Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gacie

Kwadrans po tym, jak Jasiu zamknął się w łazience Marcel zdecydował zorganizować dla brata odsiecz.
- Franek, idź do mamy. Powiedz jej, że Jasiu zlał się w gacie i, że siedzi w kiblu...
Franciszek popatrzył na brata. Nic nie odpowiedział. Był skupiony na komputerowej grze.
- Frani, mówię coś do ciebie...
- Nie mów nic teraz, bo gram...
Osiemnastolatek podniósł się z łóżka. Przeciągnął się.
- Dobra, ja pójdę po mamę - rzekł.
- Bo litujesz się... Jakoś Jasiu się nie litował, jak dmuchał żaby...
- Hej, nie lituję się, okej? Chce mi się siku, a ta mała menda blokuje kibel...
Franek kiwnął głową. Marcel poprawił koc leżący na łóżku, po czym wyszedł ze swojego pokoju.
Lusia i Agatka siedziały przy kuchennym stole. Dziewczynka pomagała mamie robić obiad. Łamała rączkami listki sałaty lodowej.
- Mama, bo Jasiu zamknął się w kiblu i siedzi tam już piętnaście minut - odezwał się Marcel.
- Na górze? - spytała Daniela.
- No, przecież nie na dole...
Daniela wytarła dłonie w ręcznik. Wrzuciła nóż do zlewu. Ruszyła w stronę schodów.
- Co ja mam z tym dzieciakiem? - westchnęła. - To Agata i Franek razem wzięci nie są tacy nicpoci jak on sam...
- W sumie to to, że tam siedzi to trochę moja zasługa - rzekł Marcel uśmiechając się do mamy.
- Jak twoja? Co mu zrobiłeś?
- Nic! Słowo, że nic! Porozciągałem go tylko trochę... No co? Sport to zdrowie...
- Nie potrafisz znaleźć równego sobie przeciwnika? Albo startujesz do Oliwera, który jest dwa razy taki w barkach jak ty, albo zaczepiasz się w siedmioletnie dziecko! Brawo Marcel!
- Bez przesady... - rzekł uśmiechając się.
Lusia i Marcel podeszli pod drzwi od łazienki. Daniela zapukała, po czym nacisnęła ręką na klamkę.
- Faktycznie zamknięte. Jasiu, synku, otwórz drzwi... - odezwała się.
Chłopiec milczał. Był roztrzęsiony.
- Dobra mama... To ja idę do siebie... A, jakby co, to uszykuj Jasiowi jakieś spodnie... Menda zlała się w gacie - zaśmiał się.
- Zejdź mi z oczu, Marcel! - odparła. - Synuś, mamusia ci uszykuje gatki i spodnie... Nie denerwuj się tam...
Po kilku minutach Lusia ponownie podeszła do drzwi od łazienki. Zapukała.
- Synuś, mam ubrania dla ciebie... Nie ma tu Marcela... Otwórz drzwi, skarbie... No już, mamy żabko...
Łagodny ton Lusi sprawił, że Jasio podniósł się z sedesu i otworzył drzwi. Daniela pomogła chłopcu się ubrać, po czym czule go do siebie przytuliła. Widok łez na policzkach Jasia głęboko ją poruszył. W tej jednej chwili wybaczyła mu wszystkie złośliwości i psikusy.
- Już dobrze... Mama jest przy tobie... Nie płacz... Chodź na dół. Zrobimy frytki na obiad... Gacia robi surówkę, a my zrobimy frytki i usmażymy sobie po kotlecie, tak?
Jasiu pokiwał głową. Daniela chwyciła go za rękę. Sprowadziła na dół.
Wtem nieoczekiwanie ktoś zadzwonił do drzwi. Lusia nie spodziewała się gości. Pośpieszyła w stronę frontowych drzwi. Otworzyła je.
W przybudówce stał komisarz Dobrzyński. Mężczyzna miał na sobie roboczy mundur, czapkę. Przy jego pasku wisiała czarna, policyjna pałka oraz pistolet.
- Dzień dobry! Komisarz Zbigniew Dobrzyński. Czy w tym domu mieszka Jan Jasiński? - odezwał się.
Daniela wzięła głęboki oddech.
- To nie najlepszy moment - szepnęła.
Nie bacząc na słowa kobiety, policjant wszedł do mieszkania Jasińskich. Na widok stojącego przy kuchennym stole zmarszczył brwi.
- Czy to ty jesteś Jan Jasiński? - spytał patrząc w przestraszone oczy chłopca.
- Jasiu - szepnął siedmiolatek.
- Zaczekaj... Zaraz sprawdzę w papierach... - rzekł policjant biorąc do ręki mały notes służący do wypisywania mandatów. - Jasiu Jasiński. Wszystko się zgadza. Ja nazywam się Zbigniew Dobrzyński. Jestem policjantem. Wiesz, dlaczego tu przyszedłem?
Chłopiec pokiwał przecząco głową, po czym przyczepił się do pasa mamy.
Policjant przykucnął przy nim.
- No, zastanów się... Po co tu przyszedłem?
- Aresztować mnie, bo strzeliłem w Marcela pistoletem na kulki? - spytał chłopiec.
- Nie... Otwórz miejskie kamery zaobserwowały ciebie, młody człowieku, jak zbierasz żaby... Przyjechałem cię przesłuchać... Chciałbym ci zadać kilka pytań... Oto pierwsze z nich... W jakim celu zbierałeś te żaby?
- Panie Zbyszku, synek jest przestraszony... - szepnęła Daniela.
- Spokojnie... Odpowiedz na moje pytanie...
Jasiu zacisnął powieki.
- Żeby je dmuchać. To było złe - rzekł.
- Jasiu, nie wolno dmuchać żab. To przestępstwo. Za coś takiego możesz trafić do poprawczaka... Wiesz, co to jest poprawczak?
Jasiu pokiwał przecząco głową.
- Nie wiem - szepnął.
- To takie więzienie dla niegrzecznych dzieci. Trafiają tam dzieciaki, które nie słuchają mamy i taty oraz dmuchają żaby.
- Mama, ja nie chcę iść do więzienia... - szepnął chłopiec, a w jego oczach pojawiły się mały łezki.
- Nie płacz, skarbie... Nie pójdziesz do więzienia... Mama cię nie odda...
- Póki co, daję ci upomnienie i mandat w wysokości pięciu złotych...
- Ale to są wszystkie moje pieniążki...
Daniela zacisnęła powieki. Była zła na męża o to, że przysłał do domu owego policjanta.
- Trudno... Mandat to mandat - szepnęła. - Leć do pokoju po skarbonkę...
Chłopiec otarł ręką łzy, po czym pobiegł na górę. Po chwili wrócił ze skarbonką samochodzikiem w ręku.
- Trzeba będzie stłuc - szepnął.
Lusi serce pękało z rozpaczy. Mimo to zdecydowała, że będzie nieugięta. Wręczyła Jasiowi do ręki tłuczek służący do ubijania kotletów. Chłopiec rozbił skarbonkę. Wziął do ręki pięciozłotową monetę.
- Oto twój mandat i pouczenie... - rzekł policjant podając chłopcu wypisany dokument. - Opraw sobie to w ramkę i powieś na ścianie, żebyś zawsze pamiętał, że za dmuchanie żab możesz trafić na kilka lat do więzienia...
Chłopiec pokiwał głową, po czym podał policjantowi pięć złotych.
- Dziękuję - rzekł Dobrzyński. - To wszystko z mojej strony. Kłaniam się.
- Do widzenia - powiedziała Daniela odprowadzając komisarza do drzwi.
Gdy wróciła do salonu, Jasiu zbierał z podłogi porcelanowe odłamki swojej ukochanej skarbonki.
- Mama, a masz klej? - zapytał ocierając z policzka łzę.
- Skarbie, nie płacz, bo mamusi serduszko pęknie - szepnęła biorąc chłopca na ręce. - Mamusia kupi ci nową skarbonkę, tak?
Jasio pokiwał głową. Mocno przytulił się do Lusi.
- Już dobrze, skarbie... Już dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro