Kawa
Zaraz po obchodzie lekarskim, Marysia weszła do sali, w której leżał Antek. Chłopiec leżał na łóżko z głową zwrócona w stronę okna. Był przygnębiony. Marysia od razu to dostrzegła. Wiedziała, że chłopak wciąż głęboko przeżywa śmierć rodziców. Jakby tego było mało teraz ten wypadek...
- Hej Antek... Przyniosłam ci owoce i sok - powiedziała Marysia wysuwając krzesło spod łóżka.
Antek odwrócił głowę w stronę siostry. Widząc jej radosny wyraz twarzy, uśmiechnął się lekko.
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Najgorzej, że nie mogę nogą ruszyć... - rzekł. - Pomożesz mi usiąść?
- No, pomogę, pomogę... - odparła podnosząc w górę oparcie od łóżka.
- Marysia, a kto to jest ten chłopak, który tu z tobą przychodzi? - spytał czternastolatek.
- Jaki chłopak? - odparła.
- No, ten, który stoi tam za drzwiami i się na mnie gapi. Zaraz mu pokażę fuck you.
- Antek, nie rób tego! - zawołała spoglądając w stronę Nikodema. - To jest właśnie ten chłopak, o którym ci mówiłam... To on uratował ci życie...
- Serio? Znasz go? Chodzisz z nim? - spytał czternastolatek.
- Antek, odbiło ci?!
- Zawołaj go... Chcę mu podziękować...
Marysia ponownie odwróciła się w stronę Nikodema, po czym wyszła na korytarz. Wprowadziła osiemnastoletniego młodzieńca do sali, w której leżał jej brat.
Nikodem szczerze uśmiechnął się do czternastolatka, po czym uścisnął mu rękę.
- Jak tam, młody? - odezwał się. - Jak twoja noga?
- Nie boli... Podobno będę miał ją w gipsie przez cztery tygodnie...
- Zleci raz dwa... Jestem Nikodem...
- Antek... Chodzisz z moją siostrą?
Marysia zawstydziła się.
- Antek! - zawołała. - Nie pytaj się Nikodemowi o takie rzeczy...
- Moja siostra nigdy nie miała chłopaka, a ty wydajesz się fajny...
- Dzięki - odparł młody Jasiński uśmiechając się życzliwie do czternastolatka.
- Marysia lubi robić zdjęcia niebu. Jak chcesz ją poderwać to powiedz jej, że ma oczy jak niebo...
- Antek... Przyniosłam ci jabłuszka. Obrać ci jedno? - odezwała się Marysia.
- Nie... W skórce jest najwięcej witamin - rzekł Antek. - Nikodem, dzięki za akcję reanimację... - dodał kierując wzrok na osiemnastolatka.
Młodzieniec uśmiechnął się.
- Cieszę się, że mogłem pomóc - powiedział.
- Gdyby nie ty wąchałbym teraz kwiatki od spodu... Jakby nie patrzeć, pomogłeś... Marysia, a kiedy przyniesiesz mi z domu mój telefon? Zanudzić tu się można na śmierć...
- No, jakby co to powiedzieć? - westchnęła dziewczyna. - Taka przykra sprawa, że w momencie wypadku, twój telefon pękł - wyznała.
- Jak pękł? - spytał Antek.
- Szybka się rozwaliła... Nie da się go naprawić... Pytałam w punkcie serwisowym.
- Marysia, weź mnie nie załamuj... Zostawisz mi swój telefon?
- No, chyba żartujesz - odparła. - Dobrze wiesz, że potrzebuję telefon...
- Ja też potrzebuję...
- Widzę, że lepiej się już czujesz. Przyniosę ci jutro książki i będziesz się uczył. Weźmiesz się za naukę to ci czas szybciej minie.
- Nie denerwuj mnie...
Marysia uśmiechnęła się. Spojrzała na Nikodema.
- To jest właśnie mój brat. Na każdy temat z nim pogadasz, ale jak wspomnisz o książkach i szkole, usłyszysz tylko "nie denerwuj mnie".
Nikodem popatrzył na Antka z namysłem. Postanowił dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Do której szkoły chodzisz? - spytał.
- Na Armii Krajowej - odparł chłopiec bez entuzjazmu.
- I jak ci idzie?
- Opornie - odezwała się Marysia. - Nie lubi się uczyć. Zwłaszcza z matematyki...
- Nie lubisz matmy? - zdziwił się Nikodem.
- Mam głupią facetkę. Mówią na nią Kozica, bo ma głos jak koza...
- Antek! Nie mów tak - odezwała się Marysia.
- No dobra, jak baran - poprawił się chłopiec.
- Masz już jakieś oceny z matmy? - zainteresował się Nikodem.
- Ma, dwie dwóje - odparła błękitnooka blondynka.
- Marysia, Nikodem mnie się pyta a nie ciebie! Mam same piątki i szóstki - odparł nastolatek.
- Tak! - zawołała Marysia. - Nie słuchaj go... Nie uczy się... Dwóje ma...
Nikodem zamyślił się przez chwilę.
- To ja mogę cię pouczyć matematyki... - zaproponował.
- Nie, dzięki. Matma nie jest mi potrzebna do szczęścia.
- W której jesteś klasie? W ósmej, prawda? Będziesz miał w tym roku egzamin, od którego będzie zależało do jakiej szkoły zostaniesz przyjęty.
- Jakoś się napisze...
- Pewnie, że tak. Ja tam, Antek do niczego nie będę cię zmuszał... Ale gdybyś chciał nadrobić trochę zaległości to jestem do twojej dyspozycji.
- Okej. Dzięki.
Marysia popatrzyła na Nikodema oczyma przepełnionymi wdzięcznością. Im więcej czasu z nim spędzała, tym silniejsze stawało się uczucie, które jakiś czas temu pojawiło się w jej sercu. Ów młodzieniec wydawał jej się istnym ideałem. Był szczery i to od samego początku ich znajomości, szarmancki a jednocześnie zabawny i dowcipny. Nie przechwalał się, w serdeczny sposób wypowiadał się o swoich bliskich, co również w oczach Marysi było wyjątkowe i ujmujące.
Dziewczyna była zachwycona nowopoznanym młodzieńcem. Jego sposób bycia, wypowiadania się - wszystko to sprawiało, że Marysia pragnęła spędzać czas w jego towarzystwie.
- Skoczę po kawę z automatu. Marysia, co ci przynieść? - rzekł Nikodem wyrywając Marysię z zadumania.
- Nie... Nic - odpowiedziała.
- Na pewno? Jak coś to przyniosę...
- Nie, serio.
Nikodem uśmiechnął się. Puścił oko do Antka.
- To ja za minutę jestem z powrotem - rzekł.
- Okej - szepnęła Marysia pochylając nisko głowę.
Gdy Nikodem wyszedł z sali, Antek przyjrzał się siostrze z uwagą. Dobrze wiedział, że Nikodem wpadł jej w oko.
- Chodźcie ze sobą? - spytał bezpośrednio.
- Nie... Mówiłam ci przecież, że nie...
- Czemu? Przecież widzę, że lecisz na niego... Zresztą, ty jemu też się podobasz - rzekł.
Marysia uśmiechnęła się szeroko.
- Serio tak myślisz? - spytała rozpromieniona.
- No... Patrzy na ciebie tak... Po prostu za każdym razem jak na ciebie patrzy to się uśmiecha...
- Myślisz?
- Nie myślę, tylko widzę...
Marysia przeciągnęła się.
- To by było zbyt piękne - szepnęła rozmarzonym głosem.
Wtem do sali wszedł Nikodem. Młodzieniec niósł dwa plastikowe kubki.
- Jednak kupiłem ci kawę... - rzekł. - Trzymaj...
Marysia zarumieniła się. Nie lubiła kawy, ale od Nikodema wypiła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro