Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 Gryffindor

Hogwart był piękny, Tony skłamałby, gdyby powiedział, że nie. Wysokie na kilka metrów korytarze były oświetlane przez blask księżyca. Okna, w kształcie łuku sięgały sufitu i widać przez nie było prawie całą okolicę.

Błonia, rozciągały się po horyzont, a w oddali widać było zarys lasu i jakieś jezioro. Księżyc i gwiazdy lśniły oświetlając okolicę.

Tony zatrzymał się na chwilę by popodziwiać widoki. Myśl, że był tak daleko od domu, daleko od człowieka, który był jego ojcem, zamiast budzić w nim lęk czy niepokój, dawała przyjemne uczucie spokoju i bezpieczeństwa.

Poczuł jak jego magia poruszyła niczym kot, który właśnie się obudził z długiego spokojnego snu. Leniwie i spokojnie, tak jak wtedy, gdy jego ojciec wychodził z domu. Nie zanosiło się jednak na to by miała schować się ponownie.

Jak się skupił, to widział jak jego własna aura lśni od mocy. Była złota, ledwo widoczna otaczała go i błyszczała jak gwiazdy na nocnym niebie, przypominała trochę płomienie palące się w kominku i podobnie jak one dawała mu przyjemne ciepło.

- Tony chodź – głos Caro wyrwał go z zamyślenia. Szybko potrząsnął głową i spojrzał na dziewczynę, w jej piwnych oczach błyszczało podekscytowanie.

On sam nie czuł podekscytowania na myśl o przydziale do domu. Wydawało mu się jakby jego magia szeptała mu o głupocie tego pomysłu i o tym jak powoduje on niepotrzebną rywalizację pomiędzy domami, szybko jednak wyrzucił tą myśl z głowy.

Ten podział wymyślił ktoś dużo starszy i mądrzejszy niż on.

Tony wziął głęboki oddech i wszedł za resztą pierwszorocznych do Wielkiej Sali.

A Wielka Sala była jeszcze większa niż sobie wyobrażał. Pomieszczenie było wysokie na co najmniej dziesięć metrów. Wysoko ponad głowami uczniów unosiły się palące świeczki. Tony z zaciekawieniem zauważył, że te nie topiły się, a przynajmniej wosk nie kapał im na głowy i do jedzenia.

Szybko zanotował w głowie by spytać o to jakiegoś nauczyciela lub poszukać informacji o tym w bibliotece.

Dopiero po chwili zauważył coś ciekawszego. Na suficie błyszczały gwiazdy i księżyc.

- Pięknie tu – szepnęła Caro rozglądając się. Tony przytaknął jej i rozejrzał się. Szukał wzrokiem Petera. Z swego rodzaju zdziwieniem dostrzegł, że szybko potrafi znaleźć jego aurę, otoczoną przez wiele jej podobnych. Wtedy zauważył, że aury ludzi siedzących przy tych samych stołach są podobne.

Tylko od stołu, jak podejrzewał nauczycielskiego, aury potrafiły różnic się diametralnie.

Aura jak podejrzewał dyrektora była jasna niczym słońce, niemal raziła w oczy i prawie przysłaniała inne aury.

Po lewej stronie dyrektora siedział brązowowłosy mężczyzna niezwykle podobny Josepha. Ich aury również były niezwykle podobne. Aura mężczyzny była niczym noc podczas pełni, niezwykła i tajemnicza, pełna lśniących gwiazd. Jasna pomimo mroku. Joseph miał niezwykle podobną aurę, choć u niego wdawało się jakby ta noc dopiero się zaczynała.

Tonego zdziwiło trochę to, że nauczyciel samą aurą wzbudzał większe zaufanie niż dyrektor.

Nagle drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, a Tony poczuł coś dziwnego. Zaciekawiony spojrzał w tamtą stronę i zdziwił się.

Stara tiara promieniowała magią jakiej Tony jeszcze nie znał. Widział cztery aury podobne do domów Hogwartu, wyglądały jakby próbowały połączyć się w jedną całość jednak nie wychodziło im to.

Jeszcze większy szok wywołało u pierwszorocznych to że Tiara odezwała się.

- Ja jestem Tiara Przydziału,
Ja tajemnice wasze znam,

Tony reszty piosenki nie słuchał, zbyt zafascynowany tym jak aury uspokoiły się na moment, tylko po to by zaraz zacząć się poruszać opowiadając jakąś historię. Na ich zaczęły się pojawiać jakieś osoby. Tony obserwował ruszające się postacie, a po chwili pojawił się zamek.

~To historia Hogwatu ~ przemknęło przez myśl rudowłosemu. Zanim doszedł do jakiś większych wniosków piosenka skończyła się.

Tony obserwował, jak uczniowie byli po kolei wzywani a Tiara Przydziału przydzielała ich do domów. Czasami zajmowało jej to zaledwie kilka sekund, a czasem potrzebowała czasu by się zastanowić.

Grupka pierwszorocznych pomału malała. Aż wreszcie przyszedł czas na Tonego.

- Johnson, Antony! – udając spokój Anthony podszedł i usiadł na taborecie. Tiara opadła mu na oczy, co go trochę zirytowało.

- Spryt, ambicja – odezwał się głos w jego głowie. Szybko rozpoznał, że jest to głos Tiary Przydziału – jesteś chętny do nauki -

- Chciałbym być w Hufflepuffie – przewał jej w myślach. Tiara zamilkła na chwilę jakby myśląc nad tą propozycją.

- Nie. Już wiem, gdzie cię przydzielę – ponownie odezwała się w jego głowie, zaraz jednak krzyknęła już nagłos nazwę jego nowego domu;
- Gryffindor!
Uczniowie domu lwa klaskali, gdy Tony, niezbyt zadowolony z wyboru Tiary, ruszył w stronę ich domu.

Ich aury były jasne, niemal oślepiające, w większości zdawały się być o krok od rzucenia się na kogoś. Tony zdecydowanie wolał spokojne aury Puchonów które były jasne, ale nie oślepiające.

Niechętnie usiadł obok Caro. Po kilku minutach ceremonia przydziału, a Dyrektor zaczął mówić.

- Witam was na kolejnym roku w Hogwarcie! Jak co roku przypominam, że wstęp do zakazanego lasu jest zakazany i grozi śmiercią – powiedział spokojnie mężczyzna a Tony ledwo powstrzymał się od śmiechu. Niebezpieczne miejsce niedaleko szkoły pełnej dzieci. Co może pójść nie tak?

Johnson posłuchał co dyrektor ma do powiedzenia a potem hymnu Hogwartu. Odetchnął z ulgą, gdy stoły ugięły się od jedzenia. Spokojnie nałożył sobie kanapkę i jedząc słuchał gadającej Caroline. Nawet ją polubił. Była jedną z pierwszych przyjaźnie nastwionych do niego osób, więc to chyba normalne, że ją polubił.

Kątem oka obserwował rodzeństwo Ombre które rozmawiało z szczupłym czekoladookim blondynem, który z tego co Tony kojarzył nazywał się Martin Red. Rodzeństwo siedziało po dwóch stronach zmieszanego blondyna i zdawało się o czymś rozmawiać. Naprzeciwko nich siedział pulchny, niski brunet o piwnych oczach. Theodoric Mirror.

George powiedział coś do brata, a ten natychmiast spojrzał w stronę Caro. Młodszy z braci zaśmiał się na co Patric zarumienił się i spiorunował go wzrokiem.

~*~

Anthony był zmęczony po uczcie i prawie trzech godzinach zwiedzania Hogwartu. Prefekci oprowadzili ich dość dokładnie choć i tak podkreślili, że gdyby nie późna pora zrobiliby to o wiele lepiej. Kiedy grupa pierwszorocznych Gryfonów w końcu dotarli do Portretu Grubej Damy, Tony odetchnął z ulgą, ponieważ zwiedzanie było męczące pomimo pięknych widoków i architekturze – Caro zauważyła, że na poręczach są wyrzeźbione łuski, pióra lub sierść, zależy, gdzie dane schody prowadziły. Czasem sierść przechodziła w pióra lub łuski albo na odwrót.

- Dobra, teraz szybko. Po dwudziestej pierwszej, jest cisza nocna i trzeba iść do dormitoriów. Polecam też iść spać, bo lekcje bywają ciężkie. Hasło to Honor Serca, nie możecie go zdradzić nikomu spoza domu, szczególności Ślizgonom, oni nas nienawidzą, ze wzajemnością zresztą. A teraz właźcie i idźcie spać, dormitoria chłopców są po lewej, a dziewcząt po prawej. Dobranoc.

Tony skrzywił się lekko, a potem wszedł za prefektem do pokoju wspólnego. Rozejrzał się. W pokoju wspólnym panował pół mrok. Pomieszczenie było okrągłe i, pomimo pół mroku, dość przytulne o czerwonych ścianach. W kominku powoli gasł ogień, będący aktualnie jednym źródłem światła, ponieważ okna były zasłonięte. Kątem oka Tony dostrzegł jakąś tablicę. Szybko postanowił, że rano sprawdzi co na niej pisze.

Potem wraz z resztą chłopców ze swojego roku wszedł po schodach po lewej na górę. Szybko znaleźli swoje dormitorium.

Tony wzdrygnął się, gdy Patric zamknął zaraz za nim drzwi z hukiem.
- Jest środek nocy. Mógłbyś być ciszej – stwierdził rudowłosy nawet nie patrząc na starszego.

Brunet z rodu Ombre prychnął.
- A ty mógłbyś odczepić się od Caroline.

Tony w pierwszej chwili nie zrozumiał o co im chodzi.
-Ale to – zaczął spokojnie, ale jeden z Ombre uderzył go w nos z pięści. Nie spodziewający się tego chłopak zatoczył się i wpadł na drzwi. Od ciosu w brzuch osunął się na ziemię, gdzie skulił próbując chronić głowę.

-Geogre! Patric! Co wy robicie?! – krzyknął młody Red. Młodszy brat obrzucił go spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.

- Zasłużył – stwierdził chłodno i ponownie kopnął leżącego gryfona.

Tony nie płakał ani nie krzyczał. Wiedział, że takie zachowanie nic nie da. Jednie da im kolejny powód do śmiania się z niego. Stwierdził w myślach, że po prostu będzie ich unikać. Tak. To było najlepsze wyście.

~~~

1285 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro