Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fenomen

Jasiu i Franciszek skończyli lekcje o godzinie trzynastej z minutami. Zaraz po tym, jak dzieci wyszły z klasy, przed ich wychowawczynią stawił się Szymon. Mężczyzna przywitał się przez skinięcie głową, po czym podszedł do nauczycielki.
- Tak, panie dyrektorze? - odezwała się lekko zaniepokojona obecnością przełożonego.
- Pani Kasiu, chciałem spytać o moich chłopaków...
- Nie mam do nich zastrzeżeń - odpowiedziała natychmiast sięgając po dziennik. - Są grzeczni. Franek lepiej sobie radzi, jest bardziej staranny niż Jasio. Ale Jasio też się stara. To są ich oceny. Nie mają ich dużo, bo sporo zajęć opuścili, ale o... Jasiu, czwórka za literowe dyktando. Pomylił tylko dwie litery... Inne dzieci... Nieważne... Skupmy się na pańskich dzieciach... Franek z tego samego dyktanda dostał piątkę...
- Oo... To ślicznie.
- Wykonał całe dyktando bezbłędnie. Pisze starannie. Jasiu z kolei stawia prawdziwe hieroglify. Co rusz przekłada ołówek z ręki do ręki i trudno jemu się skupić.
- No tak... Cały Jasiu...
- Ale za to, cóż... Jasiu bardzo pozytywnie mnie dzisiaj zaskoczył.
Szymon uniósł w górę brwi. Uśmiechnął się.
- Kiedy spytałam dzieci o to, do ilu umieją liczyć, Jasiu szepnął pod nosem, że umie liczyć do stu. Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. Poprosiłam go, żeby wstał i policzył na głos do stu i on to uczynił. Ani razu się nie zająknął. To naprawdę fenomenalne u tak małego dziecka.
Szymon podrapał się z tyłu po głowie. Nie przypuszczał, że Jasio ma smykałkę do matematyki. Postanowił sprawdzić w domu, czy to co powiedziała pani Kasia jest prawdą czy też mija się z rzeczywistością.
- Z angielskiego obaj mają już po jednej ocenie. Franek ma piątkę, a Jasiu... Oo, a co to? - zdziwiła się. - Jasiu ma jedynkę...
- Jedynkę? - szepnął Szymon spoglądając w dziennik. - Za co?
- Porozmawiam z panią Lewicką. Na pewno Jasiu będzie mógł tą jedynkę poprawić...
- Kiedy ją dostał?
- W poniedziałek... To też trochę nierozsądne ze strony pani Ani, że wpisała jemu jedynkę w pierwszy dzień po powrocie do szkoły po chorobie.
- Ja to załatwię. Pani Kasiu, jeszcze jedna rzecz... Dowiedziałem się od Franka, że Jasiowi zdarza się w szkole używać niecenzuralnych słów.
- To był jednorazowy incydent. Jasiu obiecał, że nie będzie więcej razy tak mówił - powiedziała lekko zatrwożona.
- Proszę informować mnie o takich rzeczach na bieżąco, dobrze?
- Oczywiście, panie dyrektorze.
Szymon przyjrzał się nauczycielce z uwagą. Miał wrażenie, że młoda kobieta jest spięta i denerwuje się rozmową z nim. Postanowił nieco rozluźnić sztywną atmosferę. W tym celu życzliwie uśmiechnął się do kobiety.
- Pani Kasiu, chcę, żeby pani wiedziała, że bardzo sobie cenię pani zaangażowanie w życie szkoły. Pomimo krótkiego stażu pracy, doskonale wywiązuje się pani ze swoich obowiązków. Tak trzymać.
- Dziękuję panie dyrektorze - odpowiedziała nauczycielka.
Szymon jeszcze raz uśmiechnął się, po czym skinąwszy nisko głową wyszedł z klasy. Po chwili był już na świetlicy, gdzie czekali na niego jego dwaj synowie.
- Chłopaki, tornistry weźcie. Jedziemy do domu - rzekł. - A z tobą maluchu mam do pogadania. Dlaczego nic nie wiem o jedynce z angielskiego? - dodał wkładając tornister na plecy Jasia.
- Bo ci nie powiedziałem - odparł siedmiolatek.
Szymon pogłaskał go po głowie, po czym wyciągnął rękę w kierunku Franciszka. Poszedł z chłopcami do szatni. Ubrał ich.
- Czekacie tu na mnie. Zaraz tu po was przyjdę - rzekł otwierając drzwi od sekretariatu.
Jasiu i Franek zostali sami w korytarzu. Usiedli na schodach.
- Schowamy się tacie? - odezwał się Janek.
- A gdzie?
- Może w sali gimnastycznej...
Franek uśmiechnął się. Pomysł brata przypadł mu do gustu. Wstał ze schodów.
- Ale plecaka nie chce mi się brać... - rzekł. - Zostawię tutaj najwyżej.
Jasiu przeciągnął się. Podskoczył z radości.
Chłopcy mieli już pójść w obranym przez siebie kierunku, gdy oto z sekretariatu wyłonił się ich ojciec.
- Jasiek, Franek - odezwał się. - Franek, plecak...
- No - westchnął młodszy chłopiec. - O, nie...
- Co znowu?
- Czopek został w klasie...
- Co proszę?
Z twarzy Szymona momentalnie zniknął uśmiech. Franek spuścił głowę na dół. Zacisnął zęby.
- Wziąłeś chomika do szkoły? Spójrz na mnie!
- Nie chciałem, żeby zostawał w domu sam...
Szymon chwycił obydwu chłopców za ręce. Wprowadził ich do znajdującej się nieopodal świetlicy.
- Pani Moniko, rzuci pani na nich okiem? - spytał.
- Oczywiście - odpowiedziała młoda praktykantka.
- A nie... Cicho... - szepnął Franek. - Tata, jest! - zawołał rozpromieniony. - Bo byliśmy z panią Kasią na spacerze i zapomniałem, że został w kurtce...
Mężczyzna wziął głęboki oddech. Ponownie chwycił synów za ręce, po czym wyprowadził ich ze świetlicy.
- Franek, ile razy cię prosiłem, żebyś nie nosił Czopka do szkoły? Nic do ciebie nie dociera? - rzekł prowadząc dzieci w stronę auta. - Mówię do ciebie!
- A ja cię nie słucham - odparł Franciszek.
- Aha, okej.
- Chodź Czopuś... Mój Czopuś kochany...
Szymon nic już nie odpowiedział. Wsiadł do auta. Poczekał z aż chłopcy zapną pasy. Wsunął kluczyk do stacyjki. Uruchomił auto. Wyjechał ze szkolnego parkingu.
Franek głaskał Czopka, przytulał go do swojego policzka. Jasiu spoglądał na niego z zazdrością. Zrobiłby wszystko, by też mieć zwierzątko, które mógłby nosić ze sobą do szkoły jak Franek.
- Tata, a mógłbym mieć w domu żabę, ale nie do dmuchania? - zapytał.
Szymon nic nie odpowiedział. Udał, że nie usłyszał pytania zadanego przez syna.
- Możesz - odezwał się Franciszek. - Jak nie będzie dmuchał to może, nie tata?
- Chłopaki, w domu pogadamy... Okej?
- Okej - odpowiedzieli obydwaj.
Dziesięć minut później byli już w Zajezierzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro