Deska
Po obiedzie wziąłem chłopaków na dwór. Musiałem zabić deską tą dziurę w tarasie zanim któreś z moich dzieci wślizgnie się między belki i będę musiał rozbierać pół tarasu, żeby dzieciaka stamtąd wyciągnąć.
No, Jasiu przejął się tym, że to z jego winy mam do wykonania pracę naprawczą, toteż dobrowolnie towarzyszył mi przy robocie. W sumie przybicie deski nie trwało długo. Raptem kilka chwil. Dla pewności, że Jasiu już jej więcej razy nie odkręci, przywierciłem tę deskę czterema wkrętami.
Jasiu pomógł mi odnieść skrzynkę z narzędziami i stare zniszczone deski. Później chłopaki namówili mnie, żebym przeszedł się z nimi nad jezioro. Od razu wiedziałem, że będą chcieli przepłynąć się kajakiem, no więc zanim wyszedłem z nimi za ogrodzenie, zabrałem z domu klucz od kłódki łączącej żelazny łańcuch z kajakiem i koc. Był początek listopada, co dało się odczuć przez zimny wiatr i niską temperaturę.
Wypłynęliśmy na głębokie wody. Franek z podziwem patrzył na pływające po jeziorze dzikie kaczki. Jasiu mimo moich usilnych próśb, by tego nie robił, wsunął swoją dłoń do lodowatej wody. Za kim to takie niesłuchane?
Popłynęliśmy niemalże na drugą stronę jeziora i z powrotem. Krótki rejs bardzo się chłopcom spodobał. Kiedy nadszedł czas do wyjścia z kajaka, obaj mieli smutne minki. Uległbym, gdyby nie fakt, że policzki obydwuch były czerwone jak raki. Chłopcy byli już przemarznięci a poza tym nie mieli jeszcze zrobionych lekcji.
- Tata, a pani Kasia powiedziała, że jakby Jasiu był jej synem to by go nauczyła... - odezwał się do mnie Franek, kiedy siedzieliśmy przy kuchennym stole i wspólnie z Lusią pomagaliśmy chłopakom w lekcjach.
Wyznanie Franka szczerze mnie zaskoczyło. Jasiu, który siedział tuż obok mnie, przełknął głęboko ślinę. Domyśliłem się, że coś zmajstrował.
- Dlaczego pani Kasia tak powiedziała? - odezwałem się do Franka.
- Nie mów - rzekł Jasiu patrząc na brata z wyrzutem. - Franek, nie mów.
Nie chciałem, żeby Jasiu miał żal do brata o to, że ten na niego skarży, toteż postanowiłem, że zamiast słuchać wyjaśnień Franka, wezmę w obroty Jasia. Wziąłem go na kolana. Westchnął głęboko.
- Tata, bo ja lekcje robię - powiedział tak mocno doduszając kredkę do książki, że aż rysik się złamał.
- Jasiu, co zmalowałeś w szkole? - zapytałem go.
- Nic - odpowiedział biorąc do ręki temperówkę. - Nic a nic.
- Powiedział słowo na literę K - szepnął Franciszek. - Kur...
Lusia przyłożyła rękę do ust Franka. On starał się dokończyć wypowiadanie owego przekleństwa. Ale swoją uwagę skierowałem na Jasia.
To dziecko z każdym dniem zaskakuje mnie coraz bardziej. Kiedy we mnie gotowała się krew on pomału i co jest do niego niepodobne całkiem starannie kolorował kółka w książce. Ustawiłem to bokiem do siebie i trzepnąłem lekko w tyłek. Lusia skrzywiła się na ten widok. Jasiowi oczy zapełniły się łzami.
- To prawda co powiedział Franciszek? Powiedziałeś w szkole takie brzydkie słowo? - spytałem patrząc w jego smutne oczy. Spuścił tylko głowę.
- Bo pani kazała powiedzieć słowo na K i Jasiu powiedział kur...
- Franek, czy ja z tobą rozmawiam? Zajmij się lekcjami - powiedziałem dość stanowczo.
Odwróciłem Jasia przodem do siebie. Głowę miał pochyloną na dół.
- Dlaczego tak powiedziałeś? Czy ja albo mama używamy takich słów w domu? - odezwałem się do Jasia.
- Nie - odpowiedział.
- A od kogo słyszałeś takie coś?
Mój dzieciak wzruszył bezwiednie ramionami.
- Nie będę tak więcej razy mówił - rzekł podnosząc na mnie wzrok.
- Jak nie będziesz? Jasiu, będziesz. Przecież ty już kiedyś powiedziałeś do pani inne brzydkie słowa... - odezwał się Franek.
Lusia zdenerwowała się. O dziwo nie na Jasia, a właśnie na Franciszka.
- Taki jesteś mądry? Franek, nieładnie skarżyć na brata. Tak ci tylko powiem, że jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby Jasio używał wulgarnego słowa, za to z twoich ust takie słowa padły w tym domu niejednokrotnie!
No, jak to usłyszałem, to gestem ręki przywołałem do siebie Franciszka. Podszedł do mnie bez pośpiechu. Wymierzyłem mu klapsa w tyłek, porządniejszego niż Jasiowi. Zapiszczał.
- Na brata skarżysz a sam jesteś nie lepszy! - krzyknąłem na niego. - W tej chwili do lekcji!
Franek wrócił na miejsce ocierając po drodze łzy z policzków. Pochylił się nad książką.
Jutro po szkole pójdę do pani Kasi. Spytam ją o zachowanie moich chłopaków. A niech się Franek strzeże, jeśli usłyszę od niej, że i jemu zdarza się zaklnąć w szkole.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro