Pistolet
Franciszek siedział przy komputerze Marcela. Miał na uszach słuchawki. Grał w strzelankę.
- I znowu to powiedział - odezwał się.
- Kto i co? - rzekł Marcel patrząc na brata znad książki.
- Gnoju... Ło... Ja wczoraj się tak odezwałem do Jasia... Tata się zdenerwował... Powiedział do mnie FRANCISZEK...
Marcel uśmiechnął się.
- Masakra - rzekł.
- Ło... Wczoraj to była mega masakra... Jasiu znowu dmuchał żaby i zobaczył to tata...
Marcel zamknął książkę. Przysiadł się bliżej brata.
- Żartujesz - rzekł. - I co tata na to?
- Nie chcesz tego wiedzieć... - rzekł Franek ściągając z uszu słuchawki. - Marcel, tata dał mu dziesięć klapsów na dupę... Wiem, bo liczyłem...
Marcel wybuchnął śmiechem.
- Dobrze mu tak... Jakby to był mój dzieciak, to tak bym go sprał, że dupę miałby czerwoną jak burak...
Franek uśmiechnął się.
- No i miał, bo potem tata mu dał jeszcze lanie paskiem...
- Uuu! To nieźle musiał się wkurzyć...
- Mega, mega, mega, mega... A jak tata sobie poszedł to Jasiu płakał, bo go dupa bolała... A ja mu powiedziałem, że nie robi się zwierzątkom krzywdy...
- No, okej. Ale Franek, widziałeś, że Jasiek dmucha żaby i nie przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć o tym mamie?
- Mama spała... A taty i ciebie nie było...
- No, okej... A nie mogłeś go jakoś powstrzymać?
- Nie dało się. Powiedziałem mu, że ma nie dmuchać żab, a on mi na to, że to jego żaby, bo sam sobie je złapał...
- Menda... Gdzie Jasiu teraz jest?
- No w pokoju... Idziemy zobaczyć, co robi? Czy czasem znowu nie dmucha żab?
Marcel kiwnął głową, po czym podniósł się z łóżka. Wspólnie z Frankiem poszedł do pokoju obok.
Jasio siedział na dywanie. Bawił się autkami.
- Co ty wczoraj robiłeś żabom? - rzekł Marcel patrząc na Jasia.
- Nic - odparł chłopiec.
- Jak nic? Chciałbyś, żeby to tobie ktoś włożył rurkę w dupę?
Jasio pochylił głowę na dół. Starał się ignorować starszego brata.
- Cieszę się, że dostałeś na dupę, mendo...
- Spadaj...
- Jasiu! Nie wolno mówić SPADAJ do Marcela - odezwał się Franek.
- Mi wolno - rzekł Jasiu wstając z podłogi. Odłożył autka na półkę, po czym zajrzał do pudła z zabawkami.
- Co szukasz, Jasiu? - spytał Franek.
- Nic...
- Powiedz! Musisz powiedzieć.
- Nie muszę...
Marcel uśmiechnął się. Oparł się plecami o drzwi.
- Jasiu, szkoda, że nie jesteś mój... Ale bym cię lał. Trzy razy dziennie dostawałbyś pachem w dupę...
Jasiowi łzy popłynęły po policzkach. Ani Marcel ani Franek tego nie dostrzegli, gdyż Jasio stał tyłem do nich. W końcu udało mu się znaleźć pistolet na kulki. Odwróciwszy się podbiegł do Marcela z pistoletem w lewej ręce.
- A spróbuj strzelić! - rzekł Marcel.
Jasiu niewiele sobie zrobił z ostrzeżenia starszego brata. Nacisnął na spust. Żółta kuleczka uderzyła Marcela w policzek.
- Ała! Ty mendo! - krzyknął osiemnastolatek podbiegając do Jasia. Chwycił go za rękę. Wykręcił ją do tyłu.
- Ała, Marcel! Ała! - krzyczał chłopiec.
- We mnie strzelasz, mały gnojku? Zapamiętaj sobie jedną rzecz. Ostatni raz wycelowałeś w moją stronę lufą od pistoletu... Dotarło, czy ręcznie mam ci to wytłumaczyć? - rzekł Marcel przez zaciśnięte zęby.
- Dotarło - szepnął Jasiu. - Ała! Marcel...
Nastolatek puścił brata. Chłopiec podbiegł do drzwi. Chciał iść do mamy, znaleźć w jej ramionach schronienie przed Marcelem.
- Jacie, nie mogę! - krzyknął nastolatek pokazując palcem na spodnie Jasia. - Zlał się w gacie! Bo nie wytrzymam! Franek, zobacz! Menda zlała się w gacie ze strachu przede mną! Masakra jakaś... - zaśmiał się.
Jasiu pobiegł do łazienki. Zamknął drzwi od środka. Prędko zdjął mokre spodnie i gatki. Usiadł na sedesie. Wybuchnął płaczem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro