Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oliwer

Marcel siedział w fotelu w salonie. Nie mógł się doczekać przyjazdu Melki. Franek i Jasio siedzieli przy stole. Kończyli jeść kolację.
- Tata, a co to za karton? - rzekł Marcel spoglądając na karton leżący niedaleko pieca.
- A nie wiem. Zobacz, co w nim jest - rzekł Szymon spoglądając na podśmiechujące się dzieci.
- A żebyś wiedział, że zajrzę... - rzekł Marcel wstając z fotela.
Młodzieniec podszedł do kartonu. Pochyliwszy się, ujrzał dwa małe kotki.
- Bodzio i Smrodzio! - zawołał wyjmując z kartonu jednego kociaka. - Tata! Skąd te koty się tu wzięły? To są koty Melki!
- Wcale, że nie - odezwał się Jasiu. - Jeden jest mój a drugi Franka.
- Twój? Tata, nie mów, że zgodziłeś się, żeby Jasiu miał kota. Przecież to mały recydywista!
- Marcel, nie przesadzaj.
Nastolatek popatrzył na zdradziecki uśmiech malujący się na twarzy Jasia.
- Jeśli któregoś kota spotka krzywda, powyrywam ci nogi z dupy - rzekł patrząc bratu w oczy.
- Nie boję się ciebie - odpowiedział Jasiu.
- A powinieneś! Jeszcze nie dostałeś ode mnie!
- Marcel! Zostaw go - odezwał się Szymon. - A ty jedz kanapkę. Nic ci nie ubywa tego jedzenia.
Wtem rozległo się głośne pukanie do drzwi. Marcel zerwał się na równe nogi. Nacisnął na klamkę.
- A, to ty... - westchnął zawiedziony.
- A kogo się spodziewasz - odparła wchodząca do mieszkania Daniela. - Szymon, Gacia mi zasnęła w samochodzie... Idź po nią, bo ja nie mam siły jej nosić na rękach. Kota przyniosłam... Proszę - dodała podając Marcelowi kociaka. - Włóż go do kartonu. Będzie trzeba gdzieś te koty zamknąć na noc...
Szymon bez słowa wyszedł na dwór po córkę. Agatka spała na tylnim siedzeniu auta. Była tak zmęczona, że nie obudziła się, kiedy ojciec niósł ją do domu.
- Gdzie ci ją położyć? - spytał trzymając córkę na rękach.
- Na górę... Do jej pokoju. Zaraz ją przebiorę i położę spać - odparła Daniela.
Małżonkowie poszli na górę. Marcel tymczasem wyszedł na taras. Usiadł na drewnianych schodach.
- Dalej Melka... Ile można czekać... Miało być pięć minut... - westchnął wyjmując swój smartfon z kieszeni spodni.
Po chwili wszystko stało się jasne.

Marcel, jednak nie przyjadę. Oliwer wrócił do domu pijany i  wścieka się, bo tata nie chce mu dać kluczyków od auta. Mam w domu masakrę. Siedzimy na górze z Julką i z Kornelem i zastanawiamy się, czy nie zadzwonić na policję...

Marcel zmarszczył brwi. Wiadomość, którą otrzymał od Melki szczerze go zmartwiła. Zaraz po jej odczytaniu siedemnastolatek pobiegł do kanciapy po rower.
Kilka minut później był już pod domem Młynarczyków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro