Pasek
Lusia głęboko spała, gdy Szymon i Marcel wrócili do domu. W całym domu panowała idealna cisza. Nie było słuchać ani wrzasków Agaty ani biegania Jasia i Frania. Szymonowi wydało się to podejrzane, toteż zdecydował, że sprawdzi, co robią jego małe pociechy.
Najpierw zajrzał do pokoju Agatki. Dziewczynka siedziała na łóżku. Miała na kolanach duży rysunkowy blok i świecowe kredki. Była tak skupiona na rysowaniu księżniczek, że ani na chwilę nie odrywała wzroku od kartki.
- Hej Gacia, co tam słychać u ciebie? - zapytał.
- A nic... Tata, a kiedy w końcu dostanę tą stajnię? Moje kucyki i lalki już nie mogą się jej doczekać... Powiedziałeś, że niedługo a już minęło długo...
- Minęło długo? - zaśmiał się. - Księżniczko, nie wiem... Może stanie się tak, że jutro rano otworzysz oczy a stajenka będzie już u ciebie w pokoju...
Dopiero teraz Agata oderwała wzrok od rysunku. Popatrzyła na tatę swoimi dużymi, brązowymi oczami przyozdobionymi długimi, czarnymi rzęsami. Zarówno jej oczy, jak i powieki do złudzenia przypominały oczy Marcela, gdy był mały.
- Żabko, już późno jest... Odkładamy rysunki... Jutro też jest dzień - rzekł Szymon biorąc w ręce blok i kredki.
Mężczyzna odłożył je na biurko, po czym zapalił nocną lampkę.
- Daj tacie buziaka i śpij ładnie...
Agatka przytuliła się do szyi ojca. Szymon wyłaskotał ją po brzuchu i pod szyją. Po kilku minutach śmiechu, ucałował córkę w jej okrągłe usteczka, po czym poszedł zajrzeć do pokoju obok.
Gdy wszedł do pokoju chłopców, Franek siedział na łóżku. Wkładał akurat czopka w swoją skarpetkę.
Jasiu z kolei siedział przy biurku. Dmuchał żaby przez słomkę, a gdy były już nadmuchane przebijał je cyrklem.
Szymon od razu zauważył czym zajmuje się Jasiu.
- Jasiu! A co ty robisz? - rzekł patrząc, jak jego syn wbija rurkę w otworek zielonego płaza.
- Bawię się - odparł chłopiec nie przerywając okrutnego procesu. Jasio wsunął rurkę do buzi. Miał już dmuchnąć, ale Szymon chwycił go za ramię, po czym przyłożył mu ręką dziesięć porządnych klapsów w tyłek.
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie wolno dmuchać żab?! Przecież to są żywe stworzenia! One czują ból tak samo jak ty! Dociera to do ciebie?
Zapłakany Jasiu spuścił głowę na dół. Był zły, że ojciec przerwał jego ulubioną zabawę.
- Gdzie złapałeś te wszystkie żaby?
- Na dworzu - odpowiedział pocierając ręką oko.
- Wiem, że na dworzu!
- Pewnie był u Melki... - szepnął Franciszek.
Szymon natychmiast skierował wzrok w stronę młodszego z chłopców.
- U Melki jest dużo żab... - szepnął Franek uzupełniając swoją poprzednią wypowiedź.
- Byłeś u Melki na podwórku? - rzekł Szymon patrząc Jasiowi w oczy.
- Nie byłem - skłamał ocierając łzy rękawem od piżamy.
- Prawdę mów! Skąd masz te żaby?
- Koło kanciapy były - rzekł.
Franek zdenerwował się. Wiedział przecież, że koło kanciapy nie ma żadnych żab.
- Jasiu, gnoju, byłeś u Melki! - rzekł.
Szymon momentalnie spojrzał na młodszego z synów.
- Franciszek! - krzyknął. - Co to za nowe słowo?!
- Nie nowe... Stale tak do mnie mówi - szepnął Jasiu pociągając nosem.
Franek zawstydził się. Ukrył głowę pod kołdrą. Jasio tymczasem stał obok ojca z wzrokiem wbitym w podłogę.
- Pójdziesz teraz do kuchni i przyniesiesz stamtąd kosz na śmieci. Zrobisz na biurku porządek... Żywe żaby zaniesiesz na trawę. Biurko ma być przetarte mokrą ścierką albo płynem do szyb. Czy to jest jasne?
Jasiu zdenerwował się. Nic nie odpowiedział.
- Zadałem ci pytanie!
- Tata, to są moje żaby... Sam sobie je złapałem - rzekł malec marszcząc brwi.
- To teraz sam je wypuścisz na dwór.
- Nie!
- Jasiu, nie przeginaj.
- Tata, nie wtrącaj mi się do moich żab!
Szymon przetarł oczy ze zdumienia. Pociągnął syna ku sobie. Wziął na kolana. Spojrzał dziecku w zagniewane oczy.
- Posłuchaj tego, co ci teraz powiem... TY MNĄ RZĄDZIŁ NIE BĘDZIESZ! Im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie. A teraz wrzucisz do wiaderka żaby, które jeszcze nie zdechły i wyniesiesz je na trawę.
Jasiu naburmuszył się jeszcze bardziej. Z nerwów zacisnął piąstki. Szymon zdjął syna z kolan.
- Proszę zrobić to, o co cię prosiłem... Jasiu!
Chłopiec popatrzył z byka na tatę, po czym podszedł do biurka. Ku zaskoczeniu Szymona, Jasiu ponownie wziął do ust rurkę, której drugi koniec był wbity w odbyt żaby. Nabrał powietrza w usta, po czym z całej siły dmuchnął.
To było dla Szymona zbyt wiele. Mężczyzna wysunął pasek zza szlufek spodni. Przełożywszy Jasia przez kolano spuścił mu dół od piżamy.
- Jeszcze nie dostałeś ode mnie lania jak należy - rzekł, po czym uderzył Jasia paskiem w tyłek. Chłopiec wybuchnął płaczem. Szymon postanowił dać dziecku porządną nauczkę. Trzepnął go paskiem jeszcze czterokrotnie. Łzom i piskom nie było końca. Jasiu głośno płakał. Żałował, że nie wyrzucił żab, kiedy ojciec prosił go o to po dobroci.
Zaraz po tym, jak Szymon odłożył pasek, zapłakany Jasiu podszedł do biurka. Wyciągnął rurkę z dziurki żaby, po czym wrzucił zwierzę do wiaderka.
- Wyniosę - szepnął trzymając się lewą ręką za obolały tyłek.
- Wynieś... I przynieś kosz na śmieci, płyn do szyb i papierowy ręcznik.
Jasio pokiwał głową. Chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju. Zaledwie dwie minuty później był już z powrotem. W ręku trzymał puste wiaderko, płyn do szyb i rolkę papieru toaletowego.
Rychły powrót Jasia zaskoczył Szymona.
- Już jesteś? Gdzie schowałeś żaby? - odezwał się mężczyzna.
Jasiowi łzy popłynęły po policzkach.
- Nie schowałem. Wyrzuciłem - rzekł smutnym głosem.
- Gdzie?
- No, do kibla - wyznał.
- Jasiu! Co miałeś zrobić z żabami?!
- No, wyrzucić na trawę...
Szymon zdał sobie sprawę z tego, że jest u kresu wytrzymałości. Wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi się uspokoić.
- Jasiek, wejdź już do łóżka i śpij. Ja po tobie posprzątam.
Chłopiec skinął głową, po czym położył się na swoim łóżku. Szymon zrobił porządek na biurku Jasia. Poszedł do łazienki. Zajrzał do sedesu. Ani jednej żaby.
- Jasiu... Zabiję cię kiedyś... - westchnął odwieszając na miejsce rolkę z papierem toaletowym.
Miał już wyjść z łazienki. Zerwał jednak listek białego papieru, po czym poszedł do pokoju chłopaków.
Jasio leżał na łóżku. Płakał. Ojciec usiadł obok niego. Przyłożył mu papier do nosa.
- Dmuchnij - rzekł.
Chłopiec wydmuchał nos. Szymon sięgnął z półki jego ulubioną przytulankę, Zygzaka McQueen.
- Trzymaj - rzekł. - I śpij, mała żabo... - dodał całując syna w czoło.
Jasio odwrócił się w stronę ściany. Zacisnął powieki. Szymon zaś ucałował śpiącego Franciszka. Wyciągnął Czopka z jego skarpetki, wsunął zwierzątko do klatki.
Wychodząc z pokoju chłopców zgasił światło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro