Biblioteka
Nikodem skończył lekcje o czternastej trzydzieści. Był zadowolony z tego dnia, gdyż udało mu się napisać dwa zaległe sprawdziany.
Przez ostatnie trzy tygodnie Nikodem ani razu nie odwiedził szkolnej biblioteki. Brakowało mu zapachu książek. Poza tym jego ostatnie przeżycia sprawiły, że czuł się rozbity i osamotniony. Potrzebował odskoczni - czegoś, co pozwoli mu pozbierać się po stracie Wiktorii.
W tym właśnie celu Nikodem sięgnął z półki kilka książek o tematyce astronomicznej.
Nastolatek wszedł do czytelni. Zdębiał na widok Marysi, siostry Antka. Zupełnie nie spodziewał się, że zobaczy ją w tym miejscu. Gdyby nie to, że Marysia życzliwie się do niego uśmiechnęła, nie podszedłby, by zagadać.
- Hej, chodzisz tu do szkoły? - odezwał się.
- Tak. A ty? - spytała.
- No, ja też... Nigdy cię tu nie widziałem...
- Ja ciebie też nie...
Oboje zamilkli. Ich spojrzenia się zeszły. Nikodem zarumienił się. Marysia spuściła nisko wzrok.
- A co u Antka? Jak on się czuje?
Dziewczyna uśmiechnęła się życzliwie. Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
- Jest już na normalnej sali - odpowiedziała. - Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną go odwiedzić...
- Serio? Mógłbym? - ucieszył się.
Marysia wstała z drewnianego krzesła. Oparła się rękoma o blat stolika. Spojrzała Nikodemowi w oczy.
- Źle się zachowałam - wyszeptała. - Byłeś dla mnie naprawę miły. Zaprosiłeś mnie na szarlotkę... Powiedziałeś szczerze, jak było z wypadkiem Antka... Nie powinnam była się unosić... Mama zawsze mówiła, że mam wybuchowy charakter...
Nikodem podrapał się po głowie. Nie wiedział, co powiedzieć. Nikt go niegdy za nic nie przepraszał. Na szczęście to Marysia przejęła inicjatywę.
- To co zgoda? - spytała kierując prawą rękę w stronę Nikodema.
- Zgoda - odpowiedział. - A skoro tak, to może dasz się namówić na szarlotkę... Niedaleko szkoły jest świetna kawiarnia...
Marysia uśmiechnęła się, po czym zaczęła pakować swoje rzeczy do plecaka.
- Okej. Obiecuję, że tym razem nie narobię ci wstydu i nie wybiegnę jak ostatnio... - powiedziała uśmiechnięta.
Nikodem z błyskiem w oczach patrzył, jak śliczna z wyglądu dziewczyna zapina swoją torbę.
- No, jestem gotowa - odezwała się.
- Ja też... Tylko książki odłożę na miejsce... - rzekł.
Marysia weszła z nim do biblioteki. Przejrzała kilka książek. Nikodem w tym czasie odłożył naukowe podręczniki. Zmierzając w stronę dziewczyny wsunął rękę do kieszeni jeansów. Wyciągnął z niej kilka drobnych monet. Przeliczył.
- Osiem złotych? Serio? - pomyślał załamany.
Włożył rękę do tylnej kieszeni spodni z nadzieją, że znajdzie tam kilka zaskórniaków. Kamień spadł mu z serca. W kieszeni znajdował się bowiem dwudziestozłotowy banknot.
Uratowany z opresji młodzieniec podszedł do Marysi. Otworzył przed nią drzwi jak przystało na dżentelmena. Oboje wyszli z biblioteki. Dziesięć minut później byli już w kawiarni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro