Księżyc
Jasio i Agatka zasnęli w samochodzie. Franek siedział między nimi. Głaskał Czopka.
Szymon i Daniela nie odzywali się do siebie. Oboje byli zmęczeni. Patrzyli na drogę.
- Mama, jutro poszedłbym po szkole zapisać się na kurs... - rzekł Marcel sprawdzając w Internecie opinie na temat toruńskich szkół jazdy.
- I będziesz mógł jeździć autem? - odezwał się Franek.
- No, pewnie. Nie mogę się doczekać. Tata, a może pokazałbyś mi jutro, co i jak?
- Pewnie - rzekł mężczyzna.
- Idę na prawko. Masakra... Będzie się działo. Oj, będzie się działo!
- Co będzie się działo? Nie myśl, że kupimy ci z ojcem auto - odezwała się Daniela.
- Sam sobie kupię... Jakieś z dobrym silnikiem... Może Ferrari...
Daniela uśmiechnęła się. Szymon również. Marcel przeciągnął się.
- Najpierw dowód, potem prawko... Szok normalnie - szepnął z błyskiem w oczach.
- Czopek usnął mi na rękach... - rzekł Franek po chwili. - Ale śpioch z niego... Marcel, a ty nie widziałeś jak zaniosłem Czopka do kotów. Miau Miau chciał się z nim bawić łapką... Ale Czopek nie lubił tej zabawy.
- Jakoś mu się nie dziwię - rzekł Marcel.
- I jesteśmy w domu - odezwał się Szymon. - Marcel, zaniesiesz Agatkę do domu?
- Jasne - odparł nastolatek wysiadając z samochodu. Wziął siostrę na ręce. Lusia popędziła otworzyć drzwi od domu. Szymon wprowadził samochód do garażu.
- Franek, wyskakuj - rzekł wyjmując z auta śpiącego Jasia. - Zamknij za mną drzwi...
- No...
Szymon poszedł w stronę domu z Jasiem na rękach. Franek wolnym krokiem podążał za ojcem. W pewnym momencie przystanął. Wyjął chomika z kieszeni kurtki.
- Zobacz Czopuś, to jest Księżyc - rzekł spoglądając w niebo.
- Franek! Do domu! - zawołała Daniela.
- Idziemy! - odpowiedział, po czym pośpieszył w stronę tarasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro