Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Karabin wyborowy

Zbliżała się godzina dwudziesta. Na dworze było już całkiem ciemno. Marcel siedział w Toyocie Yaris na przednim fotelu pasażera. Trzymał w ręku teczkę ze swoimi wynikami badań. Głowę miał zwróconą w stronę bocznej szyby.
Szymon jechał ostrożnie. Co jakiś czas spoglądał na syna.
- Jak się czujesz? - spytał po około dziesięciu minutach jazdy autem.
- Ujdzie - rzekł Marcel. - Tata, ja wiem, że Oliwer jest ode mnie silniejszy. Chodzi na siłownię, łyka jakieś odżywki i w ogóle. Ale co miałem zrobić? Miałem tak po prostu patrzeć, jak Oli szarpie Melkę za włosy? Musiałem coś zrobić...
- No i zrobiłeś - odparł Szymon.
- No, zrobiłem - pezuznak. - Nic mi nie pękło, więc nie jest źle - rzekł spoglądając na białą teczkę. - A choćby nawet mnie czub połamał, nie żałowałbym tego... Melka to fajna dziewczyna i nikt nie będzie jej szarpał za włosy, a już na pewno nie głupi Oliwer.
- Marcel, z jednej strony cię rozumiem. Serio. Stanąłeś w obronie dziewczyny. To się chwali. Ale pomyślałeś sobie, co by było, gdyby Melka w twojej obronie rzuciła się na Oliwera? On mógłby ją odepchnąć albo uderzyć... Chyba lepiej stracić garść włosów niż rząd zębów...
- Nie wierzę, że tak mówisz, tata... - szepnął Marcel marszcząc brwi. - To powiedz mi, co ty zrobiłbyś na moim miejscu... Nie wierzę, że nie dałbyś Oliwerowi w szczękę? - dodał wpatrując się w skupioną na prowadzeniu auta twarz ojca.
- Marcel, nie wiem... Może wystarczyło powiedzieć Oliwerowi dość stanowczo, żeby przestał ją za te włosy ciągnąć...
- No, na pewno! - zadrwił. - Oli, weź nie szarp Melkę za włosy, bo ona płacze... Mega słabe, tato!
Szymon zamyślił się. Skupił się na przejeździe przez kolejne skrzyżowanie. Marcel zajrzał do samochodowego schowka. Wyciągnął stamtąd opakowanie gum do żucia.
- Zawsze trzymałeś tu drobne - rzekł.
- Potrzebujesz na coś kasę?
- No... Na karabin wyborowy - zaśmiał się. - Przeczytać ci definicję z neta?
Szymon kiwnął głową. Marcel uśmiechnął się. Wziął w rękę swój iPhone.
- No to słuchaj... Karabin wyborowy... Karabin przeznaczony dla strzelca wyborowego w celu prowadzenia ognia pojedynczego na dużą odległość, z dużą precyzją, używany do likwidowania pojedynczych, istotnych dla przeciwnika celów, w odległości do kilkuset metrów... Dobre, nie? Wziąłbym Oliwera na odstrzał! Pich pach! - zaśmiał się.
- Faktycznie, śmieszne - odparł Szymon spoglądając przez ułamek sekundy na roześmianą twarz syna.
- No wiem... Odstrzeliłbym typa celem w dupę.
- Marcel!
- No co? Ten czub z nerwami wziął Melkę i rzucał jej głową na lewo i prawo... Nie wiesz, bo nie widziałeś. Jak sobie to przypominam, to znowu bym mu przylutował, ale inaczej. Ulepszyłbym swoje uderzenie. Zrobiłbym tak... Mocno  zacisnąłbym pięść i walnąłbym Oliwera w mordę nie jeden raz, tylko trzy... Raz w szczękę i dwa razy w nos... A potem niech się dzieje, co chce!
Szymon zamyślił się. Miał w głowie mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiał Marcela i podziwiał jego odwagę. Był pod wrażeniem odwagi i męstwa syna. Jednak z drugiej strony zwyczajnie się o niego bał. Chociaż Marcel miał już te swoje osiemnaście lat, nie wyglądał jak silny, rosły mężczyzna. Nie miał niewiadomo jakich mięśni czy postury. Był przeciętnym młodzieniaszkiem, a w porównaniu z Oliwerem - chucherkiem.
- Tata, czaisz, jakbym zaczął się uczyć karate? Oliwer, by podskoczył do Melki, a ja mu przed nosem rękoma... Ija, ija, ija! Zeszczałby się ze strachu, co?
- No, z pewnością - rzekł Szymon uśmiechając się.
- Wiem właśnie... Już widzę, jak leje w gacie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro