Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 Podróż

Wrześniowy poranek był wyjątkowo zimny. Sierpień skończył się zaledwie dzień wcześniej, a mimo to w Londynie panował chłód.

Peron 9¾ nie był wyjątkiem. Za kilkanaście minut mieli zacząć schodzić się uczniowie. I nikt nie zwracał uwagi na drżącego z zimna rudowłosego chłopca. No dobra. Prawie nikt.

Joseph Moonshade, krukon z piątego roku, niemal od razu go dostrzegł i szybko podszedł nie zważając na swoich przyjaciół.

- Cześć, młody – uśmiechnął się do niego przyjaźnie a jedenastolatek spojrzał na niego ze strachem w oczach. – Ja jestem Joseph a ty?

-Anthony… - powiedział niepewnie, strach wciąż błyszczał w ciemnych oczach.

-Idziesz na swój pierwszy rok prawda? – spytał Joseph na co Anthony skinął głową, wciąż niepewny i przestraszony.

Jeśli Joseph miałyby do czegoś Tonyego porównać to do spłoszonego zwierzęcia zagonionego w kozi róg, które było zbyt słabe by zaatakować. Drżał mając na plecach jedynie cienką białą bluzę. Co trochę zaniepokoiło starszego. Czy rodzice Anthonego nie wiedzieli jaki mróz był na dworze?

- Może chciałbyś pojechać ze mną i moimi znajomymi? – spytał uśmiechając się przyjaźnie i ruchem głowy wskazał na przyjaciół.

Anthony zawahał się, Joseph wydawał się naprawdę miły. Był otoczony przyjazną, lekko tajemniczą aurą, a ona odpowiadała w końcu charakterowi i mocy magicznej. Tony potrafił je odczytywać choć musiał się do tego skupić.

W końcu skinął głową na tak a Joseph uśmiechnął się szerzej i ruszył w stronę przyjaciół. Tony niepewnie poszedł za nim.

- To są bliźniaki Agnes i Peter – wskazał na niezwykle podobną do siebie dwójkę. Oboje mieli intensywnie zielone oczy i ciemnobrązowe oczy, byli wysocy, choć Peter przewyższał Agnes niemal o głowę. Wydawał się chcieć chronić siostrę za wszelką cenę i raz po raz rzucał drugiemu chłopakowi zirytowane spojrzenie

Ale to jego aura wydawała się najprzyjemniejsza. Była cicha, spokojna i zrównoważona. Łagodna. Aura Agnes była podobna, tylko bardziej tajemnicza i mniej zrównoważona.

Najmniej przyjemną aurę miał ostatni chłopak, którego czarne potargane włosy opadały na twarz.

Jego aura była dzika i nieprzewidywalna, choć jednocześnie była przyjazna jednak nie przekonywało to Tonego.

- a to Michael – powiedział Joseph z uśmiechem na ustach wskazując na czarnowłosego. Michael od razu wyprostował się i spojrzał z uśmiechem na Tony ‘go.

- Jestem w najlepszym domu. Od trzech lat nie przegraliśmy pucharu Quidditcha – pochwaliły i z dumą poprawił swój czerwono-złoty krawat. Zaraz jednak skrzywił się, gdy Agnes uderzyła go w tył głowy. – No co, Ślizgoneczko? Zazdrościsz?

- Tobie? – Agnes prychnęła, a jej aura zawrzała. – Czego niby? Bycia palantem?

Michael prychnął i wyprostował się jeszcze bardziej.
-Bycia w Gryffindorze, to chyba oczywiste – powiedział patrząc na Agnes z góry.

- Z tymi głupkami? – Agnes skrzywiła się a Michael znowu prychnął zdenerwowany.

Peter zaśmiał się zwracając na siebie uwagę kłócących się.
- Masz coś do dodania, Peter? – spytała Ślizgonka posyłając mu groźne spojrzenie.

- Tak – powiedział Peter. – Chce być chrzestnym waszego dziecka.

- Ej to moja rola! – krzyknął Joseph udając oburzenie, potem cała czwórka wybuchła śmiechem.

Anthony patrzył na to wszystko zdziwiony.

Nie znał się za bardzo na kontaktach międzyludzkich, w szkole trzymał się na uboczy i starał się nie wchodzić w drogę tym popularnym. Nikt nie chciał się z nim przyjaźnić przez jego dziwactwa.

Choć wina leżała też po jego stronie. Nie dopuszczał do siebie nikogo.

Niemal panicznie bojąc się, że ktoś dowie się o jego sytuacji w domu.

Bo mimo wszystko kochał ojca i nie rozumiał co robi źle. Nie wiedział, dlaczego ojciec najwyraźniej nie kocha go i liczył, że kiedyś to się zmieni.

A robił wszystko by go zadowolić. Starał się być najlepszy w klasie we wszystkim w czym mógł, pomagał mu w pracy, choć nie znosił duchoty eliksirów, grzecznie siedział w swoim pokoju, kiedy przychodzili goście, był posłuszny i grzeczny.

Robił wszystko by być idealnym synem jakiego każdy ojciec chciałby mieć.

A mimo to jego ojciec go nie kochał.

Tony nawet nie zauważył, kiedy zdążyli wejść do pociągu i usiąść w jednym z przedziałów. Zorientował się dopiero, kiedy pociąg ruszył z miejsca.

- Więc Tony – zaczął Michael uśmiechając się przyjaźnie, a wesołe iskierki tańczyły w jego piwnych oczach – do jakiego domu chciałbyś trafić? Wiesz mamy tu reprezentacje wszystkich domów.

Anthony wzruszył ramionami. Czytał Historię Hogwartu, wiele razy i uważał, że wszystkie domy byłyby tak samo dobre.

Choć im więcej czasu spędzał z Michaelem tym bardziej nie chciał trafić do jego domu.

- Naprawdę nie masz żadnego faworyta? – coś w rodzaju szoku pojawiło się na twarzy Gryfona. Agnes uderzyła go łokciem.

- Nie każdy jest tobą Narwańcu – stwierdziła z uśmiechem. w
Czas spędzony w pociągu dłużył Tonemu w nieskończoność. Choć jego towarzysze byli naprawdę mili i na prawdę starali się z nim zaprzyjaźnić, pomimo pięcioletniej różnicy wieku.

Tony jednak starał się bronić przed tą znajomością. Mógłby przypadkiem zdradzić co dzieje się u niego w domu, a tego nie chciał.

Niechętnie szedł za chuderlawym, niskim gajowym, zastanawiając się jak ktoś taki jak on może opiekować się dzikimi zwierzętami. Zaraz obok niego szła blondynka o piwnych oczach.

-Cześć ja jestem Caro, a ty? – spytała patrząc wyczekująco na Tonego. Ten jednak starał się ją ignorować rozglądając się i podziwiając okolice.

Peron przy Hogwarcie nie był duży, co było logiczne biorąc pod uwagę fakt, że kursował tu tylko jeden pociąg, w dodatku tylko kilka razy w roku, więc i pasażerów było niewielu. Wszędzie wokół słychać było gwar rozmów, skrzek sów i szelest piór.

Tony nie przepadał za takim hałasem, ale musiał się do niego przyzwyczaić. Zdawał sobie sprawę, że będzie mu on towarzyszył niemal cały czas.

- Możesz mnie nie ignorować?  - spytała Caro, gdy Tony po raz kolejny zignorował jej pytanie o imię.

Rudowłosy cicho westchnął i spojrzał na dziewczynę swoimi ciemnymi oczami.
- Jestem Anthony Charles Johnson, taka odpowiedzieć cię zadowala?

- Czyli Tony. Albo Chas – mruknęła Caro, na co Tony wywrócił oczami. Potem zajął miejsce w łódce, a dziewczyna usiadła obok niego. Miejsce naprzeciwko nich zajęła dwójka chłopców.

- Cześć ja jestem George, a to Patric – powiedział z uśmiechem wskazując na szatyna obok siebie. Szatyn uśmiechnął się i lekko uderzył bruneta w ramię.

- Umiem sam się przedstawić bracie – stwierdził Patric z uśmiechem. – To ja jestem starszy.

- Nie wyglądacie na bliźniaków – stwierdziła Caro marszcząc brwi. Tony wywrócił oczami na to stwierdzenie.

- Nie jesteśmy bliźniakami. Ja urodziłem się rok wcześniej, we wrześniu i dlatego jadę na pierwszy rok dopiero teraz – wyjaśnił Patric.

Tony zeskanował obu chłopców wzrokiem. George miał czarne włosy o brązowym połysku i jasne, niebieskie oczy, których barwa wpadała w srebro. Oczy Patrica również były niebieskie, jednak ich barwa była dużo intensywniejsza i przypominała niebo. Jego włosy były brązowe, wpadające w mleczną czekoladę. Oboje bracia miały rysy charakterystyczne dla jednego z arystokratycznych rodów.

- Jesteście z rodu Ombre? – spytał, choć był tego niemal pewny.

Patric skinął głową z uśmiechem.
- Tak. Oboje trafimy też do Gryffindoru jak każdy z naszego domu. Wiecie, że to najlepszy domu? – stwierdził, na co Tony wywrócił oczami. – W ogóle skąd wiedziałeś? Wydawało mi się, że jesteś mugolakiem, bo nie jesteś podobny do żadnych znanych mi rodzin.

Tony ledwo powstrzymał się od prychnięcia.
-Jestem półkrwi – stwierdził szorstko. – W domu mam wiele książek o czysto krwistych rodach. A i Gryffindor nie jest najlepszym domem, nieważne, ile razy wygrał puchar domów, czy puchar Quidditcha. Wszystkie domy są równe.

Patric pokiwał głową jakby zastanawiając się nad czymś. Zerknął dyskretnie na brata, co Tony i tak zauważył.

- Brzmisz jak ślizgon – stwierdził George, a jego aura, podobna pod pewnym względem do aury Micheala, pociemniała od negatywnych emocji.

Anthony skrzywił.
- A co w tym złego? Mówiłem już. Wszystkie domy są równe – powiedział tonem jakby mówił coś oczywistego.

- Tylko że Slytherin jest domem ciemności – stwierdził szorstko George. – Pewnie tam trafisz. Jak ci wszyscy czarnoksiężnicy – dodał marszcząc nos.

W tym momencie Anthony prychnął i przestał słuchać Ombre’a, nie mając siły – i ochoty – się dalej kłócić. Zaczął obserwować powoli zbliżającą się sylwetkę Hogwartu, gdzie miał spędzić najbliższe miesiące.

~~~

1269 słów

Więc jak myślicie co będzie dalej?
Jak Tony poradzi sobie w szkole?

Czekam na wasze komentarze ~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro