Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Pierwsza Kłótnia

Ostatnie promienie słońca, padały na twarz młodego czarodzieja. Ten dyszał, a pot lał się z niego strumieniami. Zapach ognia i lasu unosił się wokół niego, będąc śladem jego magii.

W pomieszczeniu czuć było też, rześkie górskie powietrze i trawę.

Tony spojrzał na swoich nauczycieli, Carlosa Smitha i Kanopusa Blacka. Oboje nie wydawali się jednak specjalnie zmęczeni. W zdrowym oku Profesora Blacka Tony widział coś w rodzaju dumy.

Po chwili dostrzegł że Black delikatnie spiął się gdy Smith objął go ramieniem, a jego policzki delikatnie się zaróżowiły.

- Sid, coś się stało? - spytał z troską Carlos. Nauczyciel obrony pokręcił głową. - To przez księżyc, prawda?

Tony dostrzegł lekkie zawahanie w oku Sida, ale ten szybko przytaknął i odsunął się lekko od od drugiego nauczyciela.

- Może lepiej skończmy na dziś? - spytał Carlos wciąż martwiąc się i najwyraźniej też widząc wahanie w oku przyjaciela.

- Nie trzeba, Carlo - odpowiedział od razu, a profesora Smitha najwyraźniej uznał, że Black powiedział to za szybko.

- Johnson, możesz już iść. Świetnie sobie poradziłeś, oboje jesteśmy z ciebie dumni - uśmiechnął się przyjaźnie. Tony pożegnał się i szybkim krokiem wyszedł z sali.

Carlos z powrotem spojrzał na swojego przyjaciela. Troska lśniła w jego oczach ostrożnie podszedł i przytulił go.

- Wiem, że się boisz - szepnął i delikatnie pogładził przyjaciela po plecach. - To normalne. Każdy by się bał...

~*~

Śnieg przykrył ziemię, drzewa i budynki i powoli zaczynał się tworzyć świąteczny klimat. Nauczyciele lekko przystopowali z materiałem a lekcje latania zostały chwilowo w ogóle odwołane i miały wrócić dopiero na wiosnę. Dlatego uczniowie pierwszego roku z radością korzystali z dodatkowej wolnej godziny, spędzając ją bawiąc się na śniegu.

Tony trzymał otwartą książkę w rękach spacerując wraz ze swoją, chyba mógł ją tak nazwać, przyjaciółką. Książka a właściwie księga, była oprawiona w brązową skórę i w kilku miejscach była już obdarta. Złoty napis był już ledwo widoczny, a strony były pożółkłe.

Minęło kilka miesięcy odkąd zaczął treningi panowania nad mocą jednak niewiele to dawało. Moc wciąż często żyła własnym życiem, reagując aktywnie na jego myśli i uczucia.

Wydawało mu się że moc wciąż rośnie i stara się wyrwać spod więzów. W pewnym momencie, kiedy moc była silniejsza przez ustawienie gwiazd, Profesor Smith kazał mu wykorzystać większość mocy. Potem przez tydzień czuć było jego magię w sali od zaklęć, a on sam wyczerpany przespał cały dzień.

Teraz jednak było trochę spokojniej i mógł w spokoju czytać.

No prawie w spokoju.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytała zirytowana już Caro, a Tony spojrzał na nią. - Pytałam czy pomożesz mi w nauce na Obronę. Wciąż nie rozumiem niektórych rzeczy...

- Pomogę, tylko skończę ten rozdział - odpowiedział od razu Tony. Nie chciał tracić przyjaciółki, a pomoc jej w nauce na pewno wzmocni ich przyjaźń. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Nie znał się za bardzo na takich rzeczach.

Caro skinęła głową, lekko niechętnie, najwidoczniej licząc na rozmowę z przyjacielem.

- Co czytasz? - spytała po chwili ciszy gdy zdecydowali się usiąść pod drzewem, którego grube korzenie dobrze służyły jako ławki.

- Postrzeganie Aur, jak zostać prawdziwym widzącym - odpowiedział od razu Tony. Widząc zdziwienie na twarzy Caro kontynuował swoją wypowiedź. - No wiesz widzący to ci którzy widzą aury. Takie, jakby to wytłumaczyć... To takie pola, reagujący na nasze emocje. Pewnie czujesz je.

- Nie? Nie wydaje mi się żebym coś takiego czuła - odpowiedziała dziewczyna i zmarszczyła brwi patrząc na chłopaka.

- Dziwne. Ja czuję... Twoja przypomniana taką łąkę pełną kwiatów...

Caro tylko prychnęła i wywróciła oczami. Nie za bardzo wierzyła chłopakowi, choć nie mogła zaprzeczyć, że czasem wyczuwał, że przyszła zanim w ogóle zdążyła coś powiedzieć. To by tłumaczyło dlaczego wie, że to ona zanim się odezwie. Ale równie dobrze może po prostu słyszeć jej kroki, albo coś w tym stylu.

Chociaż... Czasem i ona dziwnie czuła się gdy Tony do niej podchodził. Coś kiedy był blisko się zmieniało, powietrze jakby jakby zgęstniało. Szybko jednak to uczucie zdawało się mijać.

Po kilku minutach Tony w końcu skończył czytać i razem z Caro ruszył do biblioteki.

- Tak więc czego nie rozumiesz? - spytał chłopak otwierając masywne drzwi biblioteki. Magia mimo porannego treningu i tak naparła delikatnie na drzwi pomagając je otworzyć, a potem sama je zamknęła kiedy tylko para weszła do pomieszczenia.

- Wszystkiego. Wciąż nie potrafię ignorować tego jak Profesor wygląda... - powiedziała Caro i wzdrygnęła się. Jej zdaniem blizna przecinająca oko nauczyciela była straszna. Podobnie jak samo oko. Ślepe, puste, zamglone. Caro wzdrygała się lekko ilekroć nauczyciel na nią spojrzał.

- Przecież nie jest on aż taki straszny...

- W ogóle, zmieniając temat. Pojedziesz do mnie na święta? Moi rodzice chcieliby cię poznać... - powiedziała lekko niepewnie Caro.

- Nie. Wolę zostać w Hogwartcie - stwierdził od razu Tony. Wiedział że jeśli się zgodzi, jego ojciec na pewno zabierze go do domu. A tego wolałby za wszelką cenę uniknąć. Nie chciał wracać do domu dopóki nie będzie musiał. Poza tym święta w Hogwartcie wydawały mu się ciekawe. Tak jak w ogóle święta same w sobie.

W domu był to dla niego dzień jak każdy inny. A tutaj czuł tą atmosferę już kilka tygodni przed tym dniem. Czuł tą magię w powietrzu, lekką, radosną. Pachnącą ciastkami, lasem iglastym i ciepłem. Rozgrzewała go od środka jak ciepły napój. Jego magia była bardziej skoro do współpracy, dużo mu ułatwiała.

Pierwszy raz całkiem dobrze czuł się z faktem, że jego magia tak a nie inaczej

- Więc w czym ci pomóc? - spytał ponownie i wyciągnął z torby podręcznik do obrony. Srebrny napis wybijał się na ciemnej okładce od razu zwracając na siebie uwagę. "Podstawy Obrony" były bardzo dobry podręcznikiem który miały towarzyszyć im przez najbliższe trzy lata.

Caro otworzyła podręcznik na dwudziestej piątej stronie.

- Zaklęcie Protego jest dla mnie niezrozumiałe - powiedziała dziewczyna.

- Profesor Black tłumaczył je już kilka razy - skrzywił się Tony, a jego magia pierwszy raz od kilku dni poruszyła się.

- Mówiłam już. Nie mogę się skupić. On jest straszny – powiedziała Caro a Tony tylko prychnął. Był zirytowany. W końcu nie trzeba było nawet patrzeć na profesora Blacka, on sam wielokrotnie to mówił, by móc skupić się na tym co mówi. Poza tym po tylu lekcjach większość już przywykła do blizn profesora. Niektórzy zaczęli nawet zadawać pytania dotyczące tego skąd wzięły się blizny profesora. Ten jednak zbywał wszystkie pytania mówiąc, że opowie o nich gdy będą starsi.

Uczniowie starszych klas również nie wiedzieli jak to stało się, że profesor Black ma te blizny. Ewentualnie kłamali.

- To proste. Protego to zaklęcie tarczy, dobrze wykonane odbije większość zaklęć – powiedział Anthony. Jego magia poruszyła się delikatnie. Widocznie zirytowanie ją ożywiło. Ostrożnie zanotował sobie ten fakt w głowie. - Ruch to takie coś – ostrożnie i powoli wykonał ruch różdżką.

- A jak przydaje się w pojedynku? - spytała Caro a Tony wywrócił oczami. Nie dziwił się, że dziewczyna była średnia, a nawet słaba z zaklęć i obronny. Kiedy minęła ta pierwsza ekscytacja ( i zaczęły pojawiać się prace domowe) Caro straciła trochę zapału.

Oczami wyobraźni zobaczył ostatnią lekcje obrony. Podczas, której przyszedł na lekcję profesor Smith. Wszyscy byli w szoku, bo jeszcze nie zdarzyło się by na lekcji było dwóch nauczycieli.

Okazało się, że w ramach lekcji pokażą im jak wygląda pojedynek czarodziei.

~*~

- Pojedynki tradycyjnie zaczyna się od ukłonu – powiedział Smith. Jak zwykle był - Jest to wyzwanie do walki, jeśli druga osoba również się ukłoni to rozpoczyna się pojedynek.

Black ukłonił się, Smith również. Pierwsze zaklęcie posłał Smith. Profesor Black prędko wykonał unik i sam rzucił zaklęcie. Nauczyciel zaklęć odbił je jednak.

Black oberwał własnym zaklęciem, nie był to jednak koniec. Szybko rzucił kolejne zaklęcie, które uderzyło w regał za Smithem. Ten zrobił jednak tylko krok w przód i cicho się zaśmiał.

Nagle jednak za Smithem błysnęło światło, słychać było huk i Profesor zaklęć wywrócił się. Wydawało się jednak wszystkim że to on wygra bo zaraz rzucił kolejne zaklęcie. Black jednak odbił je Protego i Smithowi różdżka wypadła z ręki.

~*~

Tony potrząsnął głową by odpędzić tą wizję.

- Do odbicia zaklęcia, którego nie da się uniknąć – powiedział Tony. - Tylko kiedy przeciwnik rzuci zaklęcie musisz już wiedzieć czy odbijasz zaklęcie czy nie – wyjaśnił ze spokojem.

Caro prychnęła tylko zirytowana. Nie rozumiała tej fascynacji wszystkich pojedynkami. Po dłuższym zastanowieniu nie wydawały się już interesujące ani potrzebne.

Po prostu para czarodziejów nie potrafi się dogadać więc używa magi. A walczyć dla zabawy? To głupie i nieodpowiedzialne zachowanie. Łatwo by komuś stała się krzywda.

-Jestem pewna, że blizna profesora Blacka jest od pojedynku – stwierdziła dziewczyna a Tony tylko wywrócił oczami. -To się nam w ogóle nie przyda w życiu. Po co nas tego uczą?

Na to Tony się zirytował. Jak można być aż takim ignorantem? Nawet on wiedział co aktualnie działo się w czarodziejskim świecie.

- Panuje teraz wojna. I tobie w szczególności się to przyda – stwierdził zirytowany chłopak.

- Czemu niby mi w szczególności?! - krzyknęła dziewczyna zła na chłopaka.

- Bo jesteś z mugolskiej rodziny. A oni polują na takich czarodziei – powiedział a Caro krzyknęła wściekła.

- Gadasz jak czystokrwiści! To, że jestem z nor-niemagicznej rodziny nie znaczy, że jestem gorsza! Nie możesz zachowywać się jak Patrick?! - na te słowa Tony prychnął zirytowany.

- Tylko czystokrwisty jest właśnie Ombre jakbyś zapomniała! - krzyknął i zirytowany wyszedł z biblioteki.

Ruszył korytarzem. Magia krążyła wokół niego czasem ujawniając się w postaci iskierek. Był wściekły. Caro wydawała się nic tak naprawdę nie wiedzieć o starszym Ombre, mimo że coraz częściej wybierała właśnie Patricka a nie Anthonego.

Nie patrzył gdzie idzie i przypadkiem na kogoś wpadł. Upadł ale szybko podniósł się zanim druga osoba zdążyła zareagować. Podniósł wzrok i zorientował się, że to jeden z nauczycieli.

- Przepraszam Pana – powiedział a nauczyciel uśmiechnął się.

- Nic się nie stało, panie Johnson – powiedział ze spokojem. Tony dostrzegł małą srebrno-zieloną jaszczurkę tuż przy uchu czarodzieja.- Rahu wiem, że nic się tobie nie stało. Nawet nie próbuj mnie oszukać – rzekł. Jaszczurka jakby się obraziła, lekko ugryzła w ucho czarodzieja a potem schowała się za kołnierzem.

- Rahu? -powiedział zdziwiony Tony marszcząc brwi.

- To moja Wsiąkiewka. Jest moim pomocnikiem. Więcej opowiem ci jeśli kiedyś będziesz chodzić na wróżbiarstwo – powiedział nauczyciel z uśmiechem a Tony skinął głową na znak, że rozumie.

Dopiero kiedy pożegnał się z nauczycielem zdał sobie sprawę, że sama obecność nauczyciela wróżbiarstwa uspokaja go i odgania złe emocje. Wystarczyła krótka rozmowa by cała jego złość wyparowała. Tony uśmiechnął się mimowolnie. Postanowił, że na pewno wybierze wróżbiarstwo jako jeden z przedmiotów.

~*~

- Joe – zawołał przeciągając głoski Gryfron, próbując dogonić Krukona. Joseph zatrzymał się i spojrzał na niego zastanawiając się co tym razem wymyślił jego przyjaciel. - Wywróż mi błagam co będzie na kartkówce z ONMS rodzice mnie zamordują jak dostanę Trolla – powiedział szybko Gryfon.

- Zobaczę co da się zrobić, dobrze? Nie zawsze da się wszystko wywróżyć – odpowiedział Joe. Wiedział również, że raczej nie powinno się zbytnio używać wróżbiarstwa do takich głupot ale stwierdził, że jeden raz spróbować nie zaszkodzi.

Michael podziękował i ruszył biegiem na kolejną lekcję. Joseph zaraz również ruszył biegiem bo zdał sobie sprawę, że do sali od eliksirów mimo wszystko jest dość daleko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro