Poniedziałek 3
Daniela chwyciła Agatę za rękę. Wspólnie z córką zawędrowała pod kanciapę.
- Weźmiemy grabki dla chłopaków i plastikowe worki - odezwała się.
- Po co listki spadają z drzew? - spytała dziewczynka wpatrując się w mamę swoimi dużymi, brązowymi oczami.
- Po to, żeby było kolorowo - odpowiedziała Daniela. - Wskakuj na taczkę!
Agatka uśmiechnęła się.
- Boję się! - zawołała rozpromieniona.
Lusia odłożyła na moment grabie, po czym włożyła córkę do taczki. Agatka zapiszczała z radości. Była podekscytowana.
- Chłopaki! - zawołała machając rękoma w stronę braci. - Chłopaki! Widzicie mnie?!
Chłopcy zeskoczyli z jabłonki. Podbiegli do mamy i siostry.
- Ja też tak chcę! - zawołał Jasio.
- Ja też!
Daniela wiedziała, że nie da rady przewieźć teczką trójki dzieci. Uśmiechnęła się szeroko.
- Agata! Przygotuj się! - krzyknęła. - I cała naprzód! - dodała gwałtownie przyśpieszając.
Franek i Jasio podnieśli leżące na trawie grabki. Pobiegli za mamą w kierunku sadu. Nie mogli się doczekać grabienia liści.
- Misiu! Monster! - zawołał Franek klepiąc się ręką w udo. - Monster! Jacie! Kto dał temu pieskowi takie głupie imię? - westchnął głaszcząc pupila po ogonie.
Lusia wyciągnęła córkę z taczki.
- Który z was umie się najlepiej wspinać po drzewach? - spytała krzyżując ręce.
- Ja! - zawołał Jasio. - Co mam zrobić?!
- Właśnie, że ja! - krzyknął Franek podbiegając do mamy.
- Chłopaki, proszę was, żebyście pozrywali resztę jabłek z tego drzewa - wyjaśniła. - Tutaj jest wiaderko.
Dwaj bracia spojrzeli na siebie, po czym ruszyli w kierunku jabłonki. Wskrobawszy się na drzewo, zaczęli zrywać ostatnie owoce i strącać je na trawę.
Lusia podała Agatce grabki. Pokazała jej, w jaki sposób należy zbierać liście. Dziewczynka była przeszczęśliwa, że może w ten sposób pomagać mamie. Tańczyła wokół grabek i nuciła swoje ulubione piosenki.
- Ale będzie wielka góra liści! - zawołała. - Największa na świecie!
Lusia nie przerywała pracy. Cieszyła się, że jej niesforne dzieci tak lgną do pomagania w przydomowych pracach. Gdy po jakimś czasie zobaczyła, że Jasio i Franek zbierają z trawy strącone z góry jabłka, zrobiło jej się ciepło na sercu.
- Mama! Zobacz, co robi Misiu! Rozwala nasze liście! - zawołała Agatka patrząc na pieska biegającego wokół góry kolorowych liści. - Misiu! Przestań! - dopowiedziała.
Piesek podbiegł do niej. Polizał ją po twarzy. Agatka przytuliła się do niego. Pocałowała w czubek nosa.
- Kocham cię, Misiu - szepnęła.
- Gusia, nie pozwalaj pieskowi lizać się po buzi - odezwała się Lusia.
- A dlaczego?
Lusia wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, jak odpowiedzieć.
- Piesek ma na języku zarazki...
- A co to zarazki?
- To takie niewidoczne potworki...
Agata wybuchnęła śmiechem.
- Mama, no co ty? Potworki? Misiu nie ma żadnych potworków!
- Jak nie ma? Ma właśnie - odezwał się Franciszek. - Jak mama mówi, że ma, to ma... Czopek też na potworki... Mama, powiedz, że wszystkie zwierzęta mają w buzi potworki!
- No... Wszystkie mają - przyznała. - Dobra, bierzmy się za te liście, bo do wieczora nie skończymy... Gacia, grabki. Chłopaki, wrzucajcie liście z kupki do taczki!
- Dobra! - zawołał Franciszek.
Jasio bez słowa kiwnął głową. Lusia pomogła im załadować taczkę liśćmi. Gdy praca dobiegała końca pod bramę podjechał nieznany Danieli czerwony sedan. Lusia przywołała do siebie trójkę dzieci, po czym odprowadziwszy je do domu, poszła w stronę bramy sprawdzić, kto zaparkował auto tuż przy jej posesji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro