Budzik
O szóstej zadzwonił budzik. Lusia otworzyła oczy. Sięgnęła ręką w stronę męża.
- Skarbie, śpisz? - spytała.
Szymon siedział na łóżku z pochyloną nisko głową. Przeczesał ręką włosy, po czym ucałował dłoń żony.
- Nie śpię. Pół nocy nie spałem...
Lusia spojrzała na męża ze współczuciem. Pogłaskała go po włosach.
- Coś się stało? - spytała.
- Wczoraj wieczorem zajrzałem do chłopaków... Zgadnij, co robił Jasiu...
- Nie mam pojęcia - odparła.
- Dmuchał żaby słomką.
Daniela zatrwożyła się. Spojrzała na męża z niedowierzaniem.
- Ale jak? Gdzie? U siebie w pokoju?
- Tak. Przy biurku - rzekł. - Spuściłem mu lanie. Kazałem sprzątnąć te żaby, a on na to, żebym nie wtrącał się do jego żab... No, myślałem, że go tam rozniosę! Wziąłem na kolana i powiedziałem mu ostro, że nie będzie mną rządził.
- No i dobrze...
- Dobrze... Nie wiesz, co stało się dalej... Podszedł do biurka. Myślałem, że coś do niego dotarło i sprzątnie te żaby. A on wsunął sobie słomkę do buzi i dmuchnął... Lusia, to było ponad moje siły...
- Wlałeś mu paskiem? - spytała.
Szymon skinął głową.
- Tak - przyznał. - Żal mi go strasznie, ale co miałem zrobić? Patrzeć, jak dmucha żaby?
Lusia pochyliła nisko głowę.
- No nie... Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd... Może za mało z nim rozmawiamy...
- Też mi to przyszło do głowy... Pomyślałem też, że mógłbym zaprosić Zbyszka Dobrzyńskiego...
- Tego policjanta, który od czasu do czasu pojawia się w szkole? - spytała.
- Tak... Powiedziałbym mu, żeby nastraszył trochę naszego Jaśka...
- Sama nie wiem... Zrób, jak uważasz... Ja nie mam siły na to dziecko... Nie chciałam ci tego mówić, ale Jasiu wymknął mi się wczoraj z domu. Długo go szukałam. W końcu wrócił, od strony jeziora...
- Czyli jednak... Franek mówił, że u Janka jest pełno żab... To by się nawet trzymało kupy - rzekł z namysłem.
- Myślisz, że Jasiu był u Janka po żaby?
- No, tak właśnie myślę - przyznał kładąc się z powrotem do łóżka.
Lusia uśmiechnęła się. Pogładziła męża dłonią po policzku.
- Kładziesz się z powrotem spać? - spytała.
- O dwunastej muszę być w kuratorium... Nie ma potrzeby, żebym wcześniej jechał do szkoły - rzekł.
- O, to cudownie - szepnęła, po czym ucałowała męża w usta.
Po chwili do sypialni rodziców wszedł Franek. Chłopiec miał smutne oczy. Podszedł do mamy, po czym się do niej przytulił.
- Co się stało, kochanie? - spytała.
- Czopek... - szepnął chłopiec.
- Co Czopek?
- Spał ze mną i nigdzie go nie ma...
- A patrzyłeś w klatce? - odezwał się Szymon.
- Nie... Tata, on spał u mnie w skarpecie - rzekł niemalże wybuchając płaczem.
- Synuś, twój Czopek jest w klatce... Nie denerwuj się...
- Tata, nie ma...
Szymon wstał z łóżka. Wziął chłopca na ręce.
- Nie becz, żabo... - rzekł niosąc syna na górę po schodach.
Gdy wszedł do pokoju chłopców, Jasiu siedział na łóżku przytulony do poduszki. Był przygnębiony.
Franek zajrzał do klatki. Na jego załamanej twarzyczce nagle pojawił się szeroki uśmiech.
- Jest! - krzyknął otwierając klatkę. - Jest mój Czopuś! Skąd się tu wziąłeś?
Jasiu, który znał odpowiedź na to pytanie pochylił smutno głowę. Szymon przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy podejść do siedmiolatka. Zdobył się na odwagę.
Usiadłszy na łóżku Jasia, wyciągnął do niego ręce.
- Chodź do taty... Przytul się - rzekł czułym głosem.
Jasio czuł żal do Szymona o wczorajsze lanie. Wciąż czuł, jakby po tyłku przeleciało mu stado szczypawic.
- No, chodź... Już się na mnie nie gniewaj...
Chłopiec zacisnął powieki. Szymon wziął go na ręce, ucałował w czubek głowy. Jasiu bez słowa wtulił się w ramiona taty.
- Synuś, nie będziesz więcej dmuchał żab... Prawda? - odezwał się ojciec chłopca.
- Prawda - szepnął malec kiwając głową.
- Ani nie będziesz kroił żab... Zgadza się?
- No... Nie będę... - szepnął chłopczyk a po jego policzkach popłynęły łzy.
- Jasiu, pan Janek miał te żaby policzone... Nie wiem, co to będzie jak zobaczy w kamerze, że ty mu kilka zabrałeś...
Chłopiec zacisnął powieki.
- Tata, wymyślisz coś? - zapytał.
- No wymyślę... Ale od dzisiaj koniec z łapaniem żab...
- Koniec... - powtórzył chłopiec pociągając nosem.
- I będziesz ładnie słuchał mamy... Tak?
- Tak - szepnął. - Będę słuchał mamy...
- Oj, Jasiu...
Szymon jeszcze raz ucałował Jasia w czubek głowy. Chłopiec poczuł ulgę. Pojął, że ojciec nie jest już na niego zły. Zszedł z kolan taty, po czym podszedł do Frania. Pogłaskał jego Czopka, po czym ucałował go w mięciutkie futerko.
Wtem rozległ się pisk Agaty. Szymon zerwał się na równe nogi. Wbiegł do pokoju dziewczynki.
Agatka stała przy położonej na biurku drewnianej stajence. Na widok ojca przestała piszczeć.
- Tata! Zobacz! - zawołała podskakując z radości.
Szymon uśmiechnął się.
- Gacia, ja myślałem, że ktoś cię tu ze skóry odziera! - rzekł.
Agata chwyciła ojca za rękę. Zaciągnęła go w stronę stajni.
- Tylko zobacz! - krzyknęła przeszczęśliwa. - Tu się otwiera!
Po chwili do pokoju Agaty wparowała Daniela.
- Co się stało? Dlaczego Aga krzyczała?
- Bo to mała krzykaczka - odpowiedział Szymon.
- Mama! Mam stajenkę! Mam stajenkę! Jejeje!
- Wariatka mała... - szepnęła Daniela.
Szymon uśmiechnął się.
- Chodź na kawę - rzekł.
Lusia musnęła męża ustami w policzek, po czym chwyciła go za rękę. Oboje zeszli na dół, do kuchni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro