Poniedziałek 4
Agatka podbiegła do śpiącego na kanapie Szymona. Poklepała go obydwiema rękoma po policzkach. Ojciec dziewczynki otworzył oczy. Chwycił jej maleńkie dłonie.
- Gacia... Przestań - szepnął.
- Nie - odpowiedziała roześmiana.
- Tata, jakiś pan przyjechał czerwonym samochodem - odezwał się Franciszek. - I mama z nim rozmawia... I z jakąś panią...
Szymon prędko podniósł się z kanapy. Złożył koc, przeczesał ręką włosy, po czym podszedł do okna.
- To chyba mama Wiktorii - szepnął wpatrując się w stojącą obok Lusi ciemnowłosą kobietę. Po chwili Daniela wraz z dwoma przybyszami ruszyła w kierunku domu.
- Tata, pobawisz się ze mną lalkami? - odezwała się Agatka.
- Tak, żabko. Ale później. Chłopaki, buty i kurtki proszę zanieść na korytarz. Raz, dwa! Franek, załóż kapcie na nogi...
- Tylko poszukam - rzekł chłopiec. - Jasiu! Kto pierwszy?
- No! - odparł drugi chłopiec. - No to start!
Chłopcy ruszyło w stronę korytarza. Szymon tymczasem zdjął Agacie szaro-różową kurteczkę oraz lakierowane buciki.
- Pomagałaś mamie? - spytał ściągając czapkę z głowy córki. Dziewczynka pokiwała twierdząco głową.
- Grabiłam listki - szepnęła.
- Ślicznie. Chłopaki też pomagali?
- Tak... Tata, a pobawimy się lalkami?
Wtem uchyliły się tarasowe drzwi. Daniela wprowadziła gości do salonu.
- Szymon, rodzice Wiktorii - szepnęła z niepokojem spoglądając na męża.
- O, to ci heca - odparł wkładając córce kapcie na nogi. - No, leć się bawić... - dodał wstając z ukucku.
Nie śpiesząc się, podszedł do gości.
- Szymon Jasiński - przedstawił się.
- Mateusz Szymański.
Mężczyźni uścisnęli sobie ręce.
- Czy napiją się państwo czegoś? - odezwała się Daniela. - To ja może zaparzę kawę - dodała nieotrzymawszy odpowiedzi.
- Proszę, niech państwo siadają - rzekł Szymon wskazując ręką na kanapę.
Byli małżonkowie usiedli obok siebie. Ciemnowłosa kobieta była zdenerwowana. Trzymała w ręku telefon.
- Nie wiem, gdzie jej szukać - odezwała się. - Byłam pewna, że jest tutaj, u państwa... Nie odbiera telefonu... Nie wiem, co robić. Nie ma ani samochodu ani Wiktorii...
Szymon zamyślił się przez chwilę.
- Nie bardzo wiem, jak moglibyśmy państwu pomoc - rzekł.
- Może Nikodem wie, gdzie ona jest. Moglibyśmy z nim porozmawiać? - odezwał się ojciec Wiktorii.
- Ale Nikodema nie ma w domu - rzekł Szymon.
- Jak nie ma w domu? - odezwała się Daniela. - Przecież jest na zwolnieniu lekarskim. Miał wyraźnie powiedziane, że skoro nie chodzi do szkoły to ma siedzieć w domu.
- No miał, ale pojechał gdzieś z Wiktorią. Nie wiemy ani dokąd, ani o której godzinie wrócą...
- Jest kawa - szepnęła Daniela podchodząc do ekspresu. Prędko podała gościom i mężowi po filiżance kawy.
- Dziękuję - odezwała się matka Wiktorii. - A może mogliby państwo zadzwonić do Nikodema? Może odbierze...
Szymon nie miał ochoty telefonować do syna. Zrobił to tylko ze względu na rodziców Wiktorii. O dziwo, Nikodem odebrał połączenie i to zaraz po pierwszym sygnale.
- Niko, gdzie wy jesteście? - spytał. - Są u nas w domu rodzice Wiktorii.
- Jo? - rzekł Nikodem. - A po co przyjechali?
- Jak po co? Zgadnij! Gdzie jesteście?
- No, w Inie...
- Za pół godziny chcę was widzieć w domu. A spróbuj mi się spóźnić choćby o pół minuty!
- Okej, okej...
- Pół godziny, Nikodem!
- Okej - westchnął młodzieniec.
Szymon rozłączył połączenie. Odłożył na ławę swój iPhone. Napił się kawy.
- Nikodem i Wiktoria są w sobie zakochani - odezwała się Daniela. - Niełatwo za nimi nadążyć.
Szymon spojrzał na żonę. Zamyślił się. W salonie zapadła głucha cisza.
- To ja może zajrzę do dzieci na górę - powiedziała Daniela wstając z fotela. Pośpieszyła w kierunku schodów.
- Małe dzieci, mały kłopot... Duże dzieci, duży kłopot - odezwała się matka Wiktorii. - Nasza Wika nie była taka. To było naprawdę grzeczne, spokojne dziecko... Zmieniła się dopiero w liceum... Nic dziwnego... Ojciec na jej oczach spakował walizki i wyprowadził się do kochanki! - krzyknęła patrząc byłemu mężowi w twarz.
- Nie do kochanki, tylko do znajomej! Moja była żona ma urojenia... - odparł mężczyzna kierujący wzrok na Szymona.
- Urojenia?! Jedzenie pod pysk miał podstawione! Dom wysprzątany! A jemu zachciało się dwadzieścia lat młodszej dupy!
- Zamknij się już!
Szymon pochylił głowę na dół. Spojrzał na zegarek, który nosił na ręce.
- O dwunastej muszę być w Toruniu. Co zrobię, jeśli do tego czasu Wiktoria nie odda mi auta? - szepnęła załamana kobieta.
- Po co dawałaś jej samochód? - odparł ojciec Wiktorii.
- Mateusz, ty naprawdę myślisz, że dałam jej auto? Nie masz ty rozumu? Ona sama sobie bierze samochód! Nie pyta mnie, czy może. Nie mówi, dokąd jedzie ani o której wróci!
- Na wszystko jej pozwalałaś to teraz masz.
- Mam. I ty też masz! - odparła kobieta. - Mogę prosić jeszcze jedną kawę? - dodała patrząc na Szymona.
- Pewnie. Zrobię. Pan też sobie życzy?
- Nie... Dziękuję - odparł ojciec Wiktorii.
Szymon wstał z fotela. Podszedł do aneksu. Kątem oka spojrzał w stronę okna. Obecność rodziców Wiktorii w jego domu bardzo go męczyła, a czas jak na złość płynął wolno.
- Wiktoria to państwa jedyna córka? - spytał pocierając ręką oko.
- Tak - odpowiedziała matka Wiktorii. - Nie mamy więcej dzieci...
- I dobrze - odparł były mąż kobiety.
- My z żoną mamy piątkę dzieci. Najmłodsza, Agatka ma dopiero pięć lat - pochwalił się.
- Piątka dzieci? Chyba bym na głowę dostała! - powiedziała kobieta półżartem półserio.
- Nie jest tak źle. Młodsze dzieci, wiadomo, psocą, popisują się... Ale starsi synowie nie sprawiają nam żadnych problemów wychowawczych. To znaczy, wszystko by grało, gdyby nie Wiktoria właśnie... Proszę, pani kawa...
- Ale co ma pan na myśli? - odezwała się Szymańska.
- No, Nikodem po prostu czasem zachowuje się irracjonalnie i za każdym razem ma to związek z państwa córką. Trzy tygodnie temu pobił się na dyskotece... Chodziło bodajże właśnie o Wiktorię. Tydzień leżał w szpitalu... Z tego, co wiem, w ubiegłym tygodniu Nikodem i Wiktoria byli nad morzem. Nie mam nic przeciwko wycieczkom krajoznawczym ale pod warunkiem, że odbywają się one w dni wolne od szkoły albo ewentualnie po zajęciach.
Rodzice Wiktorii spojrzeli na siebie bez słowa.
- Nikodem to naprawdę mądry, ułożony chłopak. Na dzień dzisiejszy nie widzę przyszłości dla jego związku z Wiktorią. Oni w ogóle do siebie nie pasują.
- Kochają się a to chyba najważniejsze - odezwała się Szymańska.
Szymon uśmiechnął się.
- No, powiedzmy - rzekł.
Wtem po schodach zbiegła Agatka. Dziewczynka trzymała dwie lalki Barbie. Usiadła u ojca na kolanach. Przytuliła się do jego piersi.
- Tata, pobawisz się ze mną? - szepnęła.
- Później żabciu - odparł.
- Już to mówiłeś...
- Gacia, mamy gości. Pobaw się z chłopakami...
- Z tobą chcę...
Szymon pogłaskał córkę po włosach. Ucałował ją w czubek głowy.
Po chwili uchyliły się tarasowe drzwi, a w drewnianej futrynie stanął Nikodem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro