Kotki 2
Daniela stała na tarasie. W klapkach i w jesiennej kurtce męża wyglądała śmiesznie. Nie miała pomysłu, gdzie szukać dzieci. Biła się z myślami, czy poinformować i ich zaginięciu Szymona czy poczekać aż ten wróci z pracy do domu.
Była rozbita. Łzy cisnęły jej się do oczu. W prawej ręce ściskała swój smartfon.
Wtem zza drzew wyłonił się Nikodem. Młodzieniec trzymał Agatę na swoich barkach. Dziewczynka śpiewała piosenkę o pieskach. Była rozpromieniona.
- Mama! Zobacz, gdzie siedzę! - krzyknęła z daleka.
Lusia wybiegła Nikodemowi na spotkanie.
- I co? - spytała przerażona.
- Nigdzie ich nie ma. Mamo, zadzwoń do taty. Już godzina mija i nic... Tu wszędzie jest pełno drzew, jest jezioro... Niewiadomo nawet, gdzie ich szukać.
Lusi łzy spłynęły po policzkach. Prędko je otarła. Wybrała na dotykowej klawiaturze smartfonu numer do męża. Szymon odebrał dopiero po czwartym sygnale.
- Szymon, wracaj do domu! Nie ma nigdzie Jasia ani Frania! Szukamy ich z Nikodemem, ale zapadli się pod ziemię! - krzyczała do telefonu.
- Lusia! Uspokój się! Już do was jadę - rzekł Szymon.
- Czekaj... Czekaj! Idą! - wydarła się. - Jasiu bez kurtki! Boże drogi!
Nikodem wziął telefon z ręki Danieli. Ta, ruszyła w stronę dzieci. Prędko zdjęła z siebie kurtkę Szymkna, po czym okryła nią plecy Jasia.
- Gdzie wy byście?! - krzyknęła prowadząc bliźniaków w stronę tarasu. - Z Nikodemem przeszukaliśmy cały dom i okolice!
- My byliśmy tylko po kotka... - rzekł Franek pokazując mamie swojego wybranka. - Będę mógł go zatrzymać?
Daniela kiwnęła głową. W tym momencie liczyło się dla niej tylko to, że jej dzieci odnalazły się i są całe i zdrowe.
- Ma na imię Miau Miau... - rzekł Franek.
- Dobrze, skarbie... Śliczny kotek. Skąd go masz? - odparła.
- Od taty Melki - rzekł.
- Ja też mam kota - odezwał się Jasio. - W worku! - dodał podnosząc w górę szarą, bawełnianą torbę.
Lusia zamarła. Wzięła torbę z ręki syna. Zajrzała do środka.
- Ile macie tu tych kotów? - spytała oszołomiona. - Nie... Nie! - zawołała wyjmując z torby drugiego kociaka. - I kolejny?! Czy wyście powariowali?! Kto to widział, żeby trzymać tyle kotów?! Jeden, zgoda. Ale nie trzy!
- Tornado zostaje, jakby co - odezwał się Jasio. - Za to, że robiłem wczoraj dużo zadań do szkoły. - To jest właśnie Tornado... Hau, hau, hau!
- Kotek Agatki też zostaje - rzekł Franciszek.
Daniela wzięła głęboki oddech. Podniósłszy wzrok, ujrzała biegnąca w jej stronę Agatę.
- Czyli postanowione - westchnęła.
- Chłopaki! Co tam macie?! - zapytała rozpromieniona dziewczynka.
- Prawdziwe kotki - rzekł Franciszek. - Ten jest mój...
- A ten mój - odparł Jasio.
- Ja też chcę kotka - odezwała się dziewczynka. - Franek, daj mi go pogłaskać!
- Nie, bo mi go pognieciesz - rzekł chłopiec.
Dziewczynka naburmuszyła się, ale wówczas Daniela przykucnęła przy córce.
- Włóż tu rączkę - szepnęła trzymając w swoich dłoniach szarą torbę.
Agata potarła ręką oko, po czym nieśmiało wsunęła rękę do torby. Szybko ją wyciągnęła.
- Boję się! - zawołała.
- Nie bój się... Śmiało - powiedziała Daniela szeroko uśmiechając się do córeczki. - No... Raz, dwa...
Małolata ponownie wsunęła rękę do torby. Tym razem poczuła mięciutkie futerko. Łzy szczęścia stanęły jej w oczach.
- Tam jest kotek? - spytała wybuchając płaczem. - Tam jest kicia dla mnie?!
Lusia pokiwała głową. Agata prędko wsunęła do torby swoją drugą rękę. Wyciągnęła z niej szarego, przestraszonego kotka. Niemalże natychmiastowe przytuliła go do swej piersi.
- Moja kochana kicia... - szepnęła przeszczęśliwa.
Lusia popatrzyła na radosne twarze swoich pociech.
- Wracamy do domku, bo zimno... - powiedziała kładąc rękę na ramieniu Jasia. - Więc twój kotek ma na imię Tornado? - spytała prowadząc dzieci w stronę tarasu.
- Tak! - zawołał chłopiec. - A Franka kotek ma na imię Miau Miau! Co to za imię?!
- Fajne właśnie... - rzekł Franciszek podnosząc swego kota w górę. - Miau, Miau!
Lusia uśmiechnęła się. Spojrzała na radosną twarz córeczki.
- Gacia, a jak ty nazwiesz swojego kotka? - spytała.
- Marcelinka, żeby Marcel się cieszył - odparła dziewczynka.
Daniela zaśmiała się głośno.
- Chodź do mnie, ty moja Marcelinko - powiedziała biorąc córkę na ręce.
Wniosła Agatkę do domu. Zdjęła jej kurtkę, buty, czapkę, rękawiczki. Rozebrała też Jasia i Franka.
- Chłopaki, kapcie na nogi i do kominka się grzać - nakazała.
- Z kotami? - odezwał się Franek.
- Może być z kotami - odparła prowadząc Jasia w stronę kominka. - Wskakuj na fotel. Ręce do góry!
Jasio ułożył się wygodnie na fotelu. Lusia okryła go kocykiem, po czym dała mu do rąk jego zwierzątko.
- Zrobię wam ciepłej herbatki... Ale najpierw zadzwonię do taty, żeby kupił kuwetę, żwirek i mleko dla... powiem, że dla kota... Jak tata wróci do domu, to pomnoży sobie jednego kota przez liczbę dzieci i będzie miał wynik... W zasadzie iloczyn...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro