Gnój
Przez całe przedpołudnie Nikodem nie wychodził ze swojego pokoju. Lusia biła się z myślami. Chciała wesprzeć załamanego syna, ale nie miała pomysłu, co mogłaby mu powiedzieć. Mimo obaw około godziny jedenastej wspólnie z Agatą zapukały do pokoju Nikodema.
Młodzieniec niechętnie zwlókł się z łóżka. Otworzył drzwi.
- Nikuś! Narysowałyśmy z mamą ogródek dla ciebie! - zawołała pięcioletnia dziewczynka. - Pokazać?
Nastolatek westchnął głęboko. Uśmiechnął się do ukochanej siostrzyczki.
- No, pokaż - rzekł biorąc do ręki rysunek Agatki. - Wow! Ale ładny ogródek - udał zachwyconego. - Co to? Kucyk?
- No! - zawołała z promiennym uśmiechem. - Ten kucyk ma na imię Nikuś - oświadczyła.
- Nikodem, zejdź na dół na śniadanie. Nie siedź tak sam - odezwała się Daniela.
- Mamuś, nie jestem głodny - westchnął. - A co zrobiłaś?
Lusia uśmiechnęła się.
- Kanapki ze smaluszkiem... Chodź do nas...
Nikodem podrapał się z tyłu głowy. Od dzieciaka uwielbiał chleb ze smalcem.
- No dobra - rzekł biorąc Agatę na ręce. - A chłopaki gdzie? - spytał niosąc siostrzyczkę do salonu.
- No, na dole właśnie - odparła. Bawią się w wojnę, jak to oni...
Jasio i Franek rzucali w siebie klockami. Czopek siedział za kierownicą wozu wozy strażackiego. Miał za zadanie gasić płomienie powstałe w wyniku bombardowania.
- Jasiu, podejdź no do mnie na moment - powiedziała Daniela biorąc do ręki zielony koszyczek z lekami. - Dostaniesz syropek.
Chłopiec prędko podbiegł do mamy. W biegu wypił łyżeczkę miętowego syropu na kaszel.
- Franek! - zawołała po chwili.
- Potem! - odparł malec.
Daniela podeszła do synka. Podała mu do buzi dawkę syropu.
Nikodem wziął w rękę skibkę chleba ze smalcem.
- Do kiedy przedszkole ma zwolnienie lekarskie? - odezwał się do Danieli.
- Do piątku - odpowiedziała.
- Nie widać po nich choroby... Po Jasiu jedynie... ADHD - rzekł z uśmiechem na twarzy.
Lusia nalała Nikodemowi soku do szklanki. Nim młodzieniec zdążył się napić, do stołu podbiegła Agatka. Dziewczynka chwyciła napój brata. Skosztowała, po czym wytarła swoje usta rękawem od bluzki.
- Gacia... Nie robi się tak - odezwała się Daniela. - Bluzka do prania... Chodź, mama przebierze.
- Nie! - zawołała dziewczynka wchodząc pod stół.
Daniela wzruszyła ramionami, po czym podeszła do kuchennej szafki. Wyciągnęła z niej wysoką szklankę. Napełniła sokiem.
- Trzymaj - szepnęła podając napój Nikodemowi.
- Wypiłbym po Agacie przecież - odparł nastolatek.
- Trafiony! - zawołał leżący na podłodze Franciszek unosząc obydwie ręce w górę. - Trafiony!
Jasiu zamknął oczy, po czym rzucił się na kanapę niczym kłoda. Udawał nieżywego.
- Teraz dopiero cię zbombarduję! - rzekł Franciszek składając z klocków pistolet maszynowy. - Giń gnoju!
- Franek! - krzyknęła Daniela. - Franek, podjedź do mnie w tej chwili!
Franciszek podniósł się z podłogi. Podbiegł do mamy.
- Co chciałaś? - zapytał spokojnie.
- Jak ty się odzywasz do Jasia? - spytała podenerwowana.
- Mama, bawimy się w wojnę... - wytłumaczył się.
- Franek, nie szkodzi. Nie chcę słyszeć takich brzydkich wyrazów. Zgoda?
- Zgoda - odparł malec kiwając głową.
Podbiegł do leżącego na kanapie brata. Szarpnął go za rękę.
- Jasiu, idziesz do pokoju się bawić? - spytał.
Siedmiolatek otworzył zamknięte powieki.
- A czemu nie tu?
- Bo mama nas podsłuchuje - szepnął Franek.
Lusia podniosła się z krzesła. Podeszła do synka. Usiadłszy na kanapie, posadziła Franka u siebie na kolanach.
- Chłopcy, bardzo brzydko jest mówić niektóre wyrazy - powiedziała. - Ani ja ani tata nie używamy brzydkich słów, zgadza się?
- No - przyznał Franek. - Ale "gnoju" to nie jest brzydko. Brzydko to by było "chuju" - dodał.
- Franek! Masz tak nie mówić! Skąd znasz takie słowa, co?! - spytała zdenerwowana.
- Ja chyba wiem skąd - odezwał się Nikodem.
Lusia skierowała wzrok na osiemnastolatka. Młodzieniec uśmiechnął się.
- Młody wciąż siedzi u Marcela i bombie w gry na kompie. Słuchawki ma na uszach i słucha, jak inni gracze komentują swoje rozgrywki. Zgadza się? - rzekł spoglądając na Franciszka.
- To od dzisiaj nie będzie grania na komputerze - powiedziała Daniela.
Franek naburmuszył się.
- Właśnie, że będzie! - rzekł przekornie.
- Nie będzie! A spróbuj mi jeszcze raz zaklnąć to o wszystkim powiem ojcu!
Franek przewrócił oczami. Zsunął się z kolan mamy, po czym chwycił Jasia za rękę.
- Idziesz? - zapytał.
- No!
Daniela skrzyżowała ręce.
- O, nie, moi panowie! Proszę się tutaj bawić... I wyjmij tego chomika z auta, bo za moment się udusi i znowu będzie ryk!
Franciszek prędko wziął w rękę wóz strażacki. Wyciągnął z niego Czopka. Przyłożył go do swego ucha.
- Nic mu się nie dzieje... Nawet normalnie oddycha - rzekł poirytowany słowami mamy.
- To dobrze - odparła spoglądając w stronę stołu. Chciała odezwać się do Nikodema, ale ani jego ani Agatki nie było już w salonie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro