Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drugi Marcel

Po czterdziestoośmiogodzinnym pobycie w areszcie Wiktoria Szymańska została zwolniona. Dwie doby spędzone w odosobnieniu dały jej dużo do myślenia. Dotarło do niej, że postąpiła źle uciekając z miejsca wypadku. Chciała jak najszybciej spotkać się z Nikodemem i szczerze z nim na ten temat porozmawiać. Wierzyła, że kto jak kto, ale Nikodem na pewno nie odsunie się od niej w tym ciężkim dla niej okresie.
Było piątkowe przedpołudnie. Na dworze świeciło słońce toteż Jasio i Franek bawili na dworze. Gdy zobaczyli zatrzymującą się pod bramą taksówkę, obaj pobiegli do domu po mamę.
Lusia narzuciła na siebie ciepły, luźny polar po czym wyszła na taras. Wiktoria szła chodnikiem w jej stronę. Była podenerwowana.
- Dzień dobry - przywitała się. - Ja do Nikodema.
Daniela zmierzyła dziewczynę wzrokiem. Nie podobał jej się ani wyzywający ubiór osiemnastolatki ani jej nieskromny makijaż. W zasadzie Wiktoria miała w sobie coś, co sprawiało, że Daniela nie mogła patrzeć na tę dziewczynę. Czuła względem niej olbrzymią niechęć.
- Nikodema nie ma w domu. Nie życzę sobie, żebyś tu przychodziła - powiedziała stanowczo.
- Proszę go zawołać. Nie odbiera ode mnie telefonu a muszę z nim pogadać.
Lusia pochyliła nisko głowę, po czym skierowała prawą rękę w kierunku furtki.
- Wyjdź stąd, dziewczyno - odezwała się.
Wiktoria nie zamierzała dać się tak łatwo spławić. Nie zwracając uwagi na Lusię, pobiegła w kierunku domu. Daniela ruszyła za nią, ale nie zdołała zdogonić młodej, wysportowanej dziewczyny.
- Niko! - krzyknęła Wiktoria zatrzymując się na moment przed tarasem. - Niko!
Osiemnastolatka chciała wbiec do mieszkania. Była przekonana, że jej chłopak jest w środku.
Zdziwiła się, gdy po otwarciu drzwi ujrzała przed sobą Marcela. Młodzieniec zamierzał powstrzymać Wiktorię przed wtargnięciem do jego domu.
- Weź się przesuń! - usłyszał z ust szatynki.
- Weź spadaj! - odparł. Widząc, że dziewczyna jest zdeterminowana i nie zamierza odpuścić, chwycił ją za przedramię, "pomógł" jej zejść z tarasu.
- Marcel, puść mnie. Co za porąbana rodzinka! Daj mi pogadać z Nikodemem!
- Nikodem! - zawołał Marcel spoglądając na moment w stronę domu. - Patrz! Nie wyszedł. Czyli co? Nie ma go! Prosty wniosek! Wiktoria, weź już spadaj... Tu są małe dzieci, a ty jesteś niebezpieczną dilerką. Niewiadomo, co ci strzeli do tej naćpanej, pustej głowy!
- Sam jesteś ćpunem! - odgryzła się.
- Tak! I nożownikiem, więc radzę ci stąd wiać zanim cię zaszlachtuję! - warknął zatrzaskując furtkę przed nosem dziewczyny.
- Co za debil! - warknęła przez zaciśnięte zęby. Wściekła weszła z powrotem do czekającej na nią taksówki.
Gdy tylko samochód odjechał spod bramy Jasiu i Franek, którzy obserwowali przez okno całe zajście, wybiegli z domu.
Lusia, która czuła, że serce za moment wyskoczy jej z klatki piersiowej, wyszła Marcelowi naprzeciw. Położyła mu rękę na ramieniu.
- Dziękuję ci - powiedziała, a głos jej drżał z podenerwowania. - Sama nie poradziłabym sobie z nią...
- Niko to zawsze musi wdepnać w gówno... Tyle fajnych dziewczyn jest w szkole, a on musiał zadać się  z recydywistką... Masakra jakaś...
- A co to rezydysta? - odezwał się stojący za plecami Marcela Jasiu. Nastolatek odwrócił się. Położył swoją rękę na głowie brata.
- Gdzie masz czapkę? - spytał czochrając jego ciemne włosy. - Co? Pompowałeś dzisiaj żaby?
Jasiu zawstydził się. Mimo to objął brata w pasie.
- Co się nie odzywasz? Pompowałeś żaby czy nie?
- Nie - szepnął siedmiolatek rumieniąc się na obydwu policzkach.
- Jak nie? Przecież nie tak dawno mówiłeś, że pompowanie żab to twój zawód...
- Marcel, nie dokuczaj bratu - odezwała się Daniela. - Bądź mądrzejszy... Chodź Jasiu. Mama usmaży wam frytki.
- Frytki? - szepnął siedmiolatek uśmiechając się szeroko. - Franek! Frytki! - zawołał do bawiącego się z psami brata.
Franciszek zdjął czapkę z głowy. Podrzucił ją w górę. Zrobił w powietrzu niezgrabną gwiazdę.
- Co za czubek - zaśmiał się Marcel. - Wika wykrzyczała, że nasza rodzina jest porąbana... Mama, ona ma rację... Jeden z moich braci chce być kosmitą, drugi ma zadatki na cyrkowca... Trzeci to urodzony dmuchacz żab... Masakra jakaś...
- A ty? - szepnęła Lusia uśmiechając się do Marcela. - Nic tylko bawiłeś się w tortury jak byłeś mały...
Marcel speszył się lekko. W tej jednej, krótkiej chwili uświadomił sobie, jak wiele łączy go z Jasiem. Przypomniał sobie, jak wielką radość czuł, gdy jako dziecko bawił się w tortury... Uświadomił sobie, że podobną radość czuje Jasio podczas dmuchania żab...
To nowe odkrycie wywołało niezwykle zamieszanie w umyśle Marcela. Nagle Jasiu przestał być w jego oczach mendą, gówniarzem i małym gnojkiem. Stał się za to kimś w rodzaju jego następcy, drugim Marcelem, Marcelem dwa...
Zadumanie syna przerwała Daniela. Kobieta pstryknęła palcami tuż przed jego oczami.
- Hej, Marcel - odezwała się. - Tu Ziemia!
- Zamyśliłem się... - odparł mrugając oczami. - Idziemy na te frytki?
- Idziemy. Chłopaki! - zawołała.
Jasio i Franek spojrzeli na mamę, po czym obaj na wyścigi pobiegli w stronę domu. Jako pierwszy na taras wskoczył Jasio. Malec zaczął podskakiwać z radości. Zrobił też kilka głupich min, między innymi zeza.
Marcel uśmiechnął się.
- Szok normalnie - odezwał się do Lusi. - Niko nauczył Jasia robić perfekcyjnego spinola... Fajnie nie?
- No, super - odpowiedziała. - Do tego to Jasiu jest pierwszy...
- I Nikodem też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro