Drzwi
Jasio ukrył się za altanką. Sprawdził, czy na podwórku sąsiadów nikogo nie ma, po czym z wiaderkiem i pokrywką w ręku pobiegł do ziemianki.
W podziemiu było niezwykle ciemno i mokro. Jasiu odłożył wiadro. Rozejrzał się, a w jego oczach pojawił się błysk.
W ziemiance było mnóstwo żab. Niektóre z nich były małe, zielone. Inne duże, ropuchowate. Jasiowi zależało na tych drugich - grubych, olbrzymich ropuchach.
Chłopiec wyłapał pół wiaderka płazów. Udało mu się też upolować jedną jaszczurkę. Nie wrzucił jej do wiaderka z żabami. Trzymał ją w ręce.
- Będziesz ze mną mieszkać. Cieszysz się? - rzekł patrząc w maleńkie oczy przydługiego zwierzątka. - Nie bój się mnie. Nie zrobię ci przecież krzywdy - dodał, po czym wsunął jaszczurkę do kieszeni kurtki.
Na dworze robiło się ciemno. Jasio szedł w stronę domu. Nie bał się kołysanych wiatrem gałęzi drzew. Zebrał udany łup - to na tym się skupiał.
Po dwudziestominutowym spacerze chłopiec dotarł na miejsce. Wolnym krokiem podszedł w stronę furtki, po czym kopnął ją nogą.
Niemalże w tym samym momencie z domu wybiegła Daniela. Kobieta ruszyła w stronę uciekiniera. Chwyciła syna za rękę, po czym na siłę zaciągnęła go do domu.
- Kto ci pozwolił wyjść z domu?! - krzyknęła wyjmując wiaderko z ręki syna. Postawiła je w korytarzu, po czym zdjęła synowi buty i kurtkę. - Nie mam już na ciebie siły! - powiedziała. - Wychodzisz z domu, kiedy chcesz! Niewiadomo gdzie się podziewasz! Gdzie byłeś?
- Na dworzu - odpowiedział chłopiec.
- Tyle to wiem!
- To po co się pytasz? - szepnął.
Daniela nie zapanowała nad sobą. Wzięła w rękę drewnianą łyżkę do butów, ustawiła Jasia bokiem do siebie, po czym pięciokrotnie trzepnęła go ową łyżką w tyłek. Jasiowi oczy zaszły łzami. Wybuchnął płaczem. Gdy tylko Lusia puściła jego rękę, ten pobiegł do swojego pokoju. Z nerwami trzasnął drzwiami. Daniela pobiegła za nim.
- O nie! - krzyknęła. - Tak nie zamyka się w tym domu drzwi! - dodała wyprowadzając Jasia z jego pokoju. - Jeszcze raz! Proszę wejść do siebie do pokoju i zamknąć drzwi jak należy!
Jasiu zacisnął zęby, chwycił ręką za klamkę. Otworzył drzwi. Powoli wszedł do swojego pokoju, po czym z całej siły trzasnął drzwiami tuż przed nosem Danieli.
Matce chłopca łzy stanęły w oczach. Opadły jej ręce. Rozbita zeszła na dół po schodach. Usiadła na kanapie. Spuściła głowę na dół. Wybuchnęła płaczem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro