Piłeczka
Agatka siedziała na wewnętrznym parapecie. Patrzyła przez okno na Szymona i Marcela wychodzących z samochodu. Nie mogła się doczekać, kiedy w końcu wejdą do domu. Miała nadzieję, że tata kupił coś dla niej.
Lusia wsunęła blachę z szarlotką do nagrzanego piekarnika.
- Franek, buty na nogi. Tata idzie - odezwała się.
Chłopiec prędko ruszył w poszukiwaniu swoich kapci. Znalazł je pod kanapą. Prędko wsunął je na nogi.
Niemalże w tym samym momencie do mieszkania weszli Szymon i Marcel. Nastolatek trzymał w ręku reklamówkę z zakupami. Postawił ją na stole. Lusia zajrzała do środka. Zaczęła rozpakowywać pakunki.
- Szymon, Ada dzwoniła.
Mężczyzna uśmiechnął się. Zdjął Agatę z parapetu, po czym podszedł do żony.
- Wpadną dzisiaj wieczorem - kontynuowała Daniela.
- No, dobrze - odparł biorąc w rękę leżące na stole jabłko. Wypolerował je rękawem od koszuli.
- Tata, a co mi kupiłeś? - odezwała się Agatka.
- A co byś chciała, żabko? - odparł patrząc w jej brązowe oczka.
- No, kucyka...
Szymon głośno się zaśmiał. Dziewczynka oparła ręce o swoje biodra. Zrobiła groźną minę.
- Co, Aga? Nie obrażaj się na tatę...
- Właśnie, Gacia - odezwał się Marcel. - Jakbyś wiedziała, co tata kupił to byś nie szczelała takich min.
- A co kupił? - spytała dziewczynka.
- A listeweczki... Ale nie powiem ci po co... Tata, nie mówmy jej - zwrócił się do Szymona.
- Oczywiście, że nie powiemy.
Wtem Jasio wyszedł zza kanapy.
- Franek! Co ja znalazłem! - zawołał rozpromieniony.
- Co? - odezwał się drugi chłopiec.
- No, sam zobacz! - odparł Jasio podnosząc w górę kauczukową piłeczkę.
- Jasiu, daj mi! - zawołał Franciszek.
- Nie. Ja ją znalazłem - odpowiedział Janek.
- Ale to moja piłka!
- Moja!
Szymon spojrzał na Lusię. Kobieta była gotowa zainterweniować. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że mąż wziął ją na bok.
- Niech się docierają - rzekł.
- Pobiją się zaraz - odpowiedziała kobieta.
- Nie pobiją... Nie wtrącamy się.
- No, okej... Jak chcesz.
Szymon zjadł jabłko do końca. Lusia oparła się plecami o lodówkę. Z zaciekawieniem obserwowała konfrontację chłopców.
- Jasiu, tak naprawdę to jest moja piłeczka, bo ty swoją wyrzuciłeś w krzaki... - szepnął Franciszek. - Pamiętasz?
- Ale to nic.
- Oddaj mi, bo będę płakał - rzekł Franek pocierając ręką swoje lewe oko.
- Nie słyszysz mendo? Oddaj mu, bo będzie płakał! - rzekł przechodzący przez salon Marcel.
- Hej! A ty co? - odezwał się Szymon.
- To jego piłka. Niech mu odda - rzekł Marcel.
- Ostatni raz nazwałeś brata mendą! - rzekł Szymon podniesionym głosem. - Proszę przeprosić Jasia.
- Bez przesady - westchnął Marcel.
- Bez dyskusji!
Nastolatek westchnął głęboko, po czym spojrzał na Jasia. Siedmiolatek uśmiechnął się. Cieszył się, że ojciec stanął po jego stronie.
- Sory Jasiu - rzekł Marcel.
- Przeproś go jak należy - odparł Szymon. - Marcel, Jasiu to twój młodszy brat. Nie chcę słyszeć, że mówisz do niego w obraźliwy sposób. Czy to jest jasne?
- Tak. Przepraszam cię, Jasiu - rzekł Marcel patrząc bratu w oczy.
- Spoko - odparł Janek wskrobując się na kanapę. - Franek, chcesz piłeczkę?
- No - odparł Franciszek.
- To sobie po nią leć! Aport! - zawołał Jasiu rzucając kauczukową piłeczkę w kierunku korytarza.
Franek pobiegł za piłką. Jasio wybuchnął śmiechem.
Szymon i Daniela bez słowa spojrzeli na siebie.
- Mówiłem, że to menda - odezwał się Marcel.
- Idź już do siebie - odparł Szymon siadając przy stole.
Po chwili do salonu wbiegł Franek. Był szczęśliwy.
- Mam piłeczkę - pochwalił się mamie.
- Super, synuś - powiedziała Daniela zerkając na męża.
- Idę, dam ją Czopkowi, żeby sobie kulał!
- No, idź... - odparła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro