejść na głowę... - rzekł po chwili.
Daniela wstała z fotela. Podeszła do okna.
- Pozwalam sobie? Natrzepałam Jasiowi i Frankowi tak, że głowa mała. Żaden z nich nawet nie zapiszczał, a później usłyszałam, jak Jasio mówi do Franka, że wcale go to lanie nie bolało. Agatę postawiłam do kąta, a ona usiadła w rozkroku i tyle sobie ze mnie robiła!
Szymon zmarszczył brwi. Zastanowił się przez chwilę.
- No, okej - rzekł.
- Co okej? - spytała.
- Proszę przyjść do pracy w poniedziałek na godzinę ósmą - powiedział patrząc w leżące na biurku dokumenty.
- Co powiedziałeś? - spytała Daniela.
- To, co słyszałaś...
Lusia podbiegła do męża. Usiadła mu na kolanach, po czym czule pocałowała go w usta.
- Dziękuję ci, panie dyrektorze - szepnęła.
- Rozliczymy się w sypialni - odparł całując żonę po szyi.
- To tak można? Oj, nieładnie...
- Jak nie? - rzekł muskając swymi wargami usta Danieli. - Kocham cię...
- A ja ciebie... Jedziemy do domu?
- Jedziemy - rzekł. - Tylko jeszcze jeden maleńki buziaczek...
- Maleńki? - szepnęła całując męża w usta. - Taki maleńki?
- Tak...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro