Policja 3
Lusia szeroko otworzyła frontowe drzwi. Świadomość, że wraz z Jankiem przyjechała Emilia nieco ją uspokoiła.
- Cześć Luśka, są u was moje dzieciaki? - odezwał się Janek.
Daniela kiwnęła głową.
- Są... Chodźcie... Nie zdejmujcie butów - powiedziała prowadząc gości do salonu.
- I co tam się u was stało? - rzekł Szymon podając rękę Jankowi.
Młynarczyk pokiwał głową w prawo i lewo.
- A, Oliwerowi szajba odbiła... - rzekł.
- Siadaj... Emila, siadajcie - powiedział Szymon.
Kornel i Julia odeszli od stołu. Przenieśli się na kanapę robiąc przy stole miejsce dla dorosłych.
- Dopiero co mi się woda gotowała... Zrobię herbaty... - odezwała się Daniela.
Amelia i Marcel siedzieli na dole schodów. Przysłuchiwali się rozmowie rodziców.
- Mówię ci, Szymon... Oliwer dzisiaj przeszedł samego siebie... Zakumpował się z chłopakami od Zielińskich. Stale sobie popijają... No, daj pijanemu dzieciakowi auto! Jak mu kluczyki zabrałem, to tak się uniósł, że aż mi włosy dęba stanęły.
- Zaczął wykrzykiwać, że jest już dorosły, że traktujemy go jak smarkate dziecko - odezwała się Emilia.
- Że tata nie jest jego prawdziwym tatą - wtrącił się Kornel.
Janek spojrzał na swoje najmłodsze dziecko znaczącym wzrokiem.
- Nie odzywaj się, kiedy dorośli rozmawiają - rzekł.
Kornel zaczerwienił się, po czym spuścił głowę na dół. Było mu wstyd przed Jasińskimi z powodu owej nagany.
- Zaprowadziłem go do domu... A tam zaczął się na mnie rzucać. Dostał w pysk i z nerwami poszedł do garażu... - kontynuował Janek.
- Ja myślałam, że on do tego garażu poszedł po picie, ale gdzie tam?! - odezwała się Emilia. - Całe szczęście, że przyjechała policja... Jakby nie to, to ja nie wiem, co my byśmy zrobili...
Lusia postawiła na stole eleganckie, porcelanowe filiżanki i okrągły dzbanuszek. Szymon popatrzył na nią pytająco. Jego zdaniem komu jak komu, ale Jankowi należało podać herbatę w dużym, poręcznym kubku a nie w wykwintnej zastawie.
- Niech się chwilę zaparzy - szepnęła.
Janek popatrzył na siedzących na kanapie Julkę i Kornela. Domyślił się, że Amelia zaszyła się gdzieś z Marcelem. Nie przypuszczał, że dziewczyna siedzi na schodach za ścianką i słyszy każde jego słowo.
- Przyjechała policja... Janek wprowadził ich do domu, bo to ciemno na dworze - powiedziała Emilia bawiąc się swoją ślubną obrączką. - Tłumaczymy im, że wszystko jest pod kontrolą. Że syn się upił i młodsze dzieci się przestraszyły... Że to wszystko było niepotrzebne...
- I na to do kuchni wchodzi Oliwer - odezwał się Janek. - W ręku trzymał taki wielki pręt!
- Jak zobaczył policjantów, zaczął uciekać...
- Ale go złapali? - odezwała się Julka.
Janek pokiwał głową.
- Złapali - rzekł.
- I wzięli do więzienia? - spytał Kornel.
- Na izbę wytrzeźwień. Pewnie potrzymają go dwadzieścia cztery godziny i wypuszczą do domu - rzekł Janek.
- I znowu będzie pił? - szepnęła Julka.
- Tak! Ja mu dam! Jak tylko wróci do domu dostanie taką szkołę, że raz na zawsze odechce mu się wódki! Nie będzie łaził do tych Zielińskich. Już ja wybiję mu z głowy złe towarzystwo!
- Ile to razy tłumaczyliśmy mu, że Marcel i Nikodem to fajne chłopaki... Mógłby się z nimi zakumplować, a nie! - odezwała się Emilia.
Marcel uśmiechnął się do Melki. Ta odwzajemniła jego serdeczne spojrzenie.
- W szkole też idzie mu kiepsko... Nie uczy się... - rzekł Jasiek.
- Nasi synowie na szczęście uczą się dobrze... Nikodem opuścił teraz trzy tygodnie szkoły, ale to zdolna bestia. Szybko nadrobi zaległości - odezwał się Szymon.
- Nasza Melka dzięki Marcelowi tak ładnie napisała sprawdzian z matematyki, że nauczyciel ją pochwalił przy całej klasie - odezwała się Emilia.
- Dzięki Marcelowi? - zdziwiła się Daniela.
- No tak... Marcel przez jakiś czas codziennie przychodził uczyć Melkę z matematyki... Nie dość, że poprawiła te dwie jedynki, co miała, to jeszcze dostała czwórkę z pracy klasowej...
- O, nie wiedziałam, że Marcel uczył Melkę... Szymon, wiedziałeś o tym?
- Skąd? - odparł Jasiński.
- Dobra. Czas na nas - rzekł Janek wstając z krzesła.
- Dziękujemy za herbatę. Swoją drogą, moglibyście kiedy nas odwiedzić - powiedziała Emilia spoglądając na zegarek. - Julka, wołaj Melkę...
Amelia i Marcel podnieśli się ze schodów. Chłopiec pocałował swoją dziewczynę w policzek. Ta, zarumieniła się.
Po chwili nastolatkowie wyłoniło się zza sosnowej ścianki.
- O, jest i nasza Melka - powiedziała Emilia. Kobieta uczyniła krok w stronę córki, po czym ucałowała ją w czubek głowy.
- A może Melka mogłaby zostać u mnie na noc... - odezwał się Marcel.
Szymon głośno się zaśmiał.
- Chyba sobie żartujesz - rzekł patrząc na syna z promiennym uśmiechem.
- Czemu? Fajnie by było... Co nie, Melka? - szepnął nastolatek.
- No...
Janek przyjrzał się z uwagą Marcelowi. Przygroził mu palcem. Młodzieniec podrapał się z tyłu głowy. Uśmiechnięty od ucha do ucha wspólnie z rodzicami odprowadził gości do wyjścia.
Było przed dwudziestą drugą, gdy w domu Jasińskich nastała cisza.
- To ja pozmywam filiżanki - odezwała się Daniela.
- A ja pójdę już spać... Od szesnastej kładę się spać, a jest już prawie dziesiąta... Ile to godzin, Marcel? - rzekł Szymon przeciągając się.
- Sześć, tatuś - odparł młodzieniec siadając przy stole. - Ale jaja z tym Oliwerem... Ale by było, jakby Niko tak się upił...
- Ale by było, jakby Marcel tak się upił - odparł Szymon.
- Marcel nie lubi wódki... - rzekł nastolatek.
- I dobrze... Marcel, do spania. Lusia, do zmywania...
- Zabawny jesteś... Serio, Szymon - odparła Daniela wkładając naczynia do zlewu.
Marcel pokręcił się jeszcze chwilę po kuchni, po czym poszedł do siebie do pokoju.
- O co im chodzi? Przecież Melka mogłaby u mnie spać - rozmyślał. - Misiu poszedłby na dwór... A zresztą, mam duże łóżko. Zmieścilibyśmy się wszyscy... I Melka i ja, i Misiu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro