Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kot

Tego popołudnia Lusię bolała głowa. Kobieta była zmęczona po pierwszym dniu pracy. Zaraz po obiedzie poszła do sypialni się zdrzemnąć.
Kiedy Jasio i Franek bawili się w wojnę, Szymon usiadł przy stole. Wziął w ręce plecak Jasia. Skrupulatnie przejrzał wszystkie jego zeszyty oraz za karty pracy.
- Jasiu, podejdź do mnie na moment - odezwał się spoglądając na kulające się po podłodze dziecko.
- A po co?
- Chodź, chcę cię o coś zapytać.
Chłopiec rzucił w brata klockiem, po czym zakulał się wprost pod nogi ojca. Szymon postawił go na nogi.
- Co to jest? - odezwał się wskazując palcem na wyjątkowo niestaranny rysunek.
- No, kot - odpowiedział malec.
- Wiem, że kot, bo takie było zadanie. Jasiu, ten twój kot to raptem cztery kreski.
- Bo mi się nie chciało...
- Jasiu, chodź... Siądź sobie tu - rzekł Szymon klepiąc ręką swoje kolana. - Weź gumkę do ręki. Trzeba to poprawić.
Chłopiec wskrobał cię tacie na kolana. Szymon bez słowa patrzył, jak siedmiolatek chwyta gumkę w lewą rękę a po chwili wymazuje nią do niczego niepodobne kreski.
- Teraz weź ołówek albo kredkę i narysuj ładnego kotka.
- Którego? Tornado? - spytał Jasio.
- Może być Tornado...
Jasiu uśmiechnął się. Przyłożył kredkę do książki, po czym zaczął kreślić na niej kółka. Gdyby Szymon nie wyjął mu z ręki kredki, za moment Jasiu zrobiłby w kartce dziurę.
- Hej! Co ty wyprawiasz?! - krzyknął mężczyzna.
- Wtem rozległ się dzwonek do drzwi.
Szymon wstał z krzesła. Popatrzył na Jasia z namysłem.
- Zmaż to swoje arcydzieło - powiedział zmierzając w kierunku drzwi.
Nacisnął na klamkę. Na tarasie stała wychowawczyni czwartej klasy liceum ogólnokształcącego. Szymon nie od razu skojarzył, skąd zna tę kobietę. Nauczycielka dostrzegła to, toteż przedstawiła się.
- Dzień dobry, Izabela Kocińska. Pan Jasiński, prawda?
- Tak. Proszę - rzekł wpuszczając kobietę do mieszkania. - Proszę usiąść - dodał zdejmując autka z kanapy. - Chłopaki, idźcie na chwilę do siebie.
Jasio i Franek powrzucali do kartonu małe kotki, po czym poszli na piętro. Szymon tymczasem usiadł naprzeciw nauczycielki. Był tak zaskoczony jej wizytą, że nie spytał nawet, czy życzy sobie kawy czy herbaty.
- Słucham panią - odezwał się.
- Chodzi o Marcela. To naprawdę zdolny chłopak. Ma kreatywny umysł, ewidentnie stworzony do przedmiotów ścisłych... Liczy w głowie to, co inni piątkowi uczniowie muszą rozpisywać na kartce.
- Tak? I co w związku z tym? - rzekł Symon przyglądając się zasmuconej twarzy matematyczki.
- Proszę go przekonać, by wziął udział w tej olimpiadzie. To dla niego wielka szansa.
- W jakiej olimpiadzie? - zapytał mężczyzna wzruszając ramionami.
- W matematycznej olimpiadzie. Nikodem chętnie zgodził się wziąć w niej udział, a Marcel - tu spuściła głowę na dół. - Tłumaczy się, że ma dużo nauki, że chce studiować prawo i matematyka nie jest mu do niczego potrzebna.
- Tak pani powiedział? A to łobuz. To on nie wie, jak trudno dostać się na prawo? Z tego co się orientuję matematyka jest brana pod uwagę przy rekrutacji na studia.
- Mógłby pan wytłumaczyć to Marcelowi? Naprawdę bardzo mi zależy, żeby wystartował w tej olimpiadzie. To dla niego szansa. Nie będzie musiał podchodzić do matury z matematyki. Automatycznie dostanie sto procent na poziomie rozszerzonym, wstęp na wyższe uczelnie. On musi wziąć udział w tej olimpiadzie.
Szymon zamyślił się przez chwilę, po czym podniósł się z fotela.
- To ja pójdę po niego... - rzekł. - Proszę chwilę poczekać.
Kocińska skinęła głową. Gdy tylko Szymon zniknął z pola widzenia kobieta przesunęła się bliżej kominka. Uśmiechnęła się na widok siedzącego na schodach Jasia. Chłopiec trzymał w ręku kauczukową piłeczkę. Uśmiechnąwszy się upuścił piłkę, która poturlała się w kierunku nieznajomej.
- Jak masz na imię? - odezwała się.
- Jasiu Jasiński - odpowiedział chłopiec. - Narysuje mi pani kota?
Nim kobieta zdążyła odpowiedzieć malec stał już przy niej z książką w ręku.
Kocińska prędko wykonała rysunek głowy wąsatego kocura.
- Mi koty nie wychodzą - odezwał się chłopiec. - Mamy trzy koty... Mój ma na imię Tornado... A pani ma kota?
- Też mam w domu trzy kotki - odpowiedziała nauczycielka życzliwie uśmiechając się do siedmiolatka.
Wtem na horyzoncie ukazali się Szymon i Marcel. Młodzieniec zarumienił się na widok nauczycielki.
- No, trochę mnie poniosło - rzekł błędnym krokiem zbliżając się do wychowawczyni. - I chyba nie dałem pani dzienniczka i zeszytu - dopowiedział drapiąc się po głowie.
- Pani Iza przyjechała, by porozmawiać z tobą na temat olimpiady matematycznej - odezwał się Szymon. - Zrobię pani kawę - dopowiedział podchodząc do kuchennego blatu. - Jasiek, zmykaj na górę.
- Marcel, wymień mi jeden logiczny powód, dla którego nie chcesz wziąć udziału w tej olimpiadzie a daję ci słowo, że nie będę więcej cię do tego namawiała - odezwała się.
Młodzieniec spojrzał kątem oka na ojca. Szymon nalewał właśnie wody do czajnika.
- Wie o tej jedynce? - zwrócił się szeptem do wychowawczyni.
- Nie ma żadnej jedynki - odparła. - Co z olimpiadą?
- No, generalnie wie pani jak jest... Nikodem to mój brat. Nie chcę z nim rywalizować... Mógłbym wygrać tę olimpiadę. On by się załamał...
Kocińska zaśmiała się.
- Marcel, nie żartuj sobie ze mnie, dobrze? Zrozum, że to dla ciebie szansa. Wiesz, jak trudno dostać się na prawo? Gdy inni będą zakuwać do matury z matematyki ty będziesz miał czas, żeby uczyć się z prawa, bo nie będziesz musiał podchodzić do matury. Marcel, sto procent na poziomie rozszerzonym. To do ciebie nie przemawia?
- Przemawia, ale Melka...
Szymon skierował wzrok w stronę syna.
- Co Melka ma z tym wspólnego? - spytał. - Jasiu, nie kręć mi się. Prosiłem cię, żebyś poszedł do siebie. Narysowałes kota?
- No - odparł Jasiu kiwając głową.
- To leć na górę.
- Melka, Melka... No dobra, chcecie wiedzieć to powiem jak jest. Mam dziewczynę. Nie mam czasu na dodatkowe zajęcia. A pani wymyśliła sobie poniedziałki, środy i piątki. Teraz idę na prawko. No i z Melką chodzimy na coś tam, nieważne co.
Szymon zmarszczył brwi.
- Marcel? Na co chodzicie z Melką? - spytał.
- Do szkoły rodzenia - zażartował. - Nieważne. Jestem dorosły. Mam swoje sprawy.
- Taki jesteś mądry? Na wszystko masz czas tylko nie na naukę. Proszę zapisać Marcela na te olimpiadę. Weźmie w niej udział - rzekł Szymon.
- Tata, wrzuć na luz. Olimpiada okej, ale bez dodatkowych zajęć. Tata jest matematykiem to jak czegoś nie będę umiał to mi w domu wytłumaczy.
Nauczycielka wzięła głęboki oddech.
- Dobrze. Nie będę cię zmuszać do dodatkowych zajęć - oświadczyła bez przekonania. - Ale weźmiesz mi udział w tej olimpiadzie choćby nie wiem, co.
- Dobrze, pani profesor - odparł Marcel kiwając głową.
- Proszę pani, a dmuchała pani kiedyś żaby? - odezwał się Jasiu.
Szymon chwycił stojącego obok niego siedmiolatka. Wyniósł go na górę.
- Miły chłopiec - odezwała się nauczycielka.
- Mamy w domu dwóch takich samych. I jeszcze jest Agata, ale akurat babcia ją wzięła na wakacje. 
- O, to dom pełen ludzi...
- Sześcioro ludzi i jeden kosmita - rzekł młodzieniec.
- Kosmita?
- No, tata sobie gdzieś polazł to zrobię dla pani kawę. Jaka kawę pani pije?
- Marcelku, dziękuję. Będę się zbierać. Osiągnęłam już swój cel, więc czas na mnie.
Osiemnastatek spojrzał na wychowawczynię. Uśmiechnął się do niej.
- To zrobię dla pani prawdziwą kawę sypaną - rzekł.
- No, dobrze... Dziękuję - szepnęła.
- Spoko - odparł uśmiechając się do wychowawczyni. - Pani jest naprawdę w porządku, że nie powiedziała pani tacie o tym, jak mi odwalało dzisiaj przy tablicy... I serio nie wpisała mi pani tej jedynki?
- Serio, ale Marcel, następnym razem jak będziesz tak kozaczył to wpiszę ci dwie jedynki i uwagę.
- Obleci mi to, bo za olimpiadę i tak będę miał szóstkę z matmy bez względu na ilość pał. No i zachowanie też będę miał zdaje się nienaganne bez względu na ilość uwag. To się chyba nazywa immunitet - zaśmiał się.
- Oj, Marcel... Udany jesteś.
- Proszę, kawa dla pani...
- Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro